Trzeba tu przypomnieć, że oba opublikowały lepsze od oczekiwań raporty kwartalne – Goldman Sachs we wtorek przed sesją, a Morgan Stanley we wtorek po sesji (przesunął o tydzień publikację raportu). Analitycy twierdzili, że Morgan Stanley zmuszony jest do podjęcia decyzji o połączeniu z innym bankiem. Poza tym Reuters poinformował, że agencje rządowe szukają chętnego na przejęcie Washington Mutual. Taniały też mocno akcje General Electric – ten koncern też ma swój bank.
Nie poprawiły sytuacji publikowane w środę dane makro, chociaż ich wpływ na przebieg handlu był niewielki. Ilość zezwoleń na budowę domów spadła o 8,9 procent (do poziomu 26.letniego dna), a ilość rozpoczętych budów spadła o 6,2 procent (do poziomu 17.letniego dna). Co prawda dane nie mówią nic o cenach i nie mają wielkiego znaczenia prognostycznego, ale z pewnością nie pomagały bykom. Tym razem kłopoty gospodarki USA nie miały już takiego, jak niedawno wpływu na rynek walutowy. Widać było ucieczkę od dolara – kurs EUR/USD gwałtownie wzrósł. To pomogło rynkowi surowcowemu. Cena baryłki ropy wzrosła o ponad 4,5 procent (pomogły większe od oczekiwań spadki zapasów ropy i benzyny w USA). Spadła jednak cena miedzi. Klasą dla siebie było złoto. Zdrożało o 10 procent. Po prostu kapitały uciekały do bezpiecznej przystani, którą często w chwilach kryzysów zapewnie złoto.
Bykom usiłował pomóc SEC (komisja papierów wartościowych). Wprowadzono przepisy zabraniające „nagiej” krótkiej sprzedaży wszystkich akcji będących w obrocie publicznym. Przypominam, że kilka tygodni temu takie samo działanie SEC objęło część akcji sektora finansowego. Niedawno ten zakaz odwołano, a teraz przywrócono i to dla wszystkich spółek giełdowych. „Naga” krótka sprzedaż to procedura, w której gracz sprzedaje akcje przed ich pożyczeniem. Teraz w czasie rozliczenia (trzy dni po transakcji) musi pokazać, że je pożyczył.
Prawdziwe przerażenie graczy wywołało to, że rynkowi nie pomaga ani uratowanie AIG ani działania SEC. Zaczęto się obawiać, że nic nie jest w stanie rynkowi pomóc. Indeksy spadały w przerażającym tempie. Na 1,5 godziny przed końcem sesji spadki sięgały 4 procent. Był to poziom zbliżony do minimów sesyjnych, które S&P 500 odnotował we wtorek. Wtedy to informacja o przejęciu AIG odwróciła kierunek indeksów. Ten poziom był idealny do rozpoczęcia realizacji zysków z krótkich pozycji i do ataku byków. Nic dziwnego, że indeksy zaczęły się podnosić. Skala spadków zmniejszyła się do dwóch procent, ale w ostatnich 30 minutach znowu dominowała podaż. Indeksy spadły do poziomów najniższych w czasie sesji (po prawie 5 procent). Tak reakcja po akcji ratunkowej Fed może tylko przerażać. Nie wiem, co teraz wymyśli rząd i Fed, żeby uratować rynki przed paniką.
GPW rozpoczęła sesję ponad dwuprocentowym wzrostem, co nie mogło dziwić. Przejęcie AIG przez amerykański rząd i krańcowe wyprzedanie rynku zachęcały do kupna akcji. Jednak bardzo szybko poszliśmy śladem innych rynków zagranicznych i indeksy ruszyły na południe. Nastroje, podobnie jak na innych giełdach, poprawiła planowana fuzja HBOS i Lloyds, ale rynek nadal był bardzo słaby. Wystarczyło najmniejsze drgnięcie zagranicznych indeksów (w kierunku południowym), żeby u nas WIG20 szybko spadał. Jeszcze gorzej zachowywał się MWIG40. Reakcja rynku była wysoce niepokojąca.
Po pobudce w USA, kiedy w handlu przedsesyjnym zaczęły rosnąć ceny akcji w amerykańskim sektorze finansowym, popyt zaczął w sposób bardziej zdecydowany dominować, ale informacja o możliwym połączenie się Morgan Stanley z innym bankiem i bardzo słabe amerykańskie dane makro doprowadziły przed 15.00 do wyprzedaży. Udało się jednak zakończyć sesję neutralnie. Można powiedzieć, że posiadacze akcji mieli szczęście, że sesja nie kończyła się później, bo skala spadków amerykańskich indeksów z pewnością zwiększyłaby u nas podaż. Odnotować trzeba, że znacznie wzrósł obrót, co jest pozytywnym sygnałem – nie wykluczam, że do gry weszły OFE, chociaż równie prawdopodobne jest to, że działania arbitrażystów podciągnęły wolumen.
Piotr Kuczyński
Xelion. Doradcy Finansowi