Raport tygodniowy WGI – Ponowny odwrót od złotego

W poniedziałek notowania euro były na poziomie 4,09 i do środy kurs lekko zniżkował, sięgając 4,06 w godzinach przedpołudniowych. Później EUR/PLN podążał już tylko na północ i w piątek po południu sięgnął 4,14. Dolar zachowywał się podobnie, rozpoczynając tydzień na poziomie 3,1750, a kończąc w okolicach 3,21. Dominacja wpływu wydarzeń międzynarodowych na przebieg notowań była przeważająca, jednak zbieg czynników krajowych wzmacniał tylko osłabienie złotego. Początkowo wydawało się, że jedynym wydarzeniem w kraju, które mogłoby rozruszać rynek walutowy, mogłaby być publikacja danych o inflacji w czwartek.

Większe wahania pojawiły się na rynku już w środę. Swoje zrobił publikowany za oceanem deficyt, a nałożyły się na to czynniki wewnętrzne, między innymi kolejne polityczne przepychanki. Po pierwsze atmosfera wokół głosowania nad piątkowym wotum nieufności dla ministra skarbu (Sejm w końcu odrzucił wniosek).

Inwestorów wystraszyła aukcja obligacji 10-letnich. Zawiódł popyt – oczekiwano, że będzie on dwa razy większy. Inwestorzy podchodzą do polskich papierów wartościowych bardzo ostrożnie i zdecydowanie wolą instrumenty o terminie zapadalności do roku. Dowodzi to wzrostu ostrożności ze strony inwestorów zagranicznych. Potwierdza się więc parodolarowe nastawienie na rynku międzynarodowym, które wywołuje odpływ kapitałów z rynków wschodzących do USA i tym samym osłabianie walut w krajach takich jak Polska, Węgry, Brazylia.

Czwartkowa inflacja okazała się niższa od prognoz (3,4 proc. – oczekiwano 3,5 proc.), ale niczego na rynku nie zmieniła. Owszem, mówi się o szybszych obniżkach stóp, ale to w tej chwili już chyba zaczyna odpychać od złotego, a nie przyciągać krótko terminowy kapitał do obligacji. Tym bardziej, że układ techniczny w stosunku do euro, a szczególnie do dolara sygnalizuje, że czeka nas jeszcze duża przecena złotego.

Ostatni dzień tygodnia był kontynuacją rozpoczętego w środę trendu na osłabienie złotego. Kurs zarówno euro i jak i dolara rósł do poziomów, jakie oglądaliśmy na koniec marca, nie pomogło naszej walucie wspomniane wcześniej odrzucenie wotum nieufności ministra Sochy, a szczególnie dane z USA o przepływie kapitałów.

Rekomendacje

EUR/PLN opuścił roczny kanał trendu i utworzył formację podwójnego dna. Opuszczenie kanału trendu to sygnał, że nadeszła korekta całego rocznego ruchu. Opór jest na 4,1600. Wsparcie jest na 4,03. Dolar pokonał roczną linię trendu i wybił się z prowzrostowej flagi, co może dać wzrost nawet do 3,500, a z olbrzymim prawdopodobieństwem przynajmniej do 3,35. Opór jest na 3,2550, zaś wsparcie na 3,1400.

RYNEK MIĘDZYNARODOWY

Tydzień bez rozstrzygnięć

W ubiegłym tygodniu tendencja na międzynarodowym rynku walutowym nie zmieniła się i dolar w stosunku do innych walut pozostawał pod silnym wpływem publikacji makroekonomicznych. Na eurodolarze tydzień zaczął się w okolicach 1,2940, gdzie kurs dotarł po zeszłotygodniowym odbiciu wywołanym rozczarowującymi danymi z rynku pracy (liczba nowych miejsc pracy wzrosła jedynie o 110 tys. przy oczekiwaniach rynkowych 250 tys.). W piątek po południu euro na rynku międzybankowym wyceniane było na 1,2850.

Poniedziałek nie przyniósł publikacji ekonomicznych, ale rynek nadal dyskontował słabe dane makroekonomiczne i wyczekiwał wtorkowych informacji o deficycie w handlu zagranicznym oraz budżetowym. Okazało się, że w lutym deficyt kolejny raz ustanowił zaskoczył inwestorów (61 mld USD z 58,3 mld miesiąc wcześniej). Ta rekordowa wartość wynika przede wszystkim z powodu wzrostu importu produktów petrochemicznych i dużego wzrostu (o 9,8 proc.) importu tekstyliów z Chin. Dolar skokowo osłabił się jednak po chwili dał o sobie znać utrzymujący się prodolarowy sentyment, jaki możemy obserwować od kilku tygodni. Inwestorzy odebrali wzrost udziału importu tekstyliów i ropy jako sygnał pojawiającej się inflacji, co wymusi w niedalekiej przyszłości kolejne podwyżki stóp procentowych.

Wyraźnie widać, że rynek ma na uwadze tylko inflacje i kolejne dane są oglądane tylko pod tym kątem. Nie inaczej było po ujawnieniu marcowego protokołu z posiedzenia FOMC, który wprawdzie łagodniejszy w wymowie niż oczekiwano, ale przyniósł niezaprzeczalne potwierdzenie zagrożeń presją inflacyjną na najbliższe miesiące. Kolejne ważne doniesienia dotyczyły sprzedaży detalicznej, która, mimo że znacznie słabsza od oczekiwań (wzrosła w marcu tylko o 0,3 proc. przy oczekiwaniu 0,8 proc.) nie skłoniła większości inwestorów do pozbywania się amerykańskiej waluty ze swoich portfeli. Scenariusz był taki sam jak we wtorek, czyli krótki osłabienie i powrót do mocnego dolara.

Na koniec tygodnia rynek dostał jeszcze informacje o przepływach kapitałowych, czyli defacto informacja o tym jak chętnie zagranica finansuje amerykański deficyt handlowy. Okazało się, że popyt na papiery wartościowe USA jest nadal wysoki (w lutym do USA napłynęło 84,5 mld USD) i z nadwyżką wystarcza do pokrycia deficytu. Reakcja była co najmniej niespodziewana. Początkowo dolar nie wiedział co ma ze sobą zrobić, a w rezultacie osłabił się do poziomu z czwartku rano.

Rekomendacje

EUR/USD naruszył wsparcie na linii trzyletniego trendu, co powinno zakończyć na dłużej trend na osłabienie dolara. Potwierdzeniem byłoby przełamanie w dół poziomu 1,2750. Powstałby wtedy podwójny szczyt z zakresem spadku przynajmniej do 1,19. Opór jest 1,3040

PRZYGOTOWALI

Marek Węgrzanowski

Adam Łaganowski

Warszawska Grupa Inwestycyjna SA

KOMENTARZ MAKROEKONOMICZNY

Do zbliżających się wyborów powszechnych w Niemczech, rząd kanclerza Gerharda Schroedera zamierza wprowadzić ustawę, która ma na celu wyrównanie minimalnych stawek między rodowitymi Niemcami i przybyszami zza wschodniej granicy, w szczególności Polakami. Rząd chce rozszerzyć zasięg tego prawa, aby obejmowało ono wszystkie sektory gospodarcze. Istnieje już takie prawo od 1996 r. i dotyczy budownictwa. To reakcja na sytuację, kiedy Niemcy stracili 20 000 miejsc pracy w masarniach, na rzecz Polaków, którzy zarabiają mniej. Niemcy dostają 12 – 16 euro za godzinę pracy, podczas gdy polskich pracowników zadowala połowa tej kwoty.

Reakcja niemieckiego rządu była łatwa do przewidzenia w warunkach wyborczych biorąc pod uwagę że w nowej, rozszerzonej Unii przybyło członków (w tym Polaków), którzy mają niższe wymagania zarobkowe. Inna jest też sytuacja gospodarcza nowych członków. Potrzebują oni wyraźnego ożywienia gospodarczego, które nie nadchodzi, a w związku z tym bezrobocie utrzymuje się na wysokim poziomie. Niskie wymagania zarobkowe dają przewagę konkurencyjną pracownikom z tych państw UE. Wszystko to prowadzi do napływu taniej siły roboczej z nowych państw członkowskich na otwarte rynki, jakimi są RFN, Irlandia, Wielka Brytania czy Szwecja.

Działanie rządu niemieckiego stanowi klasyczny przykład działania UE, polegającego rozwiązywaniu każdego problemu przez wprowadzenie nowych przepisów, zasad, norm czy ustaw. Posunięcie takie może w krótkim czasie rozwiązać taki problem, ale na długo oznacza zastój gospodarczy czy wręcz uwstecznienie. Zamiast uelastyczniać rynek pracy (w całej UE), stare kraje UE wolą wprowadzać nowe utrudnienia, zakazy lub nakazy.

Polacy chętnie poszukują pracy na rozszerzonym rynku, ponieważ nie mogą znaleźć jej u siebie. Oba rządy, polski i niemiecki, powinny wspólnie poszukać rozwiązania tego problemu poprzez wykreowanie nowych miejsc pracy zarówno w Polsce, jak i we wschodnich niemieckich landach, celem zmniejszenia migracji pracowników z Polski do RFN. Jest to szczególnie ważne w dobie globalizacji. W obecnych warunkach, działania rządu niemieckiego (jak i większości krajów UE) są sprzeczne z ideą globalizacji, dlatego że utrudniają swobodny przepływ osób. Historia zna przykłady, które dowodzą, że tylko społeczeństwa otwarte i gotowe na przyjęcie nowości (w tym napływających z innych państw obywateli), mają zdolności do dalszego rozwoju, poparte innowacyjnością tak jak jest to w USA czy Singapurze. Nasuwa się pytanie czy UE stanie się bardziej otwartym społeczeństwem czy nadal będzie tkwić w protekcjonizmie gospodarczym, który doprowadzi do zapomnienia strategii lizbońskiej, która zakładała doścignięcie USA w roku 2010. Obecnie nie wydaje się to realne, więc rozwiązania upatruje się w tym, że nowe kraje członkowskie powinny domagać się zmiany tych przepisów. Jako pełnoprawni członkowie UE, Polacy powinni być ta samo traktowani na wszystkich rynkach UE – 25. Ale sami Polacy powinni o tym teraz domagać na forum UE.

Przygotował

Richard Mbewe

Warszawska Grupa Inwestycyjna SA