Z Alicją Kornasiewicz prezes zarządu Pekao SA rozmawiają Przemysław Barbrich i Jan Osiecki.
AK: Wyliczenia skutków wprowadzenia podatku na razie nie można zrobić dokładnie, ponieważ nie wiemy, jak będzie ostatecznie wyglądał ten podatek. Są dwa pomysły, o których słyszałam. Pierwszy projekt został złożony przez PiS. Drugi, dosyć podobny pomysł, zgłosiło SLD. W obu przypadkach chodzi o opodatkowanie aktywów instytucji finansowych. Próbowałam policzyć jakie skutki będzie miał jeden i drugi, oba będą olbrzymim obciążeniem dla sektora, i gdyby został wprowadzony może go zupełnie zniszczyć.
I jaki wynik wyszedł?
Przyjmując jako punkt wyjścia propozycję SLD, to byłaby to kwota niemal równa podatkom jakie płacimy obecnie!
Bardzo dużo…
Samo wyliczenie kwoty, jaką będziemy musieli zapłacić jest jednak sprawą drugorzędną. Znacznie ważniejsza kwestią jest dla mnie znalezienie odpowiedzi na pytanie: po co wprowadzać dodatkowy podatek od banków? Po co karać sektor, który dobrze się rozwija i suchą stopą przeszedł przez światowy kryzys. Chciałabym się także dowiedzieć jaki ma być cel wprowadzenia tego podatku?
Czy to znaczy, że środowisko bankowe solidarnie powie „nie” i pokaże liczby, z których będzie wynikało, że żadna z gałęzi gospodarki nie przynosi do budżetu więcej dochodów z podatków? A nakładanie kolejnych danin spowoduje, mówiąc kolokwialnie, że zarżnie się kurę, która znosi złote jajka…
Dobrze byłoby, gdyby sektor mówił w tej sprawie jednym głosem.. Ale najpierw warto byłoby ustalić kto wpadł na ten pomysł i na jakiej postawie przyjął takie a nie inne założenia tej daniny. Na razie brakuje takiej spójnej propozycji wyjściowej, do której można się odnieść.
Pomysł podatku wyszedł z kręgów opozycji, dla której sektor bankowy jest co najmniej podejrzany, ponieważ jest bogaty. Pojawiło się także uzasadnienie, że skoro w Europie inne rządy nałożyły podatek na sektor finansowy to i my powinniśmy zrobić to samo…
Trzeba jednak pamiętać, że sytuacja każdego kraju jest inna. Najbardziej przykre w całej tej debacie jest to, że w Polsce nikt nie mówi o tym, że sektor bankowy przeszedł kryzys o własnych siłach. Nikt nie prosił podatników nawet o złotówkę wsparcia. Ba, wszystkie banki mimo kryzysu miały bardzo dobre wyniki! W przeciwieństwie do wielu krajów Europy – przypomnijmy sobie obrazki spod banku Northern Rock w Wielkiej Brytanii czy z Islandii – kryzysu nie odczuli klienci detaliczni, ani korporacyjni. Wprowadzanie nowego podatku bankowego trochę przypomina sytuację dobrego ucznia, od którego nauczyciel wymaga coraz więcej, bo reszta klasy słabo się uczy…
Pozostanę przy tej paraleli. Może wprowadzany jest nowy podatek, bo nikt nie lubi prymusów…
Niezależnie od tego, jakich porównań będziemy używać, trudno oprzeć się wrażeniu, że pomysł opodatkowania banków ma u źródła głównie motywy polityczne, a nie ekonomiczne.
Wygląda na to, że skoro pomysł spodobał się rządzącym, to trudno im będzie się wycofać z tej propozycji. Może więc należy znaleźć jakieś rozwiązanie, które pozwoli władzy wyjść z twarzą z tej sytuacji…
Oczywiście, że należy szukać rozwiązania, które będzie kompromisowe. Niemniej jednak chciałabym usłyszeć od rządzących co jest celem tego podatku. Bo przychodzi mi do głowy kilka powodów dla których ktoś upiera się przy tym pomyśle.
Jakich?
Po pierwsze z punktu widzenia polityków sięgnięcie do banków wydaje się być najprostszym rozwiązaniem . Ale to jednocześnie oznacza, że polityków tych cechuje wyjątkowa krótkowzroczność, ponieważ jak mocno nie próbowaliby zaklinać rzeczywistości, to obciążenia przejdą na całe społeczeństwo. To wariant pesymistyczny.
A jest jakiś optymistyczny?
Tak. Nie wykluczam, że ustawodawca wybiega myślami w przyszłość i chce depozytariuszom banków zapewnić komfort w postaci np. funduszu stabilizacyjnego na wypadek kolejnego kryzysu – tak przecież jest w kilku krajach europejskich, które zdecydowały się wprowadzić daninę od banków. I gdyby to był powód wprowadzenia podatku, to można taką ideę nazwać „dobrym” pomysłem. Kolejnym krokiem powinna być dyskusja, kto i ile powinien płacić.
Przedstawiła pani już wariant pesymistyczny oraz optymistyczny. A jest jakiś realistyczny?
Wygląda na to, że rząd i opozycja mają własne pomysły na to, jak dodatkowo opodatkować banki. I nikt nie patrzy na rzeczywistość. Ugrupowania licytują się kto znajdzie więcej pieniędzy do zasypania dziury budżetowej. W takiej sytuacji zamiast dyskusji merytorycznej, robi nam się dyskusja polityczna. Od opozycji może tego trudniej wymagać, ale w przypadku rządzących to podstawa, aby nie zabrakło wyobraźni i gruntownej analizy wpływu takiego podatku na całą gospodarkę . A przecież on uderzy w przedsiębiorstwa oraz również w uboższych klientów.
Dlaczego?
Bo to te grupy klientów zaciągają kredyty. Bogaci klienci mają depozyty i oni nie odczują skutków podatku bankowego.
Czy bieżące harce wokół podatku od banków można zastopować?
Na pewno trzeba dyskutować. Powtórzę, najważniejsze dla mnie jest motywacja rządzących. Na razie wygląda na to, że są nią kłopoty finansowe związane z budżetem państwa. Pomysłodawcy naśladują po prostu rząd węgierski. Tyle, że Węgrzy nie osiągnęli swojego celu, a za to udało im się skonfliktować środowisko bankowe. Rozmawiam z kolegami z Węgier i widzę, że wszyscy, z rządzącymi na czele, żałują, że poszli w tym kierunku.
A nie boi się pani, że bankowcy będą ostatnią grupą z którą politycy skonsultują nakładane na nich podatki?
Politycy mogą uprawiać swoje gry pod publiczkę, ale my, bankowcy jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za sektor, ale i całą gospodarkę. I musimy głośno mówić jakie skutki dla gospodarki będą miały decyzje rządu.
Pełny wywiad z Alicją Kornasiewicz, w którym nowa prezes Pekao SA wypowiada się o wpływie nowych rekomendacji KNF na polską gospodarkę, zagrożeniach płynących z udzielania przez banki kredytów walutowych oraz prognozach na 2011 rok opublikowany został w najnowszym wydaniu Miesięcznika Bank, który od dziś znajduje się w sprzedaży.
Źródło: Miesięcznik Finansowy BANK