Na rynku kredytów hipotecznych bodaj już tylko Raiffeisen Bank Polska ustala ich oprocentowanie w oparciu o „decyzję prezesa”. Wszyscy pozostali gracze przeszli na WIBOR/LIBOR. Dzięki temu klient ma gwarancję, że bank go nagle nie zaskoczy – tak jak ma to miejsce na przykład przy opłatach za konto. Różnica w kwotach jest oczywiście kolosalna. Z tego też względu kolejne banki musiały dostosować się do konkurencji i przejść na rynkowy sposób oprocentowania kredytów. W ostatnim czasie zrobił to MultiBank, a wcześniej mBank.Problem w tym, że tak atrakcyjny, bo uniezależniony od doraźnych wyników sposób oprocentowania kredytów, dotyczy w przypadku klientów detalicznych praktycznie wyłącznie kredytów mieszkaniowych. Na całe szczęście stopy procentowe są od dawna na najniższym historycznym poziomie i bankom byłoby raczej trudno w prosty sposób usprawiedliwić podwyżki oprocentowania innych kredytów złotowych. Nie dotyczy to natomiast kredytów walutowych. Tutaj nawet jeśli oprocentowanie jest ustalane przez bank, zawsze można stwierdzić, że dostosowujemy się do rynkowych stawek – i będzie to prawda. Może poza skalą podwyżek…
Świetnym na to przykładem jest MultiBank, i dla pewnego kontrastu mBank. Oba banki starym klientom zaczynają podwyższać oprocentowanie kredytów mieszkaniowych we frankach – mogą, bo zdecydowana większość z nich oparte o rozporządzenie Prezesa BRE. No i się okazało, że nie wszystkie podwyżki były takie „rynkowe” – zwłaszcza w przypadku MultiBanku. Bank, który jeszcze niedawno należał do jednego z najtańszych, jeśli chodzi o tego rodzaju kredyty, stał się średniakiem. W przypadku kredytów złotowych stwierdzamy, że to totalna porażka, bo gdy u konkurencji spokojnie znajdzie się marżę 1 p.p., a nawet promocyjnie przez jakiś czas niższą, to MultiBank na dzień dobry proponuje 2 p.p., a do tego pakiet wszelkich możliwych ubezpieczeń, które oczywiście mają wpływ na wysokość miesięcznej raty (nie zapominajmy o dość wysokiej prowizji!).
Oczywiście mBank jest tańszy. No cóż. Jeśli ktoś myśli, że za markę ktoś będzie chciał płacić więcej, to chyba grubo się myli. Jakoś trudno nam uwierzyć w naiwność tego sortu klientów. W każdym razie trudno zrozumieć taką politykę. Tak samo jak w przypadku kredytów auto-moto.
Najpierw bank robi wielką (jak na niego) kampanię reklamową, chwaląc się, że kredyt można dostać już od 4,49%, żeby chwilę potem (czyżby koniec kampanii?) ogłosić, że „z dniem 7 lutego 2007 wzrasta o 0,5 % p.p. [tak jest na stronie – 0,5 procenta punktu procentowego] oprocentowanie kredytów auto-moto, przeznaczonych na zakup środków transportu, udzielanych w CHF. Podwyżka jest efektem dynamicznego wzrostu stóp referencyjnych LIBOR dla CHF, które mają wpływ na poziom oprocentowania.” Jak się okazuje dynamiczny wzrost był selektywny, bo w tym samym komunikacie czytamy: „W związku ze stałym wzrostem indeksu LIBOR dla CHF MultiBank z dniem 7 lutego 2007 podwyższa również oprocentowanie kredytu inwestycyjnego oraz MultiKredytu Biznes waloryzowanych kursem CHF o 0,4 p.p”. Czyli na samochody szybciej LIBOR poszedł w górę – zwłaszcza, kiedy spadają ceny rocznika 2006 u dilerów.
Naszym zdaniem to klasyczne robienie klientów w konia, bo dopiero co wzięli kredyt, a już im bank podwyższa oprocentowanie. A o tak dużym wzroście LIBORu w ciągu bodaj 2 miesięcy, kiedy ten produkt wprowadzano, nie słyszeliśmy. Może się tylko czepiamy i tak duży wzrost jest uzasadniony, albo wyszedł przez przypadek, ale mamy jednak wrażenie, że to wygląda na strategię na zasadzie – daj w promocji atrakcyjne warunki, złap jeleni, odpowiednio przedstaw ofertę, a potem owieczki można golić. Zupełnie jak w przedostatniej kampanii reklamowej MultiBanku…
Czekamy zatem na wyniki takiej strategii. Zarówno pod względem finansowym, jak marketingowym. W końcu marka to swego rodzaju „obietnica” składana klientowi… I w tym miejscu, nie rozwijając tego, skończymy nasze wywody.