Po dynamicznych wzrostach musi przyjść odpoczynek po którym ceny mogą dalej wzrastać, ale już bez sygnałów ostrzegawczych takich jak wykupione wskaźniki techniczne. Taki krok w tył był szczególnie widoczny na warszawskim parkiecie, który najbardziej zapędził się w drodze na północ. Inne giełdy europejskie niekoniecznie kwapiły się do spadków.
Środa była kolejnym już dniem bez ważnych danych makroekonomicznych. Cały świat przyglądał się więc publikowanym przez amerykańskie spółki raportom kwartalnym, a było na co patrzeć. Generalnie dalej mamy do czynienia z wynikami lepszymi od prognoz, które cieszą inwestorów. Wczoraj tyczyło się to szczególnie sektora technologicznego, który unosił się dzięki wynikom Apple’a oraz branży konsumenckiej, która pod wodzą rosnących po dobrych wynikach o 18,4 proc. akcji Starbucks’a mogła zadziwić. Dalej widać, że spółki bardzo tną koszty, co po powrocie gospodarki na ścieżkę wzrostu bardzo pozytywnie wpłynie na dynamikę ich zysków.
Zawodził nieco sektor finansowy i to szczególnie na samym początku sesji w USA, a pod koniec notowań w Warszawie. To właśnie dlatego WIG20 spadł o prawie 2 proc., a duża część ruchu w dół miała miejsce po godzinie 14.00. Wcześniej powiem byki dość dzielnie broiły psychologicznej granicy 2000 punktów. Wracając jednak do sektora finansowego. To co zaniepokoiło inwestorów nie wiązało się ze słabymi wynikami, które często zgodnie z obowiązującą już tradycją były lepsze od oczekiwań, ale było pokłosiem znacząco rosnących złych długów. Mowa tutaj w szczególności o Wells Fargo, które ogłosiło wzrost wartości niespłacanych pożyczek aż o 45 proc. do 18,3 mld USD. Tak na prawdę problem psującego się portfela kredytowego dotyczy nie tylko USA, ale również Polski i wielu innych krajów (szczególnie głośno jest o Rosji). Słychać nawet głosy, że to kolejna tykająca bomba, która tylko czeka na jakąś formę zapalnika.
W przypadku samych danych makroekonomicznych odnotować trzeba, że ilość wniosków o kredyt hipoteczny nadal wzrasta, a ceny nieruchomości według OFHEO w maju wzrosły w stosunku do poprzedniego miesiąca. Wciąż widać więc pozytywne sygnały, które po usystematyzowaniu oznaczają, że recesja w USA mogła się tak na prawdę skończyć już w maju bądź czerwcu. Oczywiście nie można ignorować takich wiadomości, ale trzeba być również świadomym zagrożeń, które tyczą się obecnej bezprecedensowej recesji. Przykładowo nadal jest ciężko sobie wyobrazić skąd za oceanem miały by pochodzić pieniądze wyzwalające popyt. Na samych rządowych środkach gospodarka daleko przecież nie pojedzie. Podczas poprzedniego załamania Amerykanie mogli uwolnić ogromne pokłady kapitałowe ukryte w rosnącej wartości ich domów. Teraz nie tylko domy na wartości wiele straciły, ale również banki nie kwapią się do udzielania nowych pożyczek, tak jak to miało miejsce na początku obecnej dekady. Zresztą przeciętny Amerykanin wcale nie myśli o nowych zobowiązaniach, a raczej o spłacie tych starych, co wymownie widać po wzroście stopy oszczędności.
Wracając na giełdy powiedzieć trzeba, że na innych rynkach, poza Warszawą, nie było widać większych spadków. Europa Zachodnia odnotowała lekkie wzrosty, a S&P500 zamknął się nautralnie. Nadal utrzymuje się więc powyżej ważnego poziomu 944 punkty, co oznacza, że byki dość dobrze kontrolują sytuację. Co prawda przydałoby się mocniejsze wybicie, ale wtorkowy śródsesyjny dołek nawet nie był testowany. Dzisiaj kolejny dzień, który patrząc po nastrojach zapowiada się nienajgorzej.
Łukasz Bugaj
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi