Po niedawnym kilkumiesięcznym spowolnieniu, ponownie zwiększa się dynamika wzrostu oszczędności i kredytów, przy czym wartość środków gromadzonych w bankach rośnie zdecydowanie mocniej niż kwota zadłużenia osób prywatnych.
Na koniec maja osoby prywatne zgromadziły na rachunkach i depozytach bankowych nieco ponad 706 mld zł. To kwota o 37,3 mld zł większa niż rok wcześniej., co oznacza wzrost o 5,6 proc. Poprzednio podobnie silną zwyżkę zanotowano w maju 2017 r., gdy w bankowych księgach zapisano o prawie 40 mld zł, czyli o 6,4 proc. więcej w porównaniu do maja 2016 r. W międzyczasie napływ oszczędności Polaków w bankach wyraźnie osłabł, osiągając dołek w styczniu obecnego roku, kiedy to przybyło jedynie 23,3 mld zł (wzrost o 3,5 proc.).
Nie zmieniły się jednak preferencje oszczędzających. Nadal trwa odpływ pieniędzy z lokat terminowych, ale zwiększa się wyraźnie stan rachunków bieżących. Odwrót od lokat utrzymuje się nieprzerwanie od stycznia ubiegłego roku. W tym czasie ich suma stopniała z 309 mld zł do niespełna 286 mld zł, czyli o 23 mld zł, a więc o 7,4 proc. Dynamika tej tendencji ostatnio wyraźnie się zmniejsza, ale wciąż jest pokaźna. Od maja 2017 r. do maja 2018 r. spadek wyniósł nieco ponad 11 mld zł (3,8 proc.), podczas gdy w styczniu dwunastomiesięczne ujemne saldo sięgało 21,5 mld zł (7 proc.). Do lokat wciąż zniechęcają bardzo niskie odsetki, których średni poziom sięga zaledwie 1,5 proc. Pokaźny strumień gotówki płynie więc na rynek nieruchomości, do najbardziej bezpiecznych funduszy inwestycyjnych oraz obligacji skarbowych. Te sumy to jednak niewiele, w porównaniu z potężnym przekraczającym 420 mld zł zasobem zalegającym na nieoprocentowanych rachunkach bieżących. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy (od maja do maja) przybyło na nich 48,5 mld zł, co oznacza wzrost o 13 proc.
Mimo rekordowo niskich stóp procentowych oraz bardzo dobrej sytuacji na rynku pracy, charakteryzującej się większą stabilnością zatrudnienia i wzrostem średniego wynagrodzenia, nie ma mowy o kredytowym szaleństwie Polaków. Ich łączne zadłużenie z tego tytułu sięgnęło w maju 582 mld zł, zwiększając się od maja ubiegłego roku o 27,2 mld zł, czyli o 4,9 proc. Choć po wyraźnym zastoju z ostatnich miesięcy ubiegłego roku, gdy wartość zadłużenia ogółem rosła o niespełna 7 mld zł, czyli o 1,2 proc., widoczne jest ostatnio wyraźne przyspieszenie, jednak znacznie niższe niż choćby w połowie 2015 r., nie mówiąc o latach 2010-2012, gdy dynamika wzrostu wartości kredytów była prawie trzykrotnie wyższa iż obecnie, czy 2005-2009, gdy w szczytowym okresie przekraczała 50 proc.
Warto przy tym zwrócić uwagę, że choć dużo mówi się o wysokiej dynamice kredytów na zakup nieruchomości, to ogólna kwota zadłużenia z tego tytułu zwiększa się w niewielkim tempie, wynoszącym w maju jedynie 3,3 proc. w porównaniu do maja ubiegłego roku, a w poprzednich miesiącach zdarzały się nawet jej spadki, sięgające pod koniec ubiegłego roku 1,1-1,5 proc. To głównie efekt wyraźnego obniżania się wartości kredytów walutowych, a w zasadzie frankowych, na co składają się zarówno spłaty, jak i trwający od początku 2017 r. do kwietnia obecnego roku spadek kursu franka. Odwrócenie się tej tendencji w ostatnich tygodniach skutkowało jednak natychmiastowym wzrostem wartości zadłużenia z tytułu kredytów walutowych w maju o 6,5 mld zł w porównaniu do kwietnia, co przypomina wciąż o drzemiącym ryzyku z nimi związanym (ich łączna wartość na koniec maja wynosiła 133 mld zł, co stanowiło jedną trzecią zadłużenia hipotecznego ogółem, sięgającego niemal 405 mld zł).
Dynamikę wzrostu zadłużenia podbijają zdecydowanie kredyty konsumpcyjne. Choć ich wartość, sięgająca niecałe 175 mld zł nie jest bardzo wysoka, bowiem stanowi nieco ponad 30 proc. całkowitego zadłużenia osób prywatnych, to jednak szybko rośnie. W ciągu dwunastu miesięcy zwiększyło się o 12,6 mld zł, czyli o 7,7 proc. Sięgające od 5,5 do 8 proc. tempo ich wartości utrzymuje się od prawie trzech lat i na razie daleko mu do tego z lat 2005-2009, gdy wynosiło 20-33 proc.
Roman Przasnyski, Gerda Broker