Przełożenie publikacji “stress testu” nie wystraszyło graczy w USA

W czwartek w USA giełdowe byki walczyły o to, żeby wreszcie przełamać opór na indeksie S&P 500 (okolice 875 pkt.). Okazało się, że to nie było proste zadanie, mimo że ze strony danych makro posiadacze akcji dostali częściowe wsparcie. Częściowe, bo dane makro nie były jednoznaczne.

Ilość noworejestrowanych bezrobotnych wzrosła mniej niż oczekiwano (631 tys. wobec 640 tys.) i to był plus dla byków, chociaż w dalszym ciągu rynek pracy wygląda fatalnie. Jednak raport o przychodach i wydatkach Amerykanów był wyraźnie gorszy od prognoz. Przychody spadły o 0,3 proc., a wydatki o 0,2 proc. (oczekiwano, że pozostaną bez zmian). Gdzie ten zwiększony popyt, którym zachwycali się inwestorzy analizując środowy raport o PKB? Bazowy wskaźnik wydatków osobistych (PCE core) wzrósł o 0,2 proc. Dużo lepiej wypadł jednak w kwietniu indeks Chicago PMI. Wzrósł mocniej niż oczekiwano z 31,4 do 40 pkt. To nadal sygnalizuje, że gospodarka zwalnia, ale tempo tego zwolnienie jest mniejsze niż oczekiwano. 

Giełdy akcji rozpoczęły sesję dużymi zwyżkami indeksów, ale po dwóch godzinach zaczęły się one osuwać, a na dwie godziny przed końcem sesji S&P 500 znowu trzymał się blisko poziomu 875 pkt. W komentarzach zrzucano winę na ten zwrot na informację o tym, że rozmowy rządu z Chryslerem załamały się, a spółka uda się pod ochronę Rozdziału 11 prawa o upadłości. Rząd pomoże jej w tym procesie, a udziały w nowym podmiocie przejmą związki zawodowe, rząd i Fiat. Nie jest prawdą, że to zwiększyło podaż. Wystarczyło spojrzeć na kurs General Motors (rósł o około 6 procent), żeby stwierdzić, że rynek się tym bankructwem nie przejął. 

Mówiono też, że szkodził spadający kurs Exxon Mobil. Fakt, akcje taniały, bo wyniki kwartału były gorsze od oczekiwań. Traciła również Motorola – opublikowała stratę zbliżoną do oczekiwań. Bardzo złe wyniki opublikował też Eastman Kodak. Były też i spółki, które były lepsze od oczekiwań (np. Tyco). Poza tym sektor producentów półprzewodników wcale się wynikami Motoroli nie przejął – drożały akcje Intela, AMD i innych. To najlepiej pokazuje, w jak byczej fazie jest rynek. Byki tej rundy znowu jednak nie wygrały, a indeks S&P 500 zamknął się poniżej 875 pkt. 

W piątek giełdy europejskie w większości pauzowały, ale Amerykanie handlowali. Zupełnie zlekceważyli to, że część giełd europejskich była zamknięta. Wolumen był całkiem solidny, chociaż oczywiście dużo mniejszy niż w czwartek. Na NYSE obróciło się 5,303 mld akcji (o 21,4 proc. mniej niż w czwartek). Na NASDAQ obróciło się 2.087 mld akcji (o 23,3 proc. mniej niż w czwartek). 

Dane makro były zróżnicowane. Indeks nastroju Uniwersytetu Michigan (weryfikacja danych z połowy miesiąca) był lepszy od prognoz, ale po publikacji indeksu Conference Board nie było to najmniejszym nawet zaskoczeniem. Indeks ISM dla przemysłu (mniej niż 20 procent gospodarki USA), wzrósł nieco mocniej niż oczekiwano (z 36,3 do 40,1 pkt.), ale pozostał głęboko zanurzony pod poziomem 50 pkt., który oddziela rozwój od recesji. Dane o zamówieniach fabrycznych były jednak nieco gorsze od oczekiwań (spadły o 0,9 proc.). 

Zadziwiające było zachowanie rynku akcji. I nie chodzi mi wcale o reakcje na dane makro. Okazało się, że publikacja „stress testów” zostanie przełożona z poniedziałku na czwartek, bo twórcy raportu mają wątpliwości co do ich interpretacji. Zaczęły krążyć pogłoski zgodnie z którymi nawet 14 (na 19 badanych) banków będzie musiało podnieść kapitał. Takie odroczenie publikacji raportu powinno było znacznie zwiększyć niepewność, co w sytuacji, kiedy indeks S&P 500 był tak blisko oporu) powinno było doprowadzić do dużych spadków indeksów. 

Nic takiego się nie wydarzyło. Owszem, ceny akcji banków spadały, ale szeroki rynek trzymał się znakomicie. Bardzo pomagały indeksom wzrosty ceny akcji w sektorze surowcowym i przemysłowym. Na pięć minut przed końcem sesji wydawało się że indeks S&P 500 zakończy dzień neutralnie, ale ostatnie dwie minuty podniosły indeks o około 0,5 pkt. proc. Bardzo podobne było zachowanie rynku w czwartek. Byki nie chcą, żeby indeks oddalił się od oporu. Tym razem nawet nieznacznie go naruszył. Powstaje pytanie: jeśli odroczenie publikacji stress testów nie doprowadziło do spadków, to, co może teraz pomóc niedźwiedziom? Byki są potwornie silne. 

GPW też, podobnie jak inne giełdy europejskie, rozpoczęła czwartkową sesję dużym wzrostem indeksów. Jak widać długi weekend nie zmniejszył aktywności graczy i nie popsuł nastrojów. Obrót był jeszcze większy niż w środę. To był duży plus dla byków. WIG20 bardzo szybko znalazł się w obszarze oporu technicznego (tuż pod 1.800 pkt.) i tam zaczął rysować linię poziomą. Nadal najmocniejsze były banki pod wodzą wpierw BRE, a potem Pekao SA. 

Dopiero po godzinie 14.00, czyli po pobudce w USA WIG20 wybił się z tej męczącej konsolidacji, ale ochłodzenie po publikacji danych w USA zmusiło WIG20 do powrotu do poprzedniej linii równowagi, a potem indeks zaczął się osuwać. Od czego jednak fixing? Dorzucił on do wyniku 16 punktów, dzięki czemu indeks zatrzymał się dokładnie na oporze. Można nawet mówić o wybiciu z prowzrostowej flagi, które powinno doprowadzić go przynajmniej do 2.250 pkt. Potrzebne jest jednak jeszcze potwierdzanie: przełamanie oporu w okolicach 1.900 pkt.

Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi