Z reguły na cenowej wojnie traci cała branża, bo to powoduje pogorszenie rentowności, co w konsekwencji prowadzi do bankructwa lub definitywnego wycofania się z rynku części faktorów. Przede wszystkim jednak tracą klienci.
Wprawdzie wydaje się to paradoksalne, bo w krótkiej perspektywie obniżka cen wydaje się jak najbardziej korzystna dla klientów, jednak w dłuższej otrzymują oni gorszą jakość świadczonych usług.
Przykład z góry
Wojna cenowa dotknęła rynek faktoringowy w USA w latach 90. Funkcjonowało tam wówczas około 100 firm faktoringowych, a ich prowizje sięgały 5-6 proc. za 30-dniowe finansowanie. Tak wysokie stopy zwrotu spowodowały, że do faktoringowej gry włączyły się banki oraz inne instytucje finansowe, co szybko doprowadziło do dużego spadku prowizji – do poziomu 0,5-1 proc. Konsekwencją tego było znaczne pogorszenie jakości obsługi klienta. Wiele banków ostatecznie wycofało się z rynku.
Trwa proces głębokiej specjalizacji małych, niezależnych firm faktoringowych, które nie mając możliwości obniżenia marż do poziomu oferowanego przez banki, nastawiły się na głęboką specjalizację branżową. Powstawały firmy obsługujące tylko wybrane branże, które były w stanie sfinansować pojedyncze transakcje w tempie błyskawicznym. Jakość oraz szybkość obsługi klienta okazały się być równie istotne co cena. Obecnie w USA jest ponad 500 firm faktoringowych, a prowizje zostały odbudowane do poziomu umożliwiającego firmom osiąganie przyzwoitej rentowności.
W Polsce sytuacja na rynku faktoringowym zaczyna przypominać tę z USA. Banki stale szukają nowych źródeł dochodu, toteż wiele z nich stara się przedstawić własną ofertę faktoringową. Dostęp do kapitału po znacznie niższym koszcie niż w niezależnych firmach faktoringowych sprawia, że stały się one siłą napędową obniżania prowizji. Najwięksi bankowi gracze na rynku to Raiffeisen Bank, Millennium, FactorInBank, bank BGŻ i Nord.
Ważna nie tylko cena
Dostrzegane objawy wojny cenowej na razie cieszą klientów. Dla nich najważniejszym czynnikiem jest właśnie cena.
– Podpisując umowę z faktorem trzeba jednak brać pod uwagę również inne czynniki. Specyfika obsługi korporacji, firm średnich oraz mikro i małych przedsiębiorstw jest zupełnie inna i tylko faktor specjalizujący się w obsłudze danej grupy klientów jest w stanie zapewnić im odpowiedni poziom usług – dowodzi Michał Kinkel, wiceprezes AOW Faktoring.
Zdaniem analityków rynkowych łączne prowizje, pozwalające na odpowiednią obsługę klienta oraz zapewniające odpowiednią rentowność faktorowi, za 30-dniowe finansowanie, powinny wynosić 0,5-0,8 proc. dla korporacji. Dla firm średnich jest to w granicach 0,8-1,5 proc., natomiast dla mikro i małych przedsiębiorstw koszt ten wynosi w granicach 2-5 proc.
Symulacja kosztów
Banki, które świadczą usługi faktoringowe obniżają prowizje do poziomu kosztów związanych z udzielaniem kredytów obrotowych. Zdają się nie pamiętać, że w przypadku otworzenia linii kredytowej do monitorowania mają jednego kredytobiorcę, podczas gdy przy faktoringu stałym monitoringiem muszą być objęci wszyscy odbiorcy klienta. Dodatkowo w stosunku do nich prowadzone jest inkaso oraz ewidencja wszystkich przepływów. Wszystkie te czynności tworzą dodatkowe koszty, które muszą być brane pod uwagę przy ustalaniu marż.
Można również zaobserwować prowadzenie przez banki polityki „cross-selling” przy świadczeniu usług faktoringowych. Wprawdzie usługi faktoringowe świadczone są po koszcie, natomiast bank stara się zarabiać na kliencie, oferując mu przy okazji inne usługi, takie jak prowadzenie rachunku, kredyt, leasing itp. Prowizje pobierane za usługę faktoringową w żaden sposób nie odzwierciedlają jej kosztów – bank możliwości zysku szuka gdzie indziej.
W gotowości startowej
Niezależne do banków firmy faktoringowe, takie jak AOW Faktoring, Cash Flow czy Premium, wraz z dostępem do kapitału z rynków finansowych również uzyskały możliwość obniżania swoich prowizji.
– Ograniczeniem w przypadku tych podmiotów jest jednak głównie presja na rentowność, większa niż w firmach uzależnionych od dużych instytucji finansowych i banków, gdzie duży nacisk kładzie się przede wszystkim na obroty – uważa Michał Kinkel.
Mimo rosnących obrotów właśnie spadająca w szybkim tempie rentowność wydaje się powstrzymywać duże zagraniczne banki oraz instytucje finansowe przed bardziej energiczną penetracją polskiego rynku. W obecnej sytuacji wolą one obserwować nasz rynek oraz czekać na rozwój wypadków, aby w odpowiednim momencie wziąć udział w procesie konsolidacji i skorzystać na odbudowywaniu marż.