U nas WIG20 spadł aż o 3 proc., już na otwarciu pokonał wsparcie w postaci luki hossy powstałej przed tygodniem i zatrzymał się dopiero na kolejnym wsparciu którym jest poziom 3400 pkt. Widać więc, że nastroje na rynkach akcji nie są najlepsze, a na rynkach wschodzących wręcz fatalne. Dodatkowo, nasza słabość to pochodna wielkiej siły rynku we wcześniejszych tygodniach. Dzisiejszy spadek WIG20 był największym od połowy grudnia (wtedy korekta spadkowa, która się rozpoczęła trwała przez kolejne trzy tygodnie). MACD dał po dzisiejszej sesji sygnał sprzedaży. W sumie całość sprawia fatalne wrażenie, które poprawia tylko jedna istotna rzecz – obroty. Wyniosły one (WIG20) 830 mln PLN, co nijak nie przystaje do powagi sesji. Wygląda na to, że popyt w ogóle nie odpowiadał na zaczepki sprzedających, a inwestorzy, którzy mają akcje po prostu przyglądali się dzisiejszej sesji zachowując zimną krew. Taki opis pasuje do klientów funduszy inwestycyjnych, którzy nie reagowali, bo ich czas reakcji liczony jest w dniach, a nie minutach, czy godzinach.
O samych spółkach niewiele jest do powiedzenia. Spadł kurs wszystkich akcji wchodzących w skład WIG20. O 5,4 proc. przeceniono KGHM, aż o 7,4 proc. Polimex, słabo spisały się banki (Pekao w dół o ponad 4 proc.).
Na szerokim rynku wzrósł kurs 22. spółek, spadł aż 232. Taka statystyka sesji przywołuje najgorsze skojarzenia z wiosennym tąpnięciem na GPW. Całkiem słusznie. MIDWIG spadł o 3,3 proc. – najmocniej od 13 czerwca, WIRR stracił 3,7 proc., najwięcej od połowy grudnia, WIG-Budownictwo spadł aż o 4,6 proc., akcje aż 50 spółek spadły o 5 lub więcej proc.
Złoty dziś tracił na wartości, ale w porównaniu z GPW, zmiany były kosmetyczne. Dolar kosztował 2,98 PLN, euro 3,885 PLN, a frank nieco ponad 2,39 PLN.