Jest 1 października 2030 roku. Polska, obok Turcji, jest najbardziej zadłużonym krajem Unii Europejskiej. Nieodpowiedzialna postawa polskich polityków doprowadziła finanse publiczne na skraj przepaści. Jeszcze w 2010 roku mieliśmy dodatnie PKB i dzielnie broniliśmy się przed kryzysem. Krach, który nadszedł kilka lat później, pokazał słabość państwa polskiego, które niereformowane od dwóch dekad, nie jest w stanie udźwignąć obciążeń nakładanych przez kolejne rządy.
Emeryt najdroższym obywatelem
Wydawało się, że bilion złotych długu publicznego to bariera, która nigdy nie zostanie przekroczona. Stało się inaczej. Na nic zdały się apele ekonomistów, wołania Brukseli o utrzymanie w ryzach już nie tylko dziury budżetowej, ale również długu publicznego. Niestety, najważniejszy akt prawny, jakim jest w Polsce konstytucja, nie okazał się dla polityków wiążący i wysokość zadłużenia Polski dawno już przekroczyła granicę 3/5 PKB.
Gwoździem do trumny polskich finansów publicznych okazał się niesprawny, wręcz chory system emerytalny. Nikt jednak nie wziął na poważnie ostrzeżeń ekspertów, którzy już na przełomie wieku wzywali polityków wszystkich opcji do gruntownej jego reformy. Tym bardziej, że kryzys demograficzny stał się faktem. W 2030 roku liczba urodzeń w porównaniu z rokiem 2010 spadła o jedną trzecią. Zwiększyła się natomiast liczba emerytów, o 40 proc. Żaden, nawet najdoskonalszy budżet świata bez aktywnego reformowania nie byłby w stanie udźwignąć takich obciążeń. Również polski nie podołał takiemu wyzwaniu.
Bezużyteczni politycy
Na jakiej podstawie mieliśmy spodziewać się rewolucyjnych zmian, skoro od trzydziestu lat polskie życie publiczne cierpi na brak autorytetów, przede wszystkim jednak kompetentnych ludzi na stanowiskach. Polityczne przepychanki, absurdalne tematy zastępcze spychające na boczny tor kwestie dla kraju kluczowe spowodowały, że politycy w rzeczywistości zajmują się głównie sobą.
Sprawami istotnymi dla społeczeństwa przestali interesować się już dawno, wychodząc z założenia, że większość z nich jest już i tak nie do rozwiązania. Reforma emerytalna, która – niedokończona dwadzieścia lat temu – jest naszą największą zmorą, to nie jedyna pilna sprawa, którą politycy w końcu powinni się zająć. Dramatycznie spada w Polsce liczba nowych inwestycji.
Euro 2012 jednak nie dla Polski
Wszystko zaczęło się od kompromitacji Polski w 2012 roku, kiedy to nie sprostaliśmy organizacji Mistrzostw Europy, które w rezultacie zostały rozegrane w Niemczech. Wydawało się, że to Ukraina ma dużo większe problemy z dotrzymaniem terminów i nie tylko nie zdąży wybudować stadionów, ale również nie poradzi sobie z przestarzałą infrastrukturą. W Polsce, nawet po druzgocącym raporcie Najwyższej Izby Kontroli, nikt nie dopuszczał myśli, że Polska może Euro stracić. Jednak UEFA, jak nigdy dotąd, okazała się bezlitosna i w styczniu 2011 roku podjęła decyzję o odebraniu Polsce organizacji turnieju.
Paradoksalnie to nie stadiony, a drogi i infrastruktura okazały się gwoździem do trumny mistrzostw. Może to jednak dobrze, że Euro się w Polsce nie odbyło. Dzięki temu polscy piłkarze nie mieli okazji do skompromitowania się przed własną publicznością. Zrobili to dopiero przed niemiecką.
Porażka Euro 2012 w Polsce to był pierwszy, ale jakże istotny, sygnał dla Europy, że z “zielonej wyspy”, którą byliśmy jeszcze w 2010 roku, staliśmy się wyspą nie tyle bezludną, co niewydolną. Skoro nie jesteśmy w stanie sami zadbać o własne interesy, tym bardziej nie poradzimy sobie z interesami innych.
Ilu ludzi jest tak naprawdę bez pracy
Bezrobocie to problem, z którym nie potrafimy się uporać od początku wolnej Polski, czyli od czterdziestu lat. Jeszcze w 2010 roku wydawało się, że wraz z przyspieszającą po kryzysie gospodarką liczba bezrobotnych ustabilizuje się poniżej 10 proc. Niestety, niezniesienie barier dla przedsiębiorców, brak ułatwień w zakładaniu działalności gospodarczej, rosnące w rzeczywistości koszty pracy spowodowały co prawda ustabilizowanie się poziomu bezrobocia, ale na poziomie niemal 20 proc. (dokładnie 18,5 proc. w sierpniu 2030).
Obecnie bez pracy pozostaje prawie co piąty Polak. Oczywiście według oficjalnych danych GUS-u. Ilu z tych ludzi napędza szarą strefę? Ilu zarabia, nie płacąc podatków, pobierając jednocześnie zasiłek dla bezrobotnych? To miliardowe straty dla budżetu, będącego już i tak w fatalnym stanie. Odpływ zagranicznego kapitału, a co za tym idzie dodatkowych miejsc pracy, pogłębia problem. Rząd trwa w przekonaniu, że to tylko chwilowa konsekwencja kryzysu finansowego. I nie jest tutaj ważny fakt, że ów kryzys skończył się 24 miesiące temu.
Polska 2010: Panowie, weźcie się w końcu do roboty!
Czarna wizja Polski 2030 roku to oczywiście wróżenie, jednak nie do końca z fusów. Wszystkie te obawy i problemy, a także fikcyjne wartości, nie są wcale tak nierealne. Mało tego, wspomniany kryzys demograficzny już po części staje się faktem.
Bez zdecydowanego działania ze strony polityków ten, lub podobny scenariusz jest wielce prawdopodobny. Niekończące się odkładanie niezbędnych reform doprowadzi do sytuacji, w której ich przeprowadzenie stanie się niemożliwe! Reforma finansów publicznych powinna stać się priorytetem działalności tego i każdego następnego rządu. Ale dopóki ważniejsze od reform będzie dbanie o własny wizerunek i sondażowe słupki – biada nam, Polakom.
Oczywiście, że ciekawsze igrzyska daje nam absurdalna batalia o krzyż, albo o to, kto ponosi polityczną odpowiedzialność za smoleńską tragedię. Jednak który z tych sporów będzie miał korzystny wpływ na polską gospodarkę? Czy jeśli przeniesiemy krzyż do Smoleńska albo w jakiekolwiek inne miejsce, to spadnie w Polsce bezrobocie? Czy jeśli znajdziemy winnych katastrofy, nagle poprawi się sytuacja emerytów? Bardzo wątpliwe.
Błędów nie popełniają tylko ci, którzy nic nie robią. To założenie, zdaje się, polscy politycy wzięli sobie za bardzo do serca. Szkoda, bo utrzymujemy ich z własnych pieniędzy. My również zapłacimy rachunek za brak reform. Może być bardzo słony.
Źródło: Bankier.pl