Poprzez takie zamknięcie wspomniany indeks powrócił do starego kanału wzrostowego, którego górna linia (oporu) przebiega właśnie w okolicach 1450 pkt., a dolna linia (wsparcia) przebiega w okolicach 1350 pkt. Tym samym indeks S&P500 otworzył sobie drogę do dalszych spadków właśnie w okolice 1350 pkt. Czy w związku z powyższym mamy jeszcze jakakolwiek nadzieję na mocniejsze odreagowanie na krajowym rynku akcji? Moim zdaniem tak. Dobrym przykładem jest dzisiejsze zachowanie się rynku japońskiego, gdzie indeks Nikkei225 po słabym otwarciu i zaliczeniu minimum rocznego na poziomie 14750 pkt. dokonał czegoś niezwykłego tzn. zamknął się na poziomie 15211,52 pkt. (+1,12%). Ww. wzrost to przede wszystkim odreagowanie na skutek nieproporcjonalnej czy niesprawiedliwej przeceny tego rynku w przeciągu ostatniego miesiąca jak również raportu firmy Goldman Sachs, w którym zawarto stwierdzenie, że tamtejsze akcje są najtańsze od blisko 33 lat. Inwestorzy ostatecznie doszli do wniosku, że obecna wycena spółek mierzona zachowaniem się indeksu Nikkei225 nie odzwierciedla w żaden sposób spodziewanych przychodów i zysków spółek w nadchodzących kwartałach, a jest jedynie reakcją na ślepe podążanie za rynkiem amerykańskim. To jest dokładnie to, czego brakuje również na naszym rynku tzn. spojrzenia w fundamenty całej gospodarki czy poszczególnych spółek, a nie naśladowania indeksu Dow Jones czy S&P500. Nasz rynek, mimo całej niechęci inwestorów do spółek małych i średnich, czy wybiórczego podejścia do spółek dużych jest już również atrakcyjny cenowo. A więc na co czekamy – niech w końcu zaczną rządzić fundamenty, a nie technika i emocje.