Prawdopodobny dołek

Spadek indeksów PMI w Europie i za Oceanem, zmniejszenie ilości zamówień w Niemczech, wzrost bezrobocia w Stanach Zjednoczonych, Strefie Euro, Kanadzie a także w Polsce, wzrost niewypłacalności z tytułu kredytów hipotecznych w Stanach i Europie – to tylko niektóre ze złych newsów. Parkiety, jak widać, znieczuliły się na tego rodzaju informacje i zaczynają żyć swoim życiem.

Większość inwestorów czeka na długo oczekiwane odbicie. Ale czy może ono się ziścić, kiedy wszyscy tego oczekują? Być może rynek pozostanie w trendzie bocznym z zakresem wahań 10-15%.

W opinii Grzegorza Mielcarka, doradcy inwestycyjnego i członka zarządu Investors TFI, nie oznacza to, że chwilowe wzrosty, jakie mogą pojawić się na rynkach oznaczają trwałe wybicie. Są one jednak okazją dla zrealizowania niewielkich stosunkowo zysków na zmianach kursów akcji, gdyż recesja jest głęboka i nie wiadomo, jakie skutki przyniosą ogromne wielobilionowe sumy wpompowane w gospodarki. Do tej pory zazwyczaj kończyły się inflacją. W tym roku nie było „Rajdu Świętego Mikołaja” ale nie wykluczony jest „Efekt Stycznia”. Na razie odrobiono w Warszawie spadki z początku trzeciej dekady listopada.

Wiele wskaźników technicznych dowodzi jednak, że znajdujemy się obecnie w średnioterminowym dołku i można spodziewać się odbicia w najbliższych miesiącach. Nie wszystko jeszcze zostało ujawnione w zakresie sytuacji w sektorze bankowym, a niepewność jest dla rynku najgorsza. Nie będziemy więc na razie świadkami odważnych rajdów cenowych. Obawy przed nieznanym jeszcze ryzykiem spowodują, że obecny dołek może utrzymać się jeszcze kilka miesięcy.

Jan Mazurek