Polacy nadal chętnie chodzą na zakupy

Z opublikowanych wczoraj danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że sprzedaż detaliczna w sierpniu wzrosła w stosunku do ubiegłego roku o 5,2 proc. – To pokazuje, że kryzys jednak obchodzi się z nami dość łagodnie – mówi Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Bank.

Sierpniowe dane nie są jednak tak dobre, jak się spodziewano, bo w stosunku do lipca sprzedaż spadła o 4,2 proc. – Wielu analityków prognozowało po dobrych danych z lipca, że wzrost sprzedaży w sierpniu może kształtować się na poziomie 10 proc. – mówi Dariusz Winek, główny ekonomista banku BGŻ.

W sierpniu najchętniej kupowaliśmy kosmetyki, odzież i książki. Najmocniej, bo o 15,9 proc., wzrosła sprzedaż kosmetyków i farmaceutyków. Podobnie nie skąpiliśmy pieniędzy na zakup odzieży i obuwia. Jeżeli uwzględni się wcześniejsze w tym roku wyprzedaże i związane z tym obniżki cen, okazuje się, że sprzedaż w tym sektorze realnie wzrosła 23,7 proc.

Polacy chętnie kupowali też książki i prasę. Sprzedaż tych artykułów wyniosła 9,2 proc. Najbardziej natomiast spadła sprzedaż mebli i sprzętu RTV oraz AGD. – o 4,9 proc. w porównaniu do ub.r.

Mniej też sprzedano samochodów. Wprawdzie w stosunku do ubiegłego roku spadek był niewielki i wyniósł zaledwie 1,9 proc., ale w porównaniu do lipca rynek załamał się aż o 18,1 proc. – Tak jak można było się spodziewać, po zakończeniu dopłat do złomowania samochodów w Niemczech, mocno spadła sprzedaż aut u naszych dealerów – mówi Paweł Satalecki.

Zdaniem ekspertów tak wysoka sprzedaż jak w miesiącach letnich nie utrzyma się zbyt długo. – Lipiec i sierpień miały tak dobre wyniki z dwóch powodów. Po pierwsze, w tym roku Polacy zamiast za granicą spędzili urlop w kraju i dlatego kupowali więcej. A po drugie, latem zaczęło się mówić o końcu kryzysu i optymizm konsumentów wzrósł – wyjaśnia Wiśniewski. Analitycy przewidują, że we wrześniu wzrost sprzedaży wyniesie najwyżej 3 proc. a na koniec roku zaledwie 1 proc. – To dlatego, że wzrośnie bezrobocie i ludzie będą mniej kupować – mówi Wiśniewski.

To oznacza, że nie ma co liczyć na to, że wysoki popyt wewnętrzny utrzyma wzrost gospodarczy na plusie. – Możemy liczyć tylko na wzrost eksportu – podsumowuje Winek.