W przestrzeni publicznej co jakiś czas pojawia się pytanie o to, czy wymiar sprawiedliwości jest wystarczająco przygotowany do obsługi spraw frankowych. Okazuje się, że w całym kraju, w sądach okręgowych tylko niespełna 600 sędziów orzeka w tego typu kwestiach. W rzeczywistości potrzeba ich nawet dwukrotnie więcej. I należy dodać, że to dość pilny postulat, biorąc pod uwagę nadciągającą lawinę pozwów składanych przez kredytobiorców po korzystnym dla nich, ostatnim wyroku TSUE. Do tego trzeba wskazać trudną sytuację w pionie cywilnym pierwszoinstancyjnym i rosnący napływ spraw drugoinstancyjnych. Zatem sprawy frankowe mogą całkowicie sparaliżować wymiar sprawiedliwości i średni czas trwania spraw wydłuży się do kilkunastu lat. Tymczasem są informacje, że część sądów nawet nie wnioskuje do Ministra Sprawiedliwości o utworzenie dodatkowych etatów. Ale widać też, że w niektórych przypadkach tego typu wnioski są odrzucane. Jednak skargi stron na opieszałość, a także sami sędziowie mogą już wkrótce wymusić na prezesach sądów bardziej zdecydowane działania.
Dziury kadrowe… zapychają sądy
Jak wynika z oficjalnych danych pochodzących z sądów okręgowych, na koniec maja br. było w nich ok. 600 sędziów orzekających w sprawach frankowych. To zdecydowanie niewystarczająca liczba przy ogromnym napływie spraw. Już wcześniej było widać spore zatory, a po korzystnym dla frankowiczów wyroku TSUE można spodziewać się, że z miesiąca na miesiąc będzie coraz gorzej. Nagłe zwiększenie ilości pracy każdego sędziego spowoduje znaczące wydłużenie okresu oczekiwania na rozprawę i sam wyrok.
Przy tym należy podkreślić, że sprawy frankowe nie są obecnie zbyt skomplikowane. Rozstrzyganie w nich nie wymaga już tak dużego nakładu intelektualnego, jak jeszcze kilka lat temu, gdy nie było ugruntowanej linii orzeczniczej. Wyrok zazwyczaj zapada po jednej rozprawie. Jednak czas oczekiwania na nią jest wciąż zbyt długi i nie ma ku temu żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Do tego oczywiście dochodzą zabiegi banków oraz ich pełnomocników, którzy często „sztucznie” przeciągają sprawy, żeby zyskać na czasie. Całość zamykają braki kadrowe i nieprzygotowanie wymiaru sprawiedliwości na tę falę pozwów. Oczywiście nie powinno to w żaden sposób obciążać stron procesu i z całą pewnością – samych sędziów, którzy bywają mocno przepracowani, ale mimo wszystko tak się dzieje.
Według opublikowanych danych z poszczególnych sądów okręgowych, zazwyczaj jest w nich po kilku lub kilkunastu sędziów. Tylko w nielicznych przypadkach jest ich więcej, a w pięciu – co najmniej trzydziestu. Istnieje więc konieczna i pilna potrzeba zwiększania obsady sędziów w sądach okręgowych, do których trafia przecież 95% spraw frankowych. Należy być świadomym tego, że za dwa albo trzy lata będzie już na to za późno. Sprawy frankowe mogą całkowicie sparaliżować wymiar sprawiedliwości i średni czas trwania spraw wydłuży się do kilkunastu lat.
Obecna, niedoszacowana liczba sędziów w sądach okręgowych sprawia, że tempo orzekania znacząco spada. Na wyrok w I instancji w całej Polsce trzeba czekać średnio półtora roku. Są również sądy, w których ten czas wynosi znacznie dłużej, bo od dwóch do trzech lat. Kolejnym wyzwaniem będą apelacje. A już teraz obserwuje się znacząco większy ich wpływ niż w minionych latach, tj. na poziomie ok. 40%. I tu także powstają zatory. Oczekiwanie na wyrok zajmuje średnio rok.
Skoro niedawno ustawodawca zdecydował się na wprowadzenie właściwości wyłącznej w sprawach frankowych, a tak należy rozumieć dociążenie sądów spoza Warszawy, to jednocześnie Ministerstwo Sprawiedliwości powinno przedsięwziąć czynności zmierzające do natychmiastowego wzmocnienia kadr sądów okręgowych. Dotyczy to zarówno obsady sędziowskiej, jak i personelu pomocniczego. Inaczej sądy rozpatrujące tego typu sprawy czeka prawdziwy paraliż.
Prezesi sądów „staną pod ścianą”
Do powyższego należy dodać, że wiele sądów okręgowych w ciągu ostatnich miesięcy nie wnioskowało o dodatkowe etaty sędziowskie do Ministra Sprawiedliwości. Niekiedy wpływ na to miało np. oczekiwanie na rozstrzygnięcie konkursu na wolne stanowisko lub stanowiska sędziowskie w danym sądzie. W niektórych przypadkach nie wnioskowano, bo resort sam przyznał etat albo tzw. wskaźnik opanowania wpływu spraw ogółem w sądzie na 1 etat sędziowski kształtował się na poziomie średniej krajowej.
Kierowanie się wskaźnikiem opanowania spraw to droga donikąd. Zwiększa się przecież ich napływ w całej Polsce. Obecnie sędziowie jakoś jeszcze sobie z tym radzą, ale wymaga to od nich samych sporego wysiłku, a od stron – zdecydowanie dłuższego oczekiwania na wyrok. Z czasem będzie się on wydłużał i będzie średnio podobny w całym kraju. Sądy okręgowe, które występują o dodatkowe etaty lub chociaż o jeden etat, zwracają też uwagę na duże obciążenie pracą sędziów orzekających w wydziale frankowym. I informują media o tym, że zdarzają się negatywne odpowiedzi na takie wnioski.
Ze strony sądów okręgowych pojawia się nader pilna potrzeba wzmocnienia kadry orzeczniczej, wynikająca z jej trudnej sytuacji w pionie cywilnym pierwszoinstancyjnym, dużego wpływu spraw oraz nowelizacji z 1 lipca 2023 r. przepisów kpc. Znaczny wzrost wpływu spraw cywilnych drugoinstancyjnych już stał się faktem. W Sądach Apelacyjnych powstają coraz większe zatory, ale i liczba zażaleń kierowanych do Sądów Apelacyjnych jest i będzie znacznie większa.
Doprowadzenie procedury cywilnej do absurdalnie formalistycznych rygorów, skutkujących możliwością zwrotu pozwu z przyczyn nieracjonalnych, może zwiększyć ilość zażaleń. Ta okoliczność nie tylko wydłuża wszystkie postępowania, ale i niepotrzebnie angażuje do spraw błahych wysoko wykwalifikowanych sędziów. Rozstrzyganie, czy załącznik jest prawidłowo ponumerowany albo czy jest dobrze oznaczony, to stanowczo nie są kwestie, nad którymi sędzia z kilkudziesięcioletnim stażem winien się zajmować. W ogóle procedura cywilna nie powinna takich problemów rozwiązywać.
Wydaje się, iż priorytetem stała się znowu nie racja stron procesu, a – sztucznie kreowana statystyka. Zakończenie sprawy zwrotem pozwu z przyczyny nieistotnej to zapis szybkiego zakończenia sprawy. A nie o to przecież chodzi w sądownictwie, aby mieć dobre słupki w Excelu, wykreowane na potrzeby inne niż rzetelna ocena pracy.
Obserwując to, co się dzieje w sądach w całym kraju, należy szacować, że racjonalne byłoby dwukrotne zwiększenie liczby samych sędziów. To realnie pomogłoby rozładować obecne zatory. Jednak, patrząc na dotychczasową praktykę resortu, należy stwierdzić, że nie jest to zbyt realny scenariusz. Można tylko przewidywać, że sytuacja w końcu wymusi na prezesach sądów bardziej zdecydowaną reakcję, wobec coraz większego niezadowolenia stron procesów z powolnego tempa rozpoznawania ich spraw. Po tym, jak wzrosną skargi na opieszałość sądów oraz liczniejsze wytyki w aktach sędziów, oni sami wymuszą bardziej zdecydowane kroki na tych, którzy zarządzają wymiarem sprawiedliwości.
Autorem komentarza jest Adrian Goska,
publicysta prawny i wieloletni ekspert ds. problemów frankowych
w sądownictwie, radca prawny w Kancelarii SubiGo