„Recepta” na niesprawdzające się prognozy finansowe

Ubiegły rok i początek tego roku bardzo dobitnie pokazały, jak rzeczywistość potrafi zweryfikować prognozy analityków finansowych. Wielu z nich zapowiadało kontynuację giełdowej hossy, dynamiczny napływ nowych środków do funduszy inwestycyjnych. Ogólnie rzecz ujmując „biznes” powinien się kręcić.

Miały pęcznieć portfele indywidualnych inwestorów, rosnąć zyski z prowizji przedsiębiorstw maklerskich, zyski z opłat manipulacyjnych i opłat za zarządzanie aktywami instytucji finansowych. Spodziewano się, że będzie tak wspaniale, a tymczasem scenariusz okazał się zgoła odmienny. Zamiast rekordów giełdowych mieliśmy załamanie na taką skalę, że przed rokiem podobnego scenariusza z pewnością nikt nie przewidział.

Analitycy często są zobowiązywani przez zatrudniające ich instytucje finansowe do komentowania sytuacji rynkowej nawet kilka razy w tygodniu. Starają się oni prognozować punkty oporu i wsparcia dla indeksów giełdowych, przyszłe kursy walut, czy rentowności obligacji skarbowych.

Osobiście współczuję tym analitykom i równocześnie podziwiam ich za odwagę. A to dlatego, że w praktyce ich praca często wygląda następująco. Analityk przewiduje scenariusz na dany dzień, który zupełnie się nie sprawdza. Ale mimo to nie poddaje się i prognozuje co się wydarzy jutro. Niestety bardzo często z podobnym rezultatem jak poprzednio.

Średnio uważny obserwator szybko zorientuje się, że w zdecydowanej większości prognozy te są nic nie warte. I wbrew pozorom nie ma w tym nic dziwnego. Nie chodzi tu o brak kompetencji osób, które podejmują się prognozowania. Problem tkwi gdzie indziej. Immanentną cechą przyszłości jest nieprzewidywalność. W tym miejscu zacytuję słynnego inwestora Georga Sorosa: twierdzenie, że jesteśmy zdolni przewidzieć przyszłość to nonsens, bo przyszłość jest kształtowana przez nie dające się kontrolować decyzje ludzi podejmowane obecnie.

Nie oznacza to, że nie należy prognozować. Prognoza jest częścią planu, a przecież w sferze finansów osobistych trudno bez niego funkcjonować. Tyle, że należy uświadamiać sobie, jaka jest rzeczywista wartość prognoz odnoszących się do kształtowania cen instrumentów finansowych, w konsekwencji również do poziomów indeksów giełdowych. Przyszłość jest nieznana. Tym bardziej trudno przewidywać przyszłość związaną z rynkiem finansowym, charakteryzującym się swoistą kruchością, wynikającą z faktu, że instrumenty finansowe są tak naprawdę obietnicami.

Nie będę prognozował, co się wydarzy w 2009 roku na rynku finansowym. Nie ukrywam, że tego nie wiem. Może z wyjątkiem jednego, chyba najbardziej prawdopodobnego scenariusza. W związku z perspektywą obniżek stóp procentowych na początku roku warto zainteresować się obligacjami skarbu państwa o stałym oprocentowaniu oraz niektórymi lokatami bankowymi o stałej stopie procentowej. Zakładając oczywiście, że przed nami okres spadających stóp procentowych. Chociaż w kontekście prognozowanego na 2009 rok poziomu deficytu budżetowego, spadającego kursu złotego, niestabilności gospodarki amerykańskiej i zawirowań w całej światowej gospodarce, trudno przewidywać także, jaki będzie kształt polityki pieniężnej realizowanej przez Narodowy Bank Polski. 

Wszystkim oszczędzającym, inwestorom boleśnie doświadczonym i już bardzo zmęczonym niesprawdzającymi się prognozami, chciałbym zaproponować kilka uniwersalnych strategii inwestycyjnych. Pozwalają one − bez względu na prognozy − na zasadzie pewnego automatyzmu, regularnie lokować na rynku określone kwoty.   

Strategia regularnego inwestowania, zwana także strategią obniżania kosztu, jest najstarszą spośród wykorzystywanych do dzisiaj strategii inwestowania na rynku finansowym. Jej istota opiera się na długoterminowym programie inwestowania regularnych, stałych kwot w równych odstępach czasu – np. w odstępach miesięcznych lub kwartalnych. Metoda ta umożliwia osiągnięcie w dłuższym okresie statystycznie średniej wartości inwestycji. W tym wypadku nie ma znaczenia moment, w którym rozpoczęło się inwestycje, pod warunkiem, że okres inwestycji jest dostatecznie długi. Nawet rozpoczęcie inwestycji w sytuacji, kiedy na rynku przeważają wysokie ceny, doprowadzi do osiągnięcia średniej dzięki kolejnym zakupom.

Metoda ta przy długim horyzoncie inwestycyjnym umożliwia osiągnięcie zysków, wynikających ze wzrostu kursów w długim okresie. Ma ona jednak także ujemne strony, gdyż okres hossy trwa na rynku zazwyczaj dłużej niż okres bessy. Inwestorzy mogą nie zdążyć nabyć wystarczającej liczby akcji lub jednostek uczestnictwa funduszu przy odpowiednio niskich cenach. Może to spowodować, że inwestycja okaże się mniej opłacalna w porównaniu do jednorazowego zainwestowania określonej kwoty, przy relatywnie niskich cenach. Ponadto nie ma 100% gwarancji, że w momencie sprzedaży akcji, czy umorzenia jednostek uczestnictwa funduszu inwestycyjnego, kwota będzie wyższa od średniego kosztu zakupu. 

Strategia stałego przyrostu wartości portfela jest zbliżona do strategii obniżania kosztu. Podobnie jak poprzednia, polega ona także na systematycznym przeznaczaniu określonej kwoty na inwestycje. Podstawowa różnica dotyczy wielkości wpłat, które przy tej strategii nie są stałe. W zależności od zmiany wartości portfela w danym okresie, kwota dopłaty może kształtować się w granicach od 0 do 100%. Jeżeli naszym zamiarem jest kupno każdego miesiąca akcji za 100 zł, a w ciągu ostatniego miesiąca wartość portfela wzrosła o 50 zł, to dopłata dotyczy tylko 50 zł. Natomiast w sytuacji, gdy wartość portfela wzrosłaby o ponad 100 zł, to zamiast dopłaty należy sprzedać część akcji lub umorzyć część jednostek uczestnictwa funduszu inwestycyjnego.

Metoda ta jest korzystna ze względu na to, że pozwala ona dostosować moment przeprowadzenia transakcji do aktualnej sytuacji rynkowej. W sytuacji poprawy koniunktury sprzedaje się część akcji lub część jednostek uczestnictwa funduszu. Natomiast w trakcie pogorszenia koniunktury kupuje się je po niższych cenach.

Strategia stałej relacji ofensywnego i dynamicznego pakietu polega na utrzymywaniu określonej proporcji pomiędzy wartością inwestycji w akcjach, funduszach akcyjnych i częścią utrzymywaną w obligacjach, czy funduszach papierów dłużnych lub funduszach rynku pieniężnego i gotówkowych. W sytuacji wzrostu cen posiadanych akcji, część z nich należy sprzedać, i za uzyskaną z ich sprzedaży kwotę dokupić obligacje. Podobnie postępuje się w odwrotnej sytuacji. Jeżeli ceny obligacji lub wartości jednostek danego funduszu inwestycyjnego rosną powyżej ustalonych proporcji, to sprzedaje się ich część i zwiększa wartość inwestycji akcyjnych.

Strategia cenowo-wskaźnikowa to strategia oparta na sprzedawaniu lub kupowaniu papierów wartościowych w okresach, w których przyjęty wskaźnik, np. cena/stopa dywidendy przekroczy określony poziom. W tej metodzie stosuje się podział portfela na część aktywną i pasywną. W sytuacji, gdy przyjęty wskaźnik cena/stopa dywidendy rośnie, to coraz większą część przeznacza się na inwestycję w bezpieczne instrumenty. Natomiast w momencie, gdy opisany wskaźnik spada, to w portfelu zwiększa się udział akcji, akcyjnych funduszy inwestycyjnych stanowiących część aktywną portfela.

Strategia stałej wartości portfela (constant ratio investing) opiera się na założeniu, że wartość agresywnej części inwestycji po upływie założonego z góry okresu jest przywracana do określonego poziomu. Jeżeli wartość inwestycji w akcje lub fundusze akcyjne wzrasta powyżej pewnego poziomu, to zyski są wycofywane i inwestowane w obligacje lub inne bezpieczne instrumenty – fundusze papierów dłużnych, rynku pieniężnego, bony skarbowe lub listy zastawne. Wartość inwestycji w agresywnej części portfela zawsze ma pozostawać na stałym poziomie. Portfel można dopasowywać w dowolnie przyjętym momencie, np. raz w roku. Jeżeli wartość inwestycji w agresywnej części portfela wzrasta, to wtedy zysk przeznacza się na inwestycje w bezpieczne instrumenty finansowe. W sytuacji, gdy wartość agresywnej części portfela spada, to wtedy dopłaca się do niej. Podstawowym warunkiem jest to, aby agresywna część portfela pozostawała na stałym poziomie.

Do instrumentów rynku finansowego, które mogą stanowić bezpieczny element portfela, można zaliczyć obligacje, bony skarbowe, listy zastawne, instrumenty depozytowe, tytuły uczestnictwa funduszy inwestycyjnych papierów dłużnych, funduszy rynku pieniężnego i gotówkowych.

Wybór danej strategii powinien być uzależniony od indywidualnych cech, przede wszystkim od poziomu akceptacji ryzyka.  

dr Wojciech Rezner
wykładowca Europejskiej Akademii Planowania Finansowego (EAFP)
Źródło: PR News