Od połowy tygodnia umacnia się złoty. Cieszą się osoby, które mają kredyty we frankach, bo dzięki słabnącej szwajcarskiej walucie będą płacić niższe raty. Niepokoją się natomiast eksporterzy. Czy znowu zaczną narzekać, że mocny złoty nie pozwala im zarabiać?
Myślę, że dzisiaj nasi eksporterzy większy problem mają z rynkami zbytu niż ze wzmacniającym się złotym. Na razie bowiem ze względu na kryzys spada eksport do strefy euro. Towary sprzedawane są głównie na polskim rynku. Oczywiście, jeśli firma ma podpisane kontrakty eksportowe do końca roku i na przykład kubki sprzedaje po 1 euro za sztukę, to jeszcze miesiąc temu dostawała za jeden prawie 5 zł, a teraz o 50 gr mniej. Jeśli koszt produkcji takiego kubka wynosi 3 zł, to nasz eksporter jeszcze dużo zarabia. Jeśli 4 zł, to już gorzej. Wtedy przedsiębiorca może zacząć już myśleć o cięciu kosztów. A to może wiązać się z obniżką pensji pracowników lub redukcją zatrudnienia.
Jaki wobec tego powinien być kurs złotego do euro, by eksport naszych produktów był opłacalny?
Większość eksporterów odpowie, że im słabszy złoty, tym lepiej. Chociaż nie wszyscy. Ci, którzy na przykład muszą importować surowce do produkcji ze strefy euro, mogą mieć zupełnie odmienne zdanie.
Powiedział Pan, że dziś najważniejszy dla eksporterów jest rynek zbytu. Czy sytuacja w krajach, gdzie wysyłamy najwięcej naszych towarów, zacznie się poprawiać. Wczoraj okazało się, że sprzedaż detaliczna w strefie euro ciągle spada.
W tej chwili trudno prognozować, ile potrwa kryzys w krajach Europy Zachodniej. Wszystko jednak wskazuje, że będzie to jeszcze kilkanaście miesięcy. Choć sprzedaż detaliczna nadal jest słaba, to inne wskaźniki ekonomiczne powinny pokazywać, że już niebawem nastąpi odbicie od dna.
A jaki byłby najlepszy kurs złotego do euro w momencie naszego wejścia do strefy ERM2?
Uważam, że im złoty będzie mocniejszy, tym lepiej dla naszej gospodarki. Lobby polityczno-biznesowe u naszych sąsiadów, np. na Słowacji, nie dopuści jednak, abyśmy weszli do strefy euro przy kursie powyżej 4 zł. Dlaczego? Bo teraz, kiedy złoty jest słaby, ponownie opłaca się robić zakupy w Polsce. Tymczasem siła nabywcza naszych pensji za granicą jest niższa. Dlatego dla nas najlepszy byłby kurs w przedziale między 3 a 3,4 zł za euro.
Dziś taki kurs jest chyba nierealny. A jak Pan sądzi, ile zapłacimy za euro za kilka tygodni.
Myślę, że do końca marca euro powinno kosztować od 4,4 do 4,65 zł. Większych niespodzianek nie przewiduję.
A co będzie pod koniec roku?Czy warto trzymać oszczędności w euro czy raczej zamienić je na złote?
W grudniu euro może spaść nawet do poziomu 3,7 zł. Ale musi być spełnionych kilka warunków. Po pierwsze, region Europy Środkowo-Wschodniej zacznie wychodzić z kryzysu. Nie mogą pojawiać się informacje, że lada dzień zbankrutuje Ukraina, Węgry czy Rumunia. Jeśli poszczególne kraje odzyskają zaufanie inwestorów, to przełoży się to również na postrzeganie nas, bo większość traktuje Polskę jako część większej całości. Potrzebne są też pozytywne sygnały ze światowej gospodarki, np. ze Stanów Zjednoczonych czy Europy Zachodniej. I wreszcie, ważne jest nasze wejście do korytarza ERM2. Jeśli te czynniki nie będą spełnione, to euro pod koniec roku może kosztować ok. 4,2 zł.