Odwrócona hipoteka na złość wnukom

Nadchodzi odwrócona hipoteka. Banki mogą dać wolność finansową dla przyszłych emerytów. W kontekście dzisiejszej niewydolności ZUS-u i pięćdziesięciokilkuletnich tłumów emerytów takie hasła brzmią nie tyle atrakcyjnie, co dość abstrakcyjnie.

Niewielu z obecnych i tym bardziej przyszłych emerytów wierzy jeszcze, że może być lepiej. Każdą informację o nowym, „cudownym” instrumencie finansowym gwarantującym emeryturę na Karaibach przyjmują z mieszaniną nadziei i sceptycyzmu.

Nadzieja może nieco w najbliższym czasie przeważyć, przynajmniej dla niektórych. Trwające z mozołem od wielu lata prace na odwróconym kredytem hipotecznym (ang. reverse mortgage) w ostatnim czasie nieco przyspieszyły. Łatwo się domyśleć, co było tego powodem. Życie znów wyprzedziło regulację, a gospodarka nie znosi próżni. Pojawiające się oferty różnego rodzaju okazyjnych rent hipotecznych, które wypłacane są przy zachowaniu konstrukcji dożywocia, niestety z góry trzeba uznać za nieekwiwalentne. Pozbywanie się mieszkania w ten sposób dziś można uznać za nieroztropne, a wysokość proponowanej renty jest po prostu zaniżona. W takich warunkach wprowadzenie odwróconego kredytu hipotecznego uporządkowałoby sytuację i pomogłoby wszystkim właścicielom nieruchomości mieszkaniowych, dając im kolejną opcję wykorzystania nieruchomości.

Bo problem jest podstawowy. Mieć ciastko i je zjeść. Mieszkać, a jednocześnie uwolnić środki zamrożone w mieszkaniu. Odwrócony kredyt hipoteczny daje taką szansę pod warunkiem jednak, że zasady będą przejrzyste i zrozumiałe dla korzystających. Pomijając wszelkie aspekty techniczne, do rozwikłania pozostaje jeszcze aspekt mentalny. Polacy, którzy mieszkają we własnych mieszkaniach, które przekazywane są z pokolenia na pokolenie mają olbrzymie poczucie solidarności rodzinnej. Dziadkowie tradycyjnie, mówiąc eufemistycznie, zamiast konsumować owoce swojej pracy zakumulowane w jedynej posiadanej nieruchomości, powinni ją przekazać następcom. Ta swoista ciągłość pokoleniowa powoduje, że na dalszy plan schodzą potrzeby starszych osób. „Oni” są od oszczędzania. Zerwanie tego ciągu będzie koniecznością wobec mizerii sytemu międzypokoleniowych ubezpieczeń społecznych. Każdy będzie zdany na siebie. W tym sensie również młode osoby, które będą musiały same zadbać o swoje M. Będą to mogły zrobić oczywiście pod warunkiem dostępności zwykłego kredytu hipotecznego. I tu krąg się zamyka.

Czy banki sprostają wyzwaniu? Niestety nie wszystkie. Te hurraoptymistyczne, sprzedające wirtualne marzenia i kredyty na 120 proc. nieruchomości trzeba chyba będzie skreślić z listy. W kredytach hipotecznych i tych zwykłych, i tych odwróconych liczy się bowiem zaufanie. Tak jak w rodzinie. Ale rodziny się nie wybiera, natomiast ofertę banku na szczęście tak, byle wcześniej tylko nie dać się złapać na świecidełka. Pod rozwagę bankowym strategom w pokryzysowych czasach.

Źródło: PR News