Inwestorzy walutowi nie bardzo mieli pomysł jak ocenić sytuację Dubaju w kontekście nowego tygodnia. Z kolei innych wskazówek co do handlu nie otrzymali.
Przed weekendem można było się zastanawiać jak rozpocznie się nowy tydzień, gdy Amerykanie w pełni wrócą do pracy i będą musieli stanąć twarzą twarz z „problemem” Dubaju. Prawda okazała się trywialna – inwestorzy sami nie wiedzieli co mieli wczoraj robić. Danych makro było jak na lekarstwo – produkcja przemysłowa w Japonii nigdy nie była oczkiem w głowie na szerokim rynku.
Dla nas oczywiście najważniejszy był komunikat GUS dotyczący PKB za III kwartał. Rodzima gospodarka rozwijała się w tempie 1,7 proc. w ubiegłych trzech miesiącach, co jest wartością wyższą od oczekiwań. Coraz mniejszy spadek produkcji przemysłowej, utrzymująca się dodatnia dynamika sprzedaży detalicznej oraz wzrost eksportu spowodowały, że Polska jest w czołówce krajów najlepiej omijających kryzys. Z drugiej strony także wczoraj poznaliśmy PKB Indii za miniony kwartał – kraj ten zanotował najwyższe tempo wzrostu od 18 miesięcy: 7,9 procent.
Dobre dane z Polski pozytywnie wpłynęły na złotego, ale tylko na chwilę. Potem nasza waluta traciła na wartości, rosły za to euro i dolar. Najwyraźniej brak zaufania do emerging markets jeszcze miał tu wpływ na postrzeganie naszej waluty. Zmiany na parach złotowych nie były jednak duże – podobnie jak na europejskich giełdach akcji.
Niewiele zmieniło się również na najważniejszej parze walutowej, kurs EUR/USD wciąż trzyma się mocno poziomu 1,50. O wiele więcej działo się wczoraj na złocie, którego cena w czasie sesji spadła z 1180 dol. za uncję do mniej niż 1140 dol., by potem powrócić w okolice 1170 dolarów.
Wczorajszy handel na rynkach walutowych można więc podsumować jako kolejny dzień odpoczynku i przed nowym miesiącem i przed dzisiejszymi danymi makro, w tym wskaźnikiem ISM dla przemysłu w USA.
Dla naszych kredytobiorców istotne mogą być także dane z gospodarki Szwajcarii. Jeśli PKB za III kw. zanotuje wyraźną pozytywną niespodziankę, niewykluczone, że SNB będzie mniej chętny do permanentnego dołowania kursu franka. To oczywiście, wpłynęłoby by na niewielką podwyżkę rat.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo