U nas wyprzedaż przybrała jeszcze większe rozmiary – WIG20 spadł o 3,14 proc. To największy dzienny spadek indeksu od trzeciego sierpnia – od dni, które kończyły letnie odbicie po wiosennym tąpnięciu indeksów. Obroty przekroczyły miliard złotych (WIG20), a spadły wszystkie spółki wchodzące w skład indeksu. Najbardziej dostało się Biotonowi (spadek o 7,2 proc.), który otrzymał kolejną negatywną rekomendację. Indeks ściągały w dół akcje dużych banków – Pekao spadło o 4,7 proc., a PKO BP o 3,2 proc. Niewiele lepiej prezentowały się spółki paliwowe i KGHM (w dół o 3,1 proc.). Słowem – znikąd pomocy. Ważniejsze jednak niż to, o ile spadają akcje, jest odpowiedź na pytanie, dlaczego spadają? Oczekiwania z nadejściem rajdu św. Mikołaja były przecież tak duże, może zbyt duże. Struktura obrotów WIG20 na ostatnich sesjach nie wskazuje na to, że działo się coś ważnego. Kapitał na giełdę nie płynie, a inwestorzy, którzy liczyli na mocne wzrosty w końcówce roku, po prostu są rozczarowani i opuszczają rynek. Nie bez przyczyny WIG20 tak bardzo męczył się w pierwszych tygodniach grudnia z pokonaniem poziomu 3400 punktów. Okazał się on bardzo silnym oporem, złamanym – na krótko jak się okazuje – dopiero po ośmiu dniach „walk”. Zresztą te dwie ostatnie zwyżki WIG20 (piątek i poniedziałek) były mocno naciągane (w ostatnich minutach sesji). Odporność na spadki uznawaliśmy wcześniej za siłę rynku. Dziś tej odporności zabrakło, leczy sygnałem do reakcji będzie spadek indeksu poniżej 3200 pkt (to tam indeks utkwił w czasie jesiennej konsolidacji).
Od strony fundamentów zmieniło się niewiele. Akcje są przewartościowane tak, jak były przed rozpoczęciem sesji. Dzisiejsze – słabsze od oczekiwań – dane o produkcji przemysłowej w Polsce to żaden dramat. Nadal mamy dwucyfrową dynamikę wzrostu. Zdrowego wzrostu opartego i na rynku krajowym i na eksporcie. Bać można się głównie inwestorów zagranicznych. Po zachowaniu regionu można sądzić, że to ich decyzje wywołały spadek WIG20. To tym bardziej prawdopodobne, że świat finansów jest pod wrażeniem tąpnięcia na giełdzie w Tajlandii (dziś indeks spadł o 18 proc.), w związku z restrykcjami nałożonymi na inwestorów zagranicznych. Zaś uczestnicy funduszy globalnych mają zapewne w pamięci majowo-czerwcowo tąpnięcie na rynkach wschodzących i nie chcą ryzykować, że sytuacja się powtórzy. Stąd taka reakcja i głębokie spadki na rynkach regionu.
Statystyka sesji jest fatalna. Wzrósł kurs 17. spółek, spadł aż 227. (średnio o 3,8 proc.). Indeksy oczywiście czerwone – MIDWIG spadł o 2,7 proc., a WIRR o 3,5 proc. Kursy aż 57. spółek spadły o 5 proc. lub więcej (w tym osiem o 10 lub więcej). Najmocniej tracą akcjonariusze najbardziej ryzykownych projektów – ArkSteel spadł o 18,8 proc. Oczywiście małe i średnie spółki nie powinny mieć większej korelacji z działaniem inwestorów zagranicznych. Ale ten segment rynku już wcześniej zdradzał objawy przesilenia. Wyprzedaż na świecie, tylko te objawy wzmacnia.
Na rynku walutowym też zmiany. Dane o PPI w USA wywołały spadek notowań dolara wobec euro. U nas efekt był taki, że euro podrożało do 3,82 PLN, a frank do 2,38 PLN. Za dolara płacono 2,90 PLN.