Sprawiło to, że wartość naszych depozytów w bankach przekroczyła 332 mld zł. To absolutny rekord, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że czas przed świętami Bożego Narodzenia sprzyja raczej wydawaniu pieniędzy na prezenty niż ich oszczędzaniu.
– Widać, że tym razem na ludzi bardzo mocno podziałała akcja marketingowa banków, które walczyły o lokaty wysokim oprocentowaniem – podkreśla Krzysztof Wołowicz, analityk banku BPS.
– Można powiedzieć, że klienci wykorzystali ostatnią szansę, bo wraz z obniżkami stóp procentowych, po nowym roku oprocentowanie depozytów w bankach zaczęło już wyraźnie spadać – dodaje.
Wczorajsze dane NBP potwierdzają również, że przynajmniej na razie Polacy wyraźnie odwrócili się od lokowania oszczędności na giełdzie czy w funduszach inwestycyjnych. Decydują się bowiem na bezpieczne zyski z lokat bądź obligacji skarbowych, które w ostatnich miesiącach również przeżywają okres prawdziwego boomu.
Jak podało wczoraj Ministerstwo Finansów, w ubiegłym roku Polacy kupili obligacje Skarbu Państwa na kwotę przekraczającą 6 mld zł. Tylko w grudniu na papiery skarbowe wydaliśmy ponad 414 mln zł. Największą popularnością cieszyły się obligacje 2-letnie o stałym oprocentowaniu 6,25 proc. w skali roku.
Nie zmieni się ono, nawet gdy stopy procentowe w Polsce będą spadać. Prognozy mówią, że Rada Polityki Pieniężnej może jeszcze w pierwszym półroczu obciąć stopy procentowe do poziomu 4 proc. Pierwsza w tym roku obniżka – najprawdopodobniej o 0,5 pkt proc. do poziomu 4,5 proc. – czeka nas już na posiedzeniu RPP pod koniec stycznia. W takiej sytuacji wysokiego oprocentowania lokat na poziomie 7-8 proc. w skali roku z pewnością nie uda się bankom utrzymać.
O ile wczorajsze dane NBP mogą sugerować, że u Polaków w obliczu kryzysu zwiększyła się skłonność do oszczędzania, to obaw przed kryzysem nie widać na razie w tempie naszego zadłużania się. Tylko w ciągu ostatniego miesiąca wartość zadłużenia gospodarstw domowych wzrosła o ponad 23 mld zł do poziomu 375,7 mld zł. Nie znaczy to jednak, że aż tyle pożyczyliśmy.
– Duży wpływ na tak znaczący przyrost zadłużenia miało znaczne osłabienie złotego – tłumaczy Mateusz Ostrowski, analityk z firmy doradczej Open Finance. Umocnienie przede wszystkim franka szwajcarskiego z poziomu 2,44 zł na początku grudnia do 2,76 zł pod koniec roku (13 proc.) spowodowało bowiem znaczny wzrost wartości zadłużenia Polaków z tytułu kredytów hipotecznych we franku szwajcarskim. To mniej więcej 13,7 mld zł, a to oznacza, że nowe kredyty i pożyczki zaciągnięte przez Polaków w ostatnim miesiącu roku wyniosły niecałe 10 mld zł.
– W dużej mierze będą to zapewne szybkie pożyczki i wzrost zadłużenia na kartach kredytowych, z których korzystaliśmy, robiąc świąteczne zakupy – podkreśla Mateusz Ostrowski. Jego zdaniem dopiero najbliższych kilka miesięcy pokaże, jak bardzo Polacy przestraszyli się kryzysu i czy powściągną swoje pożyczkowe zapędy.
Tymczasem również styczeń może przynieść znaczny przyrost zadłużenia, głównie z powodu dalszego osłabienia złotego. Wczoraj za franka szwajcarskiego trzeba już było zapłacić 2,84 zł.
Zdaniem analityków banki na razie mogą być spokojne o zebrane od klientów depozyty. Sytuacja nie zmieni się bowiem, dopóki na giełdę i do akcyjnych funduszy inwestycyjnych nie wrócą trwałe, co najmniej kilkumiesięczne wzrosty. Z drugiej jednak strony cały czas trudno będzie o kredyty, zwłaszcza te na mieszkania.
Łukasz Pałka