W piątek w USA nastroje były przed sesją znakomite. W Europie rynki całkowicie zlekceważyły wystąpienie kanclerz Angeli Merkel w Bundestagu, w którym w niczym nie ustąpiła naciskowi rynków i polityków, zarówno jeśli chodzi o poszerzenie roli ECB jak i w sprawie euroobligacji. Gracze najwyraźniej doszli do wniosku, że wystąpienie w Bundestagu miało cele lokalne, a w następnym tygodniu stanowisko Niemiec ulegnie zmiękczeniu. Być może tak rzeczywiście będzie.
Oczekiwano cudów w miesięcznym raporcie z amerykańskiego rynku pracy, Nadzieję na to dawał w środę raport ADP i to, że podczas sezonu sprzedaży świątecznej rośnie aktywność w usługach. Rzeczywiście rośnie i dlatego dość dziwnie liczona w USA stopa bezrobocia spadła z 9 na 8,6 proc. (najmniej od 2,5 lat). Jednak te bardziej istotne dane były (jak na ten okres roku) nieciekawe. Zatrudnienie w sektorze pozarolniczym wzrosło nieco mniej niż oczekiwano (o 120 tys.), a w sektorze prywatnym tak jak oczekiwano (140 tys. – mniej niż ponad 200 tys., z raportu ADP). Plusem jednak było to, że w górę zweryfikowane zostały dane z poprzedniego miesiąca.
Przed rozpoczęciem sesji w USA euro zyskiwało. Wpierw nieznacznie, a potem mocniej, dlatego że, jak poinformował Bloomberg, ECB może za pośrednictwem MFW udzielać kredytów zagrożonym państwom. Po wejściu do gry Amerykanów wzrosty zamieniły się na spadki. „The Hill”, oficjalna gazeta Kongresu, poinformowała, że Republikanie mogą zablokować zwiększenie roli MFW w ratowaniu strefy euro. USA mają największy udział w Funduszu i podobno mogą się obawiać, że na tej pomocy straci amerykański podatnik. Mnie to wygląda na klasyczną wojnę dolara z euro. Kursowi euro szkodziły też pogłoski o zbliżający, się obniżeniu ratingu Hiszpanii.
Rynek akcji rozpoczął sesję od wyraźnego wzrostu indeksów. Załamał się on po rewelacjach „The Hill”, ale nie tak, żeby indeksy zabarwiły się na czerwono. Nadal nieznacznie rosły, a rynek wszedł w marazm. W końcówce niedźwiedzie przycisnęły, dzięki czemu sesja zakończyła się neutralnie. Gołym okiem widać było jednak, że gracze ciągle liczą na to, że politycy europejscy nie będą mieli wyjścia i ECB będzie drukował. Miejmy nadzieję, że się nie pomylą.
GPW rozpoczęła piątkową sesję od wzrostu indeksów. WIG20 zyskiwał nawet ponad 1,5 procent, ale w okolicach wystąpienia kanclerz Angeli Merkel zawrócił. Stabilizował się na o połowę niższym poziomie przez parę godzin, ale przed pobudką w USA byki spróbowały ożywić atmosferę. Na zewnątrz byki też zaatakowały korzystając z pogłosek o ewentualnej pomocy dla zagrożonych państw, którą może zapewnić ECB za pośrednictwem MFW.
Publikacja danych makro w USA nie doprowadziła do rewolucyjnych zmian na rynkach. Właściwie od tego momentu indeksy bez przerwy (i bez emocji) osuwały się przez co sesja zakończyła się spadkiem WIG20 o 0,3 proc. Było to zachowanie rozsądne. Nasz rynek nadal czekał na polityczne konkrety.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi