Trzeba pamiętać o tym, że organizacja tego typu wydarzenia to nie tylko przyszłe zyski, ale i poprzedzające je obowiązki i wydatki. Trzeba wybudować autostrady, boiska, hotele, zmodernizować lotniska, a tego nie da się zrobić bez udziału państwa. Inwestorzy zagraniczni i polscy z pewnością się dołożą, fundusze z UE pomogą, ale państwo musi jednak wyasygnować spore kwoty. Warto też zauważyć, że stadiony mogą się okazać chybioną inwestycją. W Portugalii też ich trochę przed mistrzostwami wybudowano, a teraz stoją puste. U nas na mecze przychodzi po kilka tysięcy osób. Jeśli odniesiemy sukces sportowy na EURO 2012 to będzie ich więcej, ale co się stanie z tymi stadionami (z kosztami ich utrzymania), jeśli będą stały puste? Może się wiec okazać, że były to wydatki chybione i w niczym społeczeństwu niepomagające.
Niewątpliwie zostaną hotele, lotniska, baza turystyczna i to jest olbrzymi plus. Jednak autostrady i tak mieliśmy budować. Gdyby nie EURO 2012 to pewnie budowalibyśmy nieco dłużej (pewnie 2 – 3 lata dłużej). Tyle tylko, że ustalona data daje olbrzymią premię wykonawcom (a propos – skąd pewność, że wygrają polskie spółki budowlane?) i posiadaczom ziemi, która musi zostać wykupiona. Zarówno właściciele ziemi jak i wykonawcy wszelkich prac budowlano – inwestycyjnych wiedzą, że jeśli będą przewlekali procesy przygotowawcze (zresztą już sam rząd może zwlekać z podjęciem decyzji) to postawią rząd pod ścianą. Tak było w Portugalii. Tam UEFA musiała (z powodu opóźnień w przygotowaniach) zagrozić odebraniem mistrzostw, żeby wszystko ruszyło z kopyta. Oczywiście dzięki pieniądzom z budżetu, co nie przyśpieszyło, a nawet pewnie przyczyniło się do spowolnienia wzrostu gospodarczego w tym kraju. U nas też państwo postawione pod ścianą będzie płaciło więcej, niż gdyby EURO 2012 nie było. Inaczej mówiąc będziemy mieli lotniska i autostrady, ale dużo droższe niż, gdyby mistrzostw nam nie przyznano.
Warto też wspomnieć o rynku nieruchomości. Tutaj opinie ekspertów są bardzo zróżnicowane. Są tacy, którzy twierdzą, że ceny mieszkań z tego powodu nie wzrosną lub wzrosną nieznacznie i ja się raczej skłaniam do poparcia tej tezy. Jednak nie ulega wątpliwości, że wzrosną ceny materiałów budowlanych i płace w tym sektorze. Wzrosną więc koszty deweloperów. Pytanie tylko czy przerzucą je na klientów. Zakładam, że w nieznacznym stopniu, bo marże są olbrzymie, a ceny mieszkań wyśrubowane. Jeśli chcą sprzedawać w warunkach wzrostu ceny kredytów to muszą zrezygnować z części zysku. Może się więc okazać, że deweloperzy na EURO 2012 stracą.
Oczywiste jest, że budżet będzie musiał się dołożyć do tych wydatków, a już przecież planowane jest jego znaczne uszczuplenie (zmniejszenie podatków, klina podatkowego, polityka prorodzinna itp.). Ciekawe, czy ktoś to w ogóle policzył. Jak znam życie to nie i teraz dopiero zacznie się skrobanie po głowie. I dodatkowa wątpliwość – czy uda się zapanować nad deficytem budżetowym tak, żeby umożliwić Polsce wejście do strefy euro? Jak może wyglądać pozyskiwanie pieniędzy na przygotowania do mistrzostw pokazała pani wicepremier Zyta Gilowska swoim, ośmielę się powiedzieć, że nierozważnym, wystąpieniem. W oka mgnieniu znalazł się jeden miliard złotych na stadion. Dla służby zdrowia, nauczycieli itp. ich nie ma, a tu proszę – jest! Wystarczyła chęć pani premier do pojawienie się przed kamerami w celu zdobycia paru punktów poparcia. Bez złudzeń – jeśli prace inwestycyjne będą się przedłużały to państwo nie będzie mogło przecież dopuścić do kompromitacji. Pieniądze się znajdą, ale nie da się przelać z pustego w próżne. Wszyscy za to zapłacimy. Jeśli entuzjaści mistrzostw są w większości i są świadomi tego zagrożenia to w porządku. Gorzej, gdyby go nie mieli, a obawiam się, że tak właśnie jest.
Poza tym to dodatkowe obciążenie może znacznie obniżyć chęć do redukcji podatków. Niewykluczone, że zmniejszy też nieco chęć do obdarowywania elektoratu różnego rodzaju mniej czy bardziej uzasadnionymi podarkami. Na to bym jednak zbytnio nie liczył. Przecież przez najbliższe 1,5 roku prowadzone będą jedynie prace przygotowawcze do EURO 2012. Nie trzeba będzie na nie przeznaczyć zbyt dużo pieniędzy. Z tego wynika, że mój wpis pod tytułem „Rajskie perspektywy 2009 roku” staje się jeszcze bardziej aktualny. W tym właśnie roku zbiegną się wszystkie wydatki i cięcia, które obciążając budżet będą pomagały rządzącej koalicji przy wyborach, a ewentualne następcy będą musieli nie tylko działać w ramach tego nowego budżetu, ale również poszukać nowych pieniędzy na przygotowanie mistrzostw. Jeśli koniunktura gospodarcza choćby nieznacznie się pogorszy, a z tym się trzeba przecież liczyć, to nowy rząd będzie musiał w 2010 roku zakomunikować Polakom, że drogo za to wszystko zapłacą. Jaki będzie bilans tego, dzisiejszego wydarzenia? Z pewnością możne powiedzieć tylko jedno: kibice będą się bardzo cieszyli, a Polska będzie miała promocję. Traktuję ten wpis jako ostrzeżenie dla rządzących i opozycji. Trzeba kontrolować wydatki i budżet oraz prace przygotowawcze, żeby za dwa lata nie obudzić się z kacem po wielkiej fieście.
Więcej subiektywnych ocen rzeczywistości w wydaniu Piotra Kuczyńskiego znajdziecie Państwo na: http://kuczynski.blogbank.pl