Polacy „nie chcą” już kredytów walutowych

Słaby złoty na rynku walutowym, na rynku kredytów mieszkaniowych odzyskał moc niespotykaną. Ponad 90 proc. klientów Open Finance zabiegało w styczniu o kredyty w rodzimej walucie. To rekord popularności.

Zawirowania na rynku walutowym, ale również naciski NBP i starania Komisji Nadzoru Finansowego przynoszą efekty. Kredyty walutowe marginalizują się i to w błyskawicznym tempie. Gdy zeszły rok zaczynał się w Open Finance niespełna 80 proc. udziałem wniosków na kredyty w złotych, a kończył na poziomie 81 proc., to w styczniu tego roku na kredyty złotowe przypadało już ponad 91 proc. wniosków. Takiej popularności kredyty złotowe nie miały w Open Finance od początku istnienia firmy – zwraca uwagę Artur Bajon, dyrektor ds. produktów bankowych w Open Finance.

 

Biorąc pod uwagę fakt, że klienci największej firmy pośrednictwa finansowego w Polsce zawsze wyróżniali się większą determinacją w pozyskiwaniu kredytów walutowych niż wynosiła średnia dla rynku, można się spodziewać, że generalnie odsetek zainteresowanych kredytami walutowymi jest jeszcze niższy.

 

 

WIBOR nie sprzyja, ale…

 

Skąd ta zmiana? Z pewnością złoty nie płynie na fali niskich stóp procentowych, bo te nie zachęcają szczególnie do zadłużania się. Podstawowa stopa procentowa wynosi 4,5 proc., a trzymiesięczny WIBOR składający się na oprocentowanie kredytu obok marży odsetkowej dochodzi do 5 proc., wraz z 1,5 p.p. marży daje to 6,5 proc. Rata dla kredytu na 300 tys. zł spłacanego przez 25 lat wynosi przy takich odsetkach 2026 zł. Gdyby oprocentowanie było niższe o 1 p.p. rata ta sięgałaby 1842 zł. Dla przypomnienia pod znakiem korzystniejszego WIBOR-u wahającego się wokół 4 proc. upłynęły lata 2009 i 2010, a jednak amatorów na waluty było wówczas o wiele więcej.

 

…waluty droższe dla banków i dla klientów

 

Co się więc stało? Gwoździem do trumny walutowych kredytów okazała się nowelizacja rekomendacji S. Wraz z wejściem w życie nowych zaleceń nadzoru finansowego, bank może udzielić kredytu walutowego pod warunkiem, że rata pożyczki nie przekroczy 42 proc. dochodów klienta, i to przy kalkulowaniu spłaty kredytu najwyżej na 25 lat. Ale prawda jest też taka, że bankom coraz bardziej we znaki zaczęły się dawać koszty pozyskania walut. A także wyższa waga ryzyka jaką muszą liczyć w relacji do kapitałów udzielając kredytów walutowych. W efekcie dziś w walutach kredytów mieszkaniowych praktycznie przebierać już się nie da, bo banki albo się z kredytów wycofały, albo podniosły ceny i wymagania.

 

Finansowanie nieruchomości we frankach szwajcarskich pozostało jedynie w Nordei i to dla osób z co najmniej 15 tys. zł wynagrodzenia netto. Z kolei oferta euro w dziesięciu instytucjach w większości przypadków jest iluzoryczna. Getin Noble Bank, mBank i MultiBank mają mało zachęcające marże w granicach 4 p.p. Nordea, Polbank, Alior, DB PBC czekają na klientów z co najmniej 10 tys. zł miesięcznych dochodów. Mniej zamożny klient liczący na korzystną propozycję w unijnej walucie może skierować się jedynie do Raiffeisena i Banku Ochrony Środowiska, a do BZ WBK musi przynieść spory wkład własny.

 

Wraz z podwyżką marż dla kredytów walutowych odpadł też główny argument, dla którego warto było się zmagać z ryzkiem kursowym, czyli dużą różnicą w wysokości rat. Dziś średnia marża dla kredytu na 90 proc. wartości nieruchomości z pięciu banków oferujących kredyt w euro trzyosobowej rodzinie z 6 tys. zł netto, to już ponad 3,6 p.p. Jesienią 2011 roku było to 2,2 p.p. Co to oznacza w praktyce? Przy marży 4 p.p. rata kredytu w euro jest zaledwie o 6 proc. niższa niż takiego samego w złotych. W przypadku finansowania na 300 tys. zł wynosi 1894 zł dla kredytu w euro wobec 2026 zł dla kredytu złotowego. Wystarczy skok kursu euro o ponad 20 groszy i korzyść znika.

 

Całkiem nieźle złoty miał się rok temu

 

Jak wygląda sytuacja na całym rynku pod względem walutowej struktury sprzedaży kredytów mieszkaniowych, jeszcze nie wiadomo. Z ostatnich informacji przekazywanych przez Związek Banków Polskich za III kwartał zeszłego roku wynikało, że pod względem wartości przyznanych już kredytów złotowe przekraczały 78 proc., około 8 proc. przypadało na franki szwajcarskie i blisko 12 proc. na euro. W tym czasie statystyki w Open Finance przedstawiły się następująco: w złotych wyrażone było niecałe 72 proc. wartości wnioskowanych kredytów, w euro 19,6 proc., a we franku 8,8 proc. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Na każde wnioskowane w styczniu 100 zł kredytu, na złote przypadało już 87,7 zł, na euro 11,6 zł, a na franka 0,7 zł.

 

 


Jak wynika z danych ZBP, na przestrzeni ostatnich sześciu lat najlepszy wynik złotego na rynku kredytów mieszkaniowych miał miejsce na początku 2011 roku. Wówczas, w ujęciu wartościowym, ponad 80 proc. kredytów udzielnych było w złotych.

Źródło: Open Finance