O zapisach na Giełdę subiektywnie

Zapisy na akcje Giełdy zaczęły się w poniedziałek, a skończą 27 października. Do tego czasu należy podjąć decyzję czy warto się na nie zapisać. Historia prywatyzacji pokazuje, że warto. Analiza ostatnich 11 dużych ofert prywatyzacyjnych pokazuje, że już na debiucie można było zarobić średnio 14 proc.

A w perspektywie następnego roku kursy prywatyzowanych spółek rosły osiągając średnio ponad 30 proc. wzrost kursu. Do tego dochodzą dywidendy, które firmy wypłacały w tym czasie akcjonariuszom.

Giełda co prawda nie zarabia tyle, aby uznać jej wskaźniki finansowe za atrakcyjne, ale z drugiej strony przynosi regularne i dość stabilne zyski. Są one w większości uzależnione od koniunktury, ponieważ Giełda zarabia na prowizjach od obrotu, ale w najbliższej przyszłości nie widać zagrożeń dla jej pozycji biznesowej. Wręcz przeciwnie, Giełda zapowiada i konsekwentnie realizuje plan rozwoju i budowy pozycji w regionie.

To czego obawialiśmy się w Warszawie jeszcze kilka lat temu, a więc przejęcia notowań największych polskich spółek przez giełdy w Londynie i we Frankfurcie, dziś jest zmartwieniem naszych wschodnich i południowych sąsiadów. Jeżeli polska Giełda okaże się dość konkurencyjna, to już za kilka lat Warszawa może stać się finansowym węzłem dla całej Europy Środkowo Wschodniej.

Ale to długa perspektywa, a wracając do debiutu Giełdy, który będziemy obserwować już 9 listopada, nastawienie i prognozy analityków są zdecydowanie pozytywne. Oczywiście istnieje ryzyko i należy o nim pamiętać, bo zakup akcji, nawet jeżeli w mediach mówi się że opłacalny, nie jest bankową lokatą, która przynosi konkretny i pewny zysk.

Na akcje GPW zapiszą się jednak na pewno osoby, które uczestniczyły w prywatyzacji PZU i Tauronu, bo doświadczenia po tych debiutach są zdecydowanie pozytywne. Jeżeli więc ktoś rozważa rozpoczęcie przygody z Giełdą jeszcze w tym roku, to jest to najlepsza ku temu okazja, zwłaszcza że wiele domów i biur maklerskich przygotowało na tę okazję preferencyjne warunki otwarcia rachunku.

Źródło: PR News