Reanimacja rynków finansowych kosztuje coraz więcej

Przeznaczanie setek miliardów dolarów na finansowanie biznesów, które de facto są już zbankrutowane miało być sposobem na uratowanie gospodarki. Za wszystkim stoi FED i jego głębokie (jak na razie) kieszenie. Możliwości FED szacowane są na 800 mld dolarów, przynajmniej tak deklaruje Ben Bernanke i nie ma powodu, żeby mu nie wierzyć. W zanadrzu amerykańska administracja ma jednak jeszcze swoja „Wunderwaffe”, która była już testowana na przypadku AIG. Przypomnijmy, że wsparcie ratunkowe dla AIG wyniosło 85 mld dolarów, ale nie była to gotówka, lecz pożyczka. Pożyczka bardzo wysoko oprocentowana, z marżą ponad 7 proc. Co ciekawe natychmiast pożyczka została zrefinansowana emisją krótkoterminowych papierów skarbowych. W praktyce oznacza to, że FED tanio pozyskał środki i dopożyczył je bardzo drogo. W języku finansistów dokonał po prostu sekurytyzacji. I dziś sekurytyzacja podobnie jak w latach 80-tych ubiegłego wieku może być szansą na opanowanie sytuacji.

Przypomnijmy, że w tamtym czasie masowo bankrutowały amerykańskie kasy oszczędnościowo-kredytowe (takie nasz SKOK), które mocno były zaangażowane w kredytowanie domów na długie okresy. Negatywne efekty utraty przezeń płynności i dalej wypłacalności zostały zrekompensowane w amerykańskiej gospodarce. Dziś problemem jest jednak zupełnie inna grupa aktywów. Dziś aktywa to nie tylko kredyty, ale przede wszystkim różnego rodzaju struktury, pochodne kredytowe, które często funkcjonowały pozabilansowo lub miały wirtualną wartość. Można powiedzieć, że dopiero obecne upadłości pozwoliły określić ich faktyczną wartość. FED w takiej sytuacji kalkuluje, że straty są do opanowana dopóki system finansowy działa, czytaj utrzymuje wspomnianą płynność. A skąd na to środki? I tu koło się zamyka. W okresie kryzysu kapitał szuka najbezpieczniejszych instrumentów, a za takie uważane są nadal… amerykańskie obligacje skarbowe. Kupując obligacje kapitał na rynek wraca poprzez pożyczki, poprzez sekurytyzacje. Co ciekawe FED zupełnie rynkowo próbuje na tym zarabiać (tanio pożyczając i drogo odpożyczając kapitał) i wbrew pozorom nie jest instytucją charytatywną.

Pomysł na specjalny trust, który skupiłby złe kredyty jest logicznym następstwem powyższego działania. Przecież z tych złych portfeli kredytowych, nawet subprime, część zawsze jest spłacana, część środków odzyskiwana jest poprzez sprzedaż nieruchomości, ubezpieczenie, itd. To jest konkretna wartość, która stanowi kapitał, ale jak na razie zamrożony. Uwolnienie w ten sposób środków pozwoliłoby rozwiązać kłopoty z sektorem finansowym. Różnicą w porównaniu z przytaczanym na wstępie kryzysem jest zakres. Obecnie w straty uwikłane są wiodące banki komercyjne na świecie. Odpowiedź na pytanie czy FED-owi wystarczy determinacji, środków (nie tylko finansowych) na przeprowadzenie do końca planu ratunkowego będzie pozytywna, gdy współpraca wiodących banków centralnych będzie jednolita i zdecydowana. I tu dochodzimy do jeszcze jednego efektu kryzysu. Bez względu na to, jak będzie on jeszcze przebiegał skończyły się czasy radosnej twórczości sprzedawców usług finansowych. Argumenty za regulacją i przede wszystkim kontrolą rynków finansowych stają coraz silniejsze i uzasadnione. Liberalizację odwołujemy więc.

Bogusław Półtorak
Główny Ekonomista Bankier.pl S.A.