Zdolność Polaków do oszczędzania wciąż jest znikoma. Na nic zdają się ostrzeżenia ekonomistów i ekspertów, że nadmierna konsumpcja i nie generowanie rezerw, to ogromne ryzyko. Szczególnie w sytuacji dużej nerwowości na rynkach finansowych i ciężkich czasach dla budżetów wszystkich państw Unii.
To, że polskie społeczeństwo nie jest skore do oszczędzania, wiadomo od dawna. Przeprowadzone pod koniec października przez TNS OBOP badanie pokazuje, że nic w tej materii się nie zmienia. Mało tego, jest coraz gorzej. Aż 74 proc. Polaków nie ma żadnych oszczędności.
Można powiedzieć, że kryzys poszedł na marne. Nie wyciągnęliśmy z niego żadnych wniosków, wychodząc z założenia, że “jakoś to będzie”. Widocznie myślimy, że skoro przetrwaliśmy tak trudny okres, to wytrzymamy wszystko. Biorąc jednak pod uwagę bierność polskich polityków, deficyt budżetowy i dług publiczny, powszechny optymizm jest zdumiewający.
Polak jednak nie potrafi. Oszczędzać.
Tylko co czwarty Polak oszczędza jakiekolwiek środki, a tylko 7 procent społeczeństwa dysponuje sumą stu tysięcy, lub większą, czyli stanowiącą poważniejsze zabezpieczenie w razie nagłego wypadku. Ilu spośród ankietowanych planuje przyszłość finansową? Tego niestety nie wiemy. Można jednak przypuszczać, że to bardzo niewielki odsetek.
Nie dość, że Polacy nie oszczędzają, to w większości przypadków wcale nie planują domowych budżetów. Zdają się w ten sposób na przypadek i na decyzje polityków, które jak wiemy, niewiele mają wspólnego z finansowym bezpieczeństwem. Ci, którzy oszczędzają, robią to przeważnie inwestując pieniądze albo w narzędzia o niskiej stopie zwrotu ( lokaty bankowe, ROR-y), albo w te bardzo agresywne – czyli akcje czy fundusze akcyjne.
Chyba nie potrafimy wyciągnąć właściwych wniosków z kryzysu. Widocznie nie odczuliśmy go tak bardzo. Zamiast masowo zacząć planować finanse, szczególnie pod kątem emerytalnej przyszłości, wydajemy to, co mamy i nierzadko to, czego nie mamy (kredyty).
Polityczna krótkowzroczność i sondażowe słupki
Tylko czy o takie działania można mieć pretensje do społeczeństwa? To przecież politycy powinni dać jasny sygnał, że życie na kredyt nie jest rozwiązaniem sprawdzającym się w długim okresie. Oszczędzać powinno zacząć przede wszystkim państwo, na co doskonałym przykładem jest chyląca się ku upadkowi Grecja. Trzydzieści lat pompowania w gospodarkę pożyczanych pieniędzy, wbrew oczekiwaniom wcale nie doprowadziło do powstania gospodarczej potęgi.
Sytuacja Polski, choć nie tak zła jak Grecji, w wielu aspektach przypomina “grecką tragedię”. Politycy, mimo wielu obietnic, wcale nie kontrolują deficytu budżetowego. Jeszcze dwa lata temu członkowie rządzącej już wtedy Platformy Obywatelskiej zapewniali, że całkowicie panują nad sytuacją. Mało tego, przekonywali, że konsekwentnie będą deficyt ograniczać.
źródło: Ministerstwo Finansów
Czas pokazał, że stało się dokładnie odwrotnie. Dziura budżetowa w ciągu dwóch lat powiększyła się dwukrotnie i przekroczyła kryteria konwergencji (3 proc. PKB). Również dług publiczny niebezpiecznie zbliża się do akceptowalnego poziomu (60 proc. PKB). Jeśli politycy wreszcie nie wydostaną się z matni nic nie znaczących politycznych “aferek” i, nomen omen, “gierek” i nie zabiorą się do roboty, już niedługo nie będziemy wstanie zatrzymać kredytowej spirali.
Polska miała być drugą Irlandią. Na szczęście tak się nie stało. Na razie jeszcze nie aspirujemy do bycia drugą Grecją, ale klimat powoli zaczyna robić się równie gorący. Trudno niestety, obserwując polską rzeczywistość polityczną, być optymistą i mieć nadzieję, że nagle jakaś frakcja poświęci się w słusznej sprawie. Bo to właśnie poświęcenia władzy wymagałaby gruntowna reforma finansów publicznych, z pewnością nie do zaakceptowania przez większą część społeczeństwa.
Niestety, wciąż ważniejszymi dla polityków i mediów wydarzeniami są spektakularne odejścia posłów z Prawa i Sprawiedliwości. Z kolei opozycja, zamiast być tą “z prawdziwego zdarzenia” i konstruktywnie krytykować bierność rządu, całe swoje siły kieruje na wyjaśnianie smoleńskiej tragedii i snucie Bóg wie jakich jeszcze teorii spiskowych. Absurd goni absurd, za który sami płacimy z naszych podatków.
Umiesz liczyć, licz na siebie
Polak musi być mądry, ale w tym wypadku “przed szkodą”. Liczenie na państwo jest tyle warte, co granie w totolotka. Musimy nauczyć się planować budżet, nie tylko na najbliższy rok, dekadę, ale do końca życia. Konieczna jest umiejętność przewidywania sytuacji naprawdę kryzysowych, włącznie z taką, jak utrata pracy.
To prawda, że żyjemy w czasach dobrobytu, gdzie na sklepowych półkach obok octu jest mnóstwo innych produktów. Zamiast kartek mamy silną walutę i plastikowe karty. Jednak wychodzenie z założenia, że “jakoś to będzie, bo przecież nie jest tak źle”, prędzej czy później obróci się przeciwko nam.
Nieustanne pożyczanie pieniędzy i życie na kredyt to droga donikąd. Zarówno w przypadku budżetu państwa, jak i gospodarstwa domowego. Bez oszczędności, redukcji wydatków i długoterminowego planu, u(od)zyskanie płynności finansowej jest w praktyce niemożliwe. Pamiętajmy, że “nicnierobienie” jest również działaniem na szkodę. Pieniądze możemy oszczędzać, zarabiać i pomnażać. Straconego czasu jednak nikt nam nie odda.
Szymon Matuszyński
Źródło: Bankier.pl