WIG20 dzień kończy spadkiem o 3,5 proc. (w trakcie sesji, na krótko przed jej zakończeniem zniżka sięgała 4,5 proc.), i zarazem grubo poniżej poziomu wsparcia w strefie 2730-2730 punktów, które teraz zamieniło się w opór dla ewentualnych wzrostów. Poziom 2640 punktów (koniec sesji) po raz ostatni oglądaliśmy na zamknięciu sesji przed świętami… Bożego Narodzenia.
Ponieważ wyprzedaż przybrała dramatyczne rozmiary nie tylko u nas, ale w ogóle na rynkach regionu, nie ma sensu oceniać poszczególnych spółek. Na wartości straciły wszystkie z blue chips. Najmocniej dał się odczuć prawie 5,5-proc. spadek KGHM, bardzo spektakularny (ponad 10 proc.) był też zjazd Biotonu. Ale rynek był słaby jako całość. Wartość obrotów – ponad miliard złotych (WIG20) nie pozostawia złudzeń, co do postawy inwestorów. Po prostu sprzedawali akcje wykorzystując najmniejszy choćby wzrost cen w trakcie sesji.
Na szerokim rynku podrożały papiery ośmiu spółek, potaniały aż 206 (średnio o 6,0 proc.). Po dzisiejszej sesji wielu inwestorów musi mieć serdecznie dość inwestycji giełdowych, ale też ryzyko było wszystkim znane, czyż nie? Nie mniej mamy do czynienia z owczym pędem o wiele silniejszym niż przy wcześniejszych wzrostach. Razem z rynkiem tanieją też akcje wartościowych firm o widocznej dynamice przychodów i zysków. Dziś jednak nikt na to nie zwracał uwagi, a większość inwestorów dużo by dała by cofnąć czas i pozbyć się akcji raz na zawsze.
O prawdziwym dramacie mogą mówić udziałowcy Elektrimu, którego akcje straciły dziś prawie 50 proc. po ogłoszeniu decyzji Sądu Arbitrażowego w Wiedniu, który uznał, że Deutsche Telekom ma prawo domagać się sprzedaży przez Elektrim udziałów w PTC. W sumie o 10 proc. lub bardziej potaniały akcje 29. spółek. W tym gronie znalazły się papiery o najbardziej spekulacyjnym charakterze – sądząc z przebiegu notowań z ostatnich miesięcy. Naiwność i chciwość została więc ukarana zgodnie z regułami sztuki inwestowania na giełdzie.
Co dalej? Rynek nie ma szans podnieść się po takich ciosach (spadek o ponad 20 proc. w miesiąc). Ci, którzy jeszcze nie sprzedali akcji przeważnie marzą tylko o tym, by oddać je przy najbliższym odreagowaniu. Na to szanse już są. Nadzieje na ruch powrotny do 2750 pkt, lub przynajmniej jakikolwiek ruch w górę, są w pełni uprawnione po pięciu z rzędu sesjach spadkowych (w poprzedniej sekwencji mieliśmy jednak takich sesji osiem). Już jutro z USA napłyną pierwsze dane o inflacji producentów (PPI) i ponieważ rynek szykuje się na mocny wzrost cen, sam moment publikacji może zostać wykorzystany do realizacji zysków (na walucie), co chwilowo poprawi nastroje na giełdach.
Z pewnością nie brakuje jednak inwestorów wierzących, że warto trzymać akcje firm wartościowych i dających nadzieję na przyszłość. Istotnie, po burzy przyjdzie czas otrzeźwienia i może się okazać, że ta seria spadków sprowadziła papiery wybranych spółek poniżej ich fundamentalnej wartości. Ale zanim zaczną one odzyskiwać dawną wartość rynkową może upłynąć naprawdę wiele czasu. Zanim inwestorom wróci odwaga do kupowania potrzebne jest uspokojenie nastrojów i to chyba kilkumiesięczne. Na razie na uspokojenie się nie zapowiada.
Inwestorzy wyprzedają bowiem waluty w krajach naszego regionu, ponieważ mocno niepokoją się sytuacją budżetu Węgier. Tam deficyt budżetowy sięga już 8 proc. PKB. Nawiasem mówiąc rozpoczynająca się dyskusja wokół przyszłorocznej ustawy budżetowej w Polsce, też nie skłania do optymizmu. W najbliższym czasie oczekiwane jest osłabienie złotego i to dość solidne. Już dziś cena dolara rosła momentami do 3,17 PLN (ostatecznie rynek zamknął się o grosz niżej). Euro kosztuje już 3,99 PLN i pokonało opór położony grosz niżej. Za franka szwajcarskiego oferowano zaś 2,57 PLN. Najbliższy opór dla “szwajcara” to 2,62 PLN.