W dniu dzisiejszym premier Węgier Ferenc Gyurcsany wystąpił do Unii Europejskiej o pożyczkę dla krajów Europy rozwijającej się. Chce on uzyskać pakiet 180 miliardów euro, który wstrzyknąłby te pieniądze do banków oraz firm. Takie zapytanie jest zagrywką polityczną.
Węgry nie chcą przyznać się do faktu, że jako jedyne z Unii Europejskiej kompletnie nie były przygotowane na spowolnienie ekonomiczne. Wyszły na jaw niedopracowania strukturalne i ustrojowe, które wzmogły się w czasie kryzysu. Pomimo uzyskania już kilku miliardów euro od Międzynarodowego Funduszu Walutowego w dalszym ciągu nie mogą sobie poradzić. Takie zastrzyki nie pomogą Węgrom, gdyż nie tutaj leży przyczyna ich upadku.
Jeżeli gotówka ta trafi do Polski, Czech, Słowacji oraz pozostałych krajów emerging markets z Unii Europejskiej, do banków, które obecnie mają nadpłynność, to skutki mogą być katastrofalne. W połączeniu z podwyższoną obecnie inflacją taki nadmiar gotówki spowodowałby jej znaczne powiększenie. Dodatkowo ponieślibyśmy koszty pożyczki, której tak naprawdę nie potrzebujemy. Nie można, bowiem zwalczać kryzysu tym, z czego on powstał, czyli nadpodażą pieniądza. Ponadto w historii ekonomii dotowanie słabszych jednostek nigdy nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Gdyby Unia europejska posunęła się do takiego kroku to podstawy kapitalizmu byłyby solidnie naruszone.
Niemniej jednak w krótkim okresie czasu rynki pozytywnie zareagowały na takie pogłoski. Każda potencjalna pomoc wywołuje na rynkach optymizm, który jednak może nie potrwać długo. Do godziny 12 złotówka umocniła się ok 2 groszy do innych par walutowych.
Analityk rynków finansowych
Michał Wojciechowski
Źródło: AMB Consulting