Rynek pracy w USA najsłabszy od 1945 roku

Komentarz poranny Piotra Kuczyńskiego, Głównego Analityka Xelion. Doradcy Finansowi.

Piątek był na rynkach w USA kolejnym dniem, w którym królował chaos (szczególnie widoczny na rynku surowcowym). Przede wszystkim spójrzmy na dane makro. Dane z rynku pracy były fatalne. Zatrudnienie spadło o 524 tysiące (oczekiwano po zmianie prognoz 550 tysięcy), a dane z poprzedniego miesiąca zweryfikowano w dół. Okazało się, że w listopadzie zatrudnienie zmniejszyło się nie o 533, a aż o 584 tysiące. Stopa bezrobocia wzrosła w grudniu do 7,2 proc. – najwięcej od 16 lat (oczekiwano 7 procent). I to wszystko w miesiącach świątecznych, kiedy to w normalnych warunkach zatrudnienie rośnie! W całym 2008 roku gospodarka straciła 2,6 mln miejsc pracy. To największy spadek od 1945 roku. Widać, że bardzo trudno będzie szybko zakończyć tę recesję. Dane o zapasach w amerykańskich hurtowniach są bez znaczenia dla rynków, ale odnotujmy, że spadły o 0,6 procent (oczekiwano spadku o 0,9 proc.). 

Po środowej publikacji raportu ADP gracze na rynku akcji byli przygotowani na jeszcze gorsze dane makro, a przecież w czwartek, mimo bardzo złych informacji docierających na rynek, indeksy nie spadły. W piątek od początku sesji gwałtownie spadały, mimo że nie było istotnych, złych informacji ze spółek. Może jedynie ostrzeżenie Chevrona trochę szkodziło, ale jeśli doda się do tego przecenę ropy to spadki cen akcji Chevrona, czy Exxona o nieco ponad jeden procent należy uznać za mikroskopijne. Podczas całej sesji była tylko jedna próba (między 20.00 a 21.00) obrony rynku. Próba nieudana. Nic dziwnego, że w końcówce podaż przycisnęła. Niewiele już zostało z rozpoczętego 30.12 wzrostu indeksów, ale układ techniczny się nie zmienił, a indeksy nadal pozostają w 5 – tygodniowym kanale trendu wzrostowego. Spadek przypisuje się wpływowi bardzo słabych danych z rynku pracy, ale ja myślę, że to strach przed wynikami kwartalnymi spółek tak pogarsza nastroje. Jeśli mam rację, to dopiero rozpędzenie się sezonu (przyszły tydzień) może nieco zmienić sytuację – czarne scenariusze będą już wtedy zdyskontowane. 

GPW zachowywała się w piątek dużo gorzej niż w czwartek, kiedy to przecież miała więcej powodów do przeceny. Spokój panujący w Europie nie zatrzymał przeceny (szczególnie w segmencie paliwowym). WIG20 tracił 1,5 procent zdecydowanie oddalając się od poziomu 1.900 pkt. Im bliżej było do publikacji danych w USA tym gorzej wyglądał nasz rynek. Po publikacji tego bardzo złego, ale lepszego od po cichu kultywowanych obaw, raportu skala spadku się zmniejszyła, ale po dawnej sile naszego rynku nie było ani śladu. Potem, zresztą indeksy nadal spadały, Interesujące było to, że podaż skupiła się na czterech spółkach. Obroty na Pekao, PKO BP, KGHM i PGNiG były bardzo duże. Wyglądało to bardzo dziwnie, tak jakby jakiś podmiot gwałtownie wycofywał się z paru naszych spółek. Zresztą nie tylko naszych, bo w Budapeszcie sytuacja wyglądała podobnie. 

Przełamania oporu na poziomie 1.900 pkt. nie udało się utrzymać. Trudno w tej sytuacji mówić o formacji podwójnego dna, ale teraz należy założyć, że WIG20 od października rysuje trójkąt z przyprostokątną (oporem) na wysokości 1.900 pkt. Jego przełamanie dałoby sygnał kupna z zakresem przynajmniej do 2.300 pkt. Na decyzję trzeba parę sesji poczekać. Na razie trend boczny jest równie prawdopodobny jak wybicie.

Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi