U nas było jeszcze gorzej. Już na otwarciu (z luką bessy) WIG20 przełamał wsparcie na poziomie 3400 pkt. Można było się łudzić, że pod koniec sesji pokaże się wreszcie popyt i wykorzysta okazję do dokupienia akcji. Zamiast popytu na koniec sesji podaż wzrosła, a indeks przełamał kolejne wsparcie na 3350 pkt, ale tylko na końcowym fixingu. Sprawa jest jeszcze do uratowania, o ile znajdą się ratownicy. Przez ostatnich kilka sesji WIG20 spadł już o 5 proc., więc być może wkrótce dojdzie do odbicia mimo minorowych nastrojów.
Dziś jednak mieliśmy bezdyskusyjną przewagę podaży, wartość obrotów wzrosła do 954 mln PLN, co także nie jest dobrym znakiem. Inwestorzy nie patyczkowali się z realizacją zysków z takich spółek jak Agora (minus 7,1 proc.), GTC (4,1 proc.), Prokom (4,8 proc.) czy TVN (3,6 proc.). Nadal traciły także banki i spółki surowcowe. A ponieważ w WIG20 niewiele więcej firm się mieści – stąd taki właśnie wynik sesji.
Na szerokim rynku wzrósł kurs 84. spółek, spadł 158. MIDWIG spadł o 0,4 proc., a WIRR o 0,3 proc. W przypadku małych i średnich spółek rzeczywiście po słabym otwarciu pojawił się popyt, który wykorzystał przecenę do dobrania akcji do portfela. Ale WIG20 jest – nie po raz pierwszy – wyraźnie słabszy od reszty rynku. Dziś drożały mocno akcje małych firm jak Capital, Pepees, Jago czy Fon (łącznie przy tych czterech spółkach uzbierało się 100 mln PLN obrotu!).
Na rynku walutowym doszło do przeceny złotego. Można ją wiązać z danymi o wysokim deficycie obrotów bieżących (wzrasta import konsumencki, a więc i popyt na waluty), ale rozsądniej chyba kojarzyć ten fakt z przeceną jena, który znów jest rekordowo słaby do euro i dolara. Kiedy przed kilkoma tygodniami jen równie dynamicznie spadał, reakcja złotego była nawet silniejsza. Teraz zaś jest jakby nieco opóźniona. Dolar podrożał dziś do 3,03 PLN, euro do 3,925 PLN, frank do 2,42 PLN. Razem ze złotym spadały i inne waluty regionu, więc trudno zrzucić winę na dane z NBP.