Tak też było i tym razem, choć skala zainteresowania pozostawiała wiele do życzenia. W połowie dnia udało się zgromadzić zaledwie 300 milionów złotych, czyli tyle ile… podczas ostatniej skróconej sesji zeszłego roku. Cieszył fakt, że wzrost na naszym parkiecie następuje na przekór obniżającym się indeksom zachodnim, ale w żadnym wypadku nie można mówić o dużym popycie, a jedynie cofnięciu się podaży na z góry upatrzone poziomy. Poziomy grudniowych maksimów, które już dziś przy niewielkiej pomocy zewnętrznej powinny być testowane.
Wczorajsza druga połowa dnia to pogarszanie atmosfery zewnętrznej. Szef Monachijskiego instytutu badań gospodarczych Ifo Hans-Werner Sinn ostrzegł, że Niemcy czeka najcięższa recesja od czasów wojny i może potrwać nawet 2 lata. W tym czasie niemiecki DAX osuwał się coraz niżej, ale nasz rynek nie wykazywał najmniejszych oznak słabości. WIG20 zdołał nawet wyrwać się powyżej bariery 1850 punktów, co powinno już dziś skierować go na okrągły poziom 1900.
Wczoraj warszawski parkiet był najsilniejszym w całej Europie głównie za sprawą piątkowego odpoczynku. Krajowi inwestorzy najzwyczajniej w świcie starali się nadgonić peleton by nie pozostać w tyle gdyby miał zrealizować się tak oczekiwany „efekt stycznia”. Siła „efektu” co roku tkwi w tym, że gracze po noworocznych premiach i bonusach rzucają na rynek świeżą gotówkę, która podnosi wyceny. W tym roku jest to jednak bardzo wątpliwe, bo mało kto będzie odważnie inwestował, jeżeli zewsząd słyszy o nadchodzącym kryzysie. Mimo to pierwszą noworoczną sesję WIG20 zakończył na 4,9 procentowym plusie, a więc najlepiej od 1994 roku. O tym będziemy pamiętać, a nie o wciąż świątecznym obrocie tylko 780 milionów złotych.
Dziś przed nami długa lista danych makroekonomicznych, które nie zmienią obrazu światowej gospodarki, ale powinny wpłynąć chociaż na krótkoterminowe ruchy. Wczorajsze niewielkie spadki w USA o niczym nie przesądzają, a nawet powinny pomagać bykom, ponieważ korekta była tam niewielka i oczekiwana.
Paweł Cymcyk
Analityk