Rynki zdały test odporności

Giełdowi optymiści nie zawiedli oczekiwań. Choć przed środową sesją wcale nie było pewne, czy nie zabraknie im paliwa, nie okazali słabości.

To ważne, bo gdyby po dwóch z rzędu wzrostowych sesjach przyszło zwątpienie, rynki mogłyby bardzo szybko stracić nadzieję. Ale nic z tych rzeczy. Mamy za sobą trzeci z rzędu dzień rajdu w górę.

Na parkiecie w Warszawie ów rajd zaowocował niezwykle istotnym przebiciem przez indeks WIG20 poziomu 1900 pkt. W trzy dni podźwignęliśmy się z 1770 pkt. aż 140 pkt. w górę. To może robić wrażenie. Choć część obserwatorów zaczyna wyrażać pewne obawy o możliwość przegrzania rynku, to chyba jesteśmy jeszcze w stanie trochę podejść w górę. Zwłaszcza, że obroty rosną, wczoraj na parkiecie sięgnęły już niemal 1,9 mld zł. Kłopoty mogą zacząć się dopiero przy ataku na 2000 pkt. No i przy najpoważniejszym teście – 2040 pkt. To górne ograniczenie trwającego od kilku miesięcy trendu, do przebicia której rynek będzie potrzebował naprawdę dużej siły.

Ale nie rozpędzajmy się aż tak bardzo. Na razie mamy za sobą udane trzy dni i ważne, żeby do piątku nie zdarzyło się nic złego. Jeśli uda się dowieźć zdobycze do końca tygodnia, na wykresach tygodniowych pojawią się obiecujące sygnały, a co ważne – zostaną zniwelowane te złe, wyrysowane w kilku poprzednich tygodniach. Skoro bariera 1800 pkt. po raz kolejny nie pękła, to obóz pesymistów ma wytrącony z rąk główny oręż.  

Obozowi optymistów na całym świecie pomogły wczoraj dobre prognozy sprzedaży, ogłoszone przez Intela, zaś dane makro też nie zepsuły inwestorom dnia. Wskaźnik koniunktury New York Empire State okazał się wyraźnie lepszy od prognoz, a produkcja przemysłowa nie zawiodła. A w taki dzień, jak wczoraj jeśli jakiś wskaźnik jest zgodny z oczekiwaniami, to inwestorzy na parkiecie biorą to za dobra monetę.

Akcje na Wall Street pewnie by rosły i rosły, gdyby nie ujawnione wieczorem naszego czasu opinie szefów amerykańskiego banku centralnego z czerwcowego posiedzenia FOMC (odpowiednik naszej Rady Polityki Pieniężnej). Otóż członkowie FOMC stwierdzili podczas dyskusji, że amerykańska gospodarka jest „słaba”, „chwiejna” i „podatna na szoki”. To nie mogło się spodobać inwestorom za oceanem. Paniki żadnej nie było, ale ochota na zakupy akcji jakby nieco odeszła, a wzrost indeksów trochę się „wypłaszczył”.

Ale oczywiście i tak środowa sesja na parkiecie skończyła się nader dobrze – S&P 500 wzrósł o 3 proc.! Jeśli dodać do tego solidny, trzyprocentowy wzrost ceny ropy naftowej (przekroczyła 60 dol za baryłkę), a także spadek dolara sugerujący, że inwestorzy wycofują się z rynku amerykańskich obligacji w poszukiwaniu ryzyka, nie sposób oprzeć się przekonaniu, że rynek nabiera siły.

Jerzy Nikorowski
Źródło: Superfund TFI