Raport tygodniowy WGI – RPP jednak zaskoczyła

Kurs „zielonego” spadł natomiast po raz pierwszy w tym roku poniżej psychologicznego poziomu 3 zł (minimum 2,9575 zł)! I balansował przy najniższym poziomie od 1997 r.! Wydarzeniem tygodnia była decyzja RPP, która choć zaskakująca, nie przyniosła zmian na rynku. Mimo słabszych w ostatnim czasie danych makroekonomicznych z naszego kraju, czy podwyżek stóp w USA, które powinny odciąga, kapitał z takich krajów jak Polska, inwestorzy wciąż gromadnie kupowali polskie akcje i obligacje.

Zanim poznaliśmy w piątek wynik spotkania władz monetarnych, złoty zaatakował wsparcie na poziomie 3,95 do euro. Jego przebicie w środę mogło oznaczać tylko jedno, ruch do 3,90, gdzie znaleźliśmy się w piątek.

W ciągu tygodnia inwestorów zainteresował komentarz prezesa NBP Leszka Balcerowicza, który chłodził oczekiwania szybkich obniżek stóp procentowych. Prof. Balcerowicz wskazał, że RPP uwzględnia w swoich decyzjach poziom kursu walutowego, ale celem działań władz monetarnych jest spadek inflacji do poziomu celu inflacyjnego. Obecnie inflacja wynosi 4 proc., a celem jest jej szybkie sprowadzenie do 2,5 proc. O szybkości wzrostu gospodarczego nie decyduje zaś jedynie eksport, choć ma bardzo duże znaczenie. Doatkowo jego zdaniem obserwowane ożywienie inwestycji jest faktem, a wiele wskazuje, że utrzyma się lub nawet przyspieszy, a silny złoty nie jest pewnikiem.

Minister finansów Mirosław Gronicki wskazał z kolei, że możliwe jest osłabienie tempa wzrostu gospodarczego w 2005 r. do 4,5-5 proc. wobec wcześniej zakładanych 5 proc. Tempo wzrostu gospodarczego może spaść w I poł. roku ze względu na efekt bazy i stabilizację popytu. W kolejnych miesiącach wzrost powinien z kolei przyspieszyć dzięki wyższym inwestycjom. Minister wierzy także, że napływ inwestycji bezpośrednich będzie w tym roku wyższy niż w latach poprzednich.

Piątkowa decyzja RPP kończyła całą serię decyzji banków centralnych w regionie. W poniedziałek na Węgrzech stopy zostały mocno obniżone z 9 proc. do 8,25 proc. (rynek zakładał obniżkę o 50 pkt), bank centralny obniżył też swoje prognozy co do rozwoju inflacji.

W Czechach stopy pozostały bez zmian, ale tam ich poziom (2,25 proc.) niewiele odbiega od stóp w strefie euro (2 proc.). Na Słowacji trwała zaś walka banku centralnego z inwestorami krótkoterminowymi, grającymi na wzmocnienie korony. W ostatnich tygodniach Słowacki Bank Centralny kilkakrotnie sprzedawał waluty obce przy spadku kursu EUR/SKK do poziomu 38. W tym tygodniu musiał jednak skapitulować, kurs euro w koronach spadł do 37,80, najniższego poziomu w historii. Ten przykład najlepiej pokazuje, że interwencje banków centralnych są nieskuteczne i kosztowne (warto o tym pamiętać przy głosach o „większość odpowiedzialności NBP w zakresie gospodarki”).

Rada Polityki Pieniężnej jednak zaskoczyła. Zmianie uległo nastawienie w polityce pieniężnej z „restrykcyjnego” na „łagodne”, zamiast na „neutralne” jak oczekiwano. Sugeruje to, że obniżki stóp powinny nastąpić szybciej niż sądzono. W piątek nie uległy one zmianie (główna stopa w dalszym ciągu wynosi 6,5 proc.), a inwestorzy dokładnie będą wczytywać się w komunikat po posiedzeniu oraz opublikowaną w projekcję inflacji, która zostanie opublikowana w poniedziałek. Złoty nie zareagował na te informacje.

W piątek o godz. 14.30 euro kosztowało 3,9230 zł, a dolar 2,98 zł.

Krótkoterminowa prognoza

Walka z trendem umacniania złotego jest wielce ryzykowna. Każdą korektę nawet kilkugroszową warto wykorzystać do pozbycia się walut. Należy liczyć się z kolejnym testem 3,90 dla kursu EUR/PLN. Informacje makroekonomiczne napłyną na rynek jedynie w poniedziałek (bilans płatniczy, projekcja inflacyjna).

RYNEK MIĘDZYNARODOWY

EUR/USD

Bank Korei wstrząsa EUR/USD

Mijający tydzień przyniósł bardzo mocną wyprzedaż dolarów. Pod pretekstem informacji z Korei Południowej, której bank centralny ogłosił, iż ma zamiar zdywersyfikować aktywa rezerwowe poza system dolarowy, euro mocno ruszyło w górę, szybko przekraczając poziom 1,32 – najwyższy od początku stycznia 2005 r. Późniejsze dementowanie informacji z Korei, że ma ona zamiar lokować tylko nowe aktywa poza instrumentami denominowanymi w USD nie osłabiły jednak mocno euro. Utrzymywało się ono znacznie powyżej 1,32 i dopiero w piątek powróciło poniżej tego poziomu.

Dane makro w minionym tygodniu nie przyniosły niespodzianek. Dobre informacje o bilansie płatniczym w strefie Euro tylko wspomogły wyprzedaż USD. W grudniu 2004 r. nadwyżka w bilansie handlu zagranicznego wyniosła 5,7 mld euro, a w bilansie płatniczym 2,7 mld euro. To dane lepsze od oczekiwań.

Opublikowane wyniki o nastrojach konsumentów w USA były gorsze od spodziewanych. Podobnie negatywny odczyt pokazał indeks klimatu gospodarczego w Niemczech – Ifo, który spadł do 95,5. Dane o inflacji w USA nie różniły się od oczekiwań i w środę informacje ze strefy euro i USA zrównoważyły się. Dopiero taka sytuacja umożliwiła przeprowadzenie korekty. Od szczytu na 1,3273 euro straciło ponad 1 centa. Jest to jednocześnie pierwsza poważna korekta ostatniego ruchu w górę – trwającego od 1,2730 – pierwszych dni lutego.

Tak duży ruch na EUR/USD spowodował także spore zamieszanie na innych najważniejszych parach walutowych. Do poziomu 1,1580 spadł kurs dolara w relacji do CHF. Tym samym załamała się wcześniejsza formacja osłabiania się franka – jest on najdroższy od początku roku. Niewiele też dzieli kurs USD/CHF od podwójnego dna z przełomu roku 2004/2005. Przy takim tempie umacniania się franka poziom ten może pęknąć, a oznaczałoby to kontynuację umacniania i długoterminowego trendu na tej walucie. Wsparciem byłby dopiero dołek z 1994 roku na 1,11.

Krótkoterminowa prognoza

Prognoza na najbliższe dni jest wciąż niekorzystna dla dolara. Przy obecnym sentymencie do amerykańskiej waluty, złe informacje dla USD powinny szybko sprowadzić kurs EUR/USD wyżej. Poważny opór w chwili obecnej znajduje się dopiero na wysokości poprzedniego szczytu – 1,3650. To właśnie krótkoterminowy cel byków, jego przebicie mogłyby spowodować dopiero informacje grubszego kalibru. W przyszłym tygodniu mamy publikację dość ważnych informacji – indeksu ISM, wydajności pracy w USA oraz indeksów PMI w Europie i Ameryce. W przyszły piątek raport z rynku pracy i tradycyjnie mocno ruszające rynkami zmiana zatrudnienia w sektorze pozarolniczym (tzw. nonfarm payrolls).

PRZYGOTOWALI:

Marek Węgrzanowski

Adam Łaganowski

Warszawska Grupa Inwestycyjna S.A.

KOMENTARZ MAKROEKONOMICZNY

Prywatyzacja, a majątek narodowy

Ostatnio w telewizji możemy zauważyć reklamę nowego samochodu „Logan” z grupy Renault. Po dokładnym przyjrzeniu się widać, że jest to „Dacia Logan”. Dacia jak każdy z nas dobrze wie to samochód rumuński, a nie francuski. Dlaczego o tym wspominamy? Po okresie transformacji gospodarczej w 1989r w Europie Środkowo-Wschodniej państwa z tego rejonu rozpoczęły prywatyzację majątku narodowego. Rumunia wybrała francuską firmę Renault i wynegocjowała bardzo dobre warunki dla swojego przemysłu samochodowego. Z kolei Czesi wybrali niemieckiego Volkswagena dla swojej Skody, a enerdowski Trabant umarł śmiercią naturalną. Natomiast rosyjskie samochody takie jak Tawria, Kamaz czy Łada, unowocześniają się i na rynkach światowych zaczynają stanowić poważną konkurencję dla innych samochodów. Jednym z czołowych graczy w rajdzie Paryż-Dakar jest rosyjska ciężarówka – Kamaz, co dodatkowo wzmacnia pozycję tej marki.

Może warto teraz przyjrzeć się polskiemu przemysłowi samochodowemu: a mianowicie FSO, FSM, Nysa czy Lublin? FSO został sprzedany koreańskiemu Daewoo, podczas gdy FSM należy do włoskiego koncernu Fiat. FSO już praktycznie nie istnieje, FSM, a Polonez, czy Nysa zniknęły w wyniku utraty sensu ekonomicznego produkcji takiego wozu lub w wyniku różnorodnych zjawisk globalnych, czy fuzji i przejęć. Można nawet wysunąć daleko idący wniosek, że większość lokalnych marek polskich samochodów została wycofana z rynku w wyniku prywatyzacji lub utraty ekonomicznego sensu ich produkcji.

Sytuację w światowym przemyśle samochodowym charakteryzuje fakt, że nie ma marki pochodzenia polskiego i uważam, że jest to odzwierciedleniem całego podejścia Polaków do dóbr i dziedzictwa narodowego.

Z jakiejś przyczyny, Polacy starają się prywatyzować lub likwidować wszystko co narodowe, nie biorąc pod uwagę, jakie będą skutki gospodarcze lub społeczne. Krótko mówiąc Polacy w tym zapędzie o spełnieniu zasady i nauki gospodarki rynkowej, zatracają swoje dobra narodowe. O ile można być zwolennikiem prywatyzacji o tyle prywatyzacja nie może być jednak celem samym w sobie. Skoro udział państwa w gospodarce został obniżony do poziomu poniżej 25 proc. PKB, to może jest to najwyższy czas żeby ustalić, które przedsiębiorstwa lub sektory gospodarki pozostaną w rękach państwa i nie powinny być sprywatyzowane, działając oczywiście według mechanizmów rynkowych?

Komentarz przygotował

Richard Mbewe

Warszawska Grupa Inwestycyjna