Niskie stopy nie ożywią popytu na kredyt

Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że członkowie RPP z czystym sumieniem i spokojną głową będą mogli ruszyć na wakacje. Ale rzeczywistość znów się skomplikowała i „rynek” domaga się dalszych obniżek stóp procentowych w NBP.

Od listopada Rada Polityki Pieniężnej dokonała pięciu z rzędu obniżek stóp procentowych, w marcu zaskakując analityków cięciem aż o 50 punktów bazowych. W rezultacie cena kredytu w Polsce spadła do rekordowo niskiego poziomu, z trzymiesięcznym Wiborem rzędu 3,05%.

Tak niska rynkowa cena pieniądza oznacza, że banki spodziewają się kolejnej obniżki stóp w ciągu najbliższych miesięcy. I choć rynkowy konsensus zakłada, że na majowym posiedzeniu Rada pozostawi stopy bez zmian, to bankowi ekonomiści coraz śmielej przebąkują o cięciach w następnych miesiącach. Za to 25-punktowej obniżki stóp „pewny” jest rynek terminowy – notowania kontraktów FRA wyceniają przyszłomiesięczny Wibor poniżej 3%.

Jak nisko mogą spaść stopy?

Do zmiany nastawienia analityków skłoniły najnowsze dane napływające z polskiej i niemieckiej gospodarki. W obu przypadkach rozczarowały mierniki koniunktury przemysłowej, które praktycznie wykluczyły rozpoczęcie ożywienia gospodarczego w drugim kwartale. Coraz bardziej wątpliwe są też oczekiwania na wyraźną poprawę koniunktury w drugim półroczu i to zarówno w Polsce jak i w strefie euro.

Równocześnie inflacja CPI – czyli mierzony przez GUS wzrost cen koszyka dóbr konsumpcyjnych – spowolniła najbardziej od czerwca 2006 roku. W marcu ceny rosły w tempie 1%, czyli wolniej od 2,5-procentowego celu inflacyjnego NBP. Kwietniowa przecena ropy naftowej i wywołany nią spadek cen paliw na polskich stacjach mogą wzmocnić „gołębie” skrzydło RPP i przyczynić się do utworzenia większości zdolnej przegłosować kolejne obniżki kosztów kredytu.

Równie silny wpływ na decyzje Rady mogą mieć działania innych banków centralnych. W kwietniu na obniżkę głównej stopy procentowej zdecydował się Europejski Bank Centralny. W maju nieoczekiwanie stopy obciął Bank Rezerw Australii. Takie posunięcia mogą przełożyć się na obniżkę ceny pieniądza także w Polsce, gdzie niektórzy członkowie RPP panicznie boją się aprecjacji złotego i związanych z tym negatywnych konsekwencji dla niektórych eksporterów. Pod wpływem tych wszystkich czynników rynek kontraktów FRA wycenia, że do końca roku Wibor spadnie poniżej 2,5%.

Co nam da tani kredyt?

Już niedługo rekordowo tani kredyt w Polsce może stać się jeszcze tańszy. Oprocentowanie kredytów mieszkaniowych może wynieść nawet 3,5%, a pożyczkę konsumpcyjną będzie można dostać po koszcie niższym od 10%.

Tyle że taniejący od pół roku kredyt nikogo nie zachęca do zaciągania długów. W najnowszej ankiecie NBP aż 91% banków odnotowało spadek popytu na kredyty inwestycyjne. Po wygaszeniu rządowych dopłat („Rodzina na swoim”) gwałtownie spadło zapotrzebowanie na kredyty mieszkaniowe. Nawet szybkie pożyczki gotówkowe sprzedają się niespecjalnie, co przysparza bankierów o coraz silniejszy ból głowy. Co więcej, nie widać perspektyw na odwrócenie tej antykredytowej tendencji.

Można więc oczekiwać, że przynajmniej do końca roku nawet rekordowo niskie stopy procentowe nie ożywią popytu na kredyt. „Czy nadmiernie zadłużeni konsumenci przerażeni widmem rosnącego bezrobocia nagle pobiegną po pożyczki gotówkowe? Czy pozbawione zamówień przedsiębiorstwa mające nadmiar mocy produkcyjnych rzucą się na kredyty inwestycyjne? Nie sądzę.” – pisałem trzy miesiące temu i prognoza ta pozostaje aktualna.

Kredytowa droga donikąd

Obniżenie stóp procentowych w Polsce moim zdaniem nie przyczyni się do poprawy koniunktury gospodarczej. Będzie to jedynie ulga dla dłużników, którzy wydadzą mniej pieniędzy na obsługę zadłużenia. Dotyczy to przede wszystkim Skarbu Państwa oraz sektora bankowego – dwóch największych dłużników w kraju. Niemało skorzystają też posiadacze kredytów hipotecznych denominowanych w PLN. Mniejsze korzyści odniosą przedsiębiorstwa korzystające z finansowania bankowego (to znikomy odsetek polskich firm) oraz konsumenci spłacający raty pożyczek konsumpcyjnych.

Stracą za to posiadacze oszczędności, bo w dalszym ciągu spadać będzie oprocentowanie wkładów bankowych i obligacji. Pieniądze uciekające z coraz mniej rentowych lokat będą przepływać na giełdę, na czym powinni skorzystać posiadacze akcji. Niższe stopy to także większa szansa na osłabienie złotego, z czego ucieszą się eksporterzy. Na słabszej walucie stracimy, płacąc więcej za paliwo, żywność, elektronikę, auta czy zagraniczne wycieczki.

W mojej ocenie efekt tak niskich stóp będzie na dłuższą metę niekorzystny dla całej gospodarki, prowadząc do drenażu oszczędności i spadku ich siły nabywczej. Niższe stopy w połączeniu z poluzowaniem regulacji bankowych i wyższym deficytem budżetowym to budowanie fundamentów pod kolejną bańkę konsumpcyjno-kredytową – dającą krótkotrwały epizod przyspieszenia gospodarczego kosztem jeszcze głębszej zapaści w następnym cyklu koniunkturalnym. Tańszy kredyt będzie tylko stymulantem prowadzącym gospodarkę na manowce, podtrzymując nietrafione inwestycje i przerośniętą konsumpcję.