Rząd chce nieco złagodzić projekt ustawy o supernadzorze finansowym

Urząd Nadzoru Finansowego to instytucja, która miałaby łączyć w sobie uprawnienia komisji nadzorujących dziś banki, ubezpieczycieli, fundusze emerytalne i inwestycyjne. Jego szef miałby być powoływany przez premiera na sześcioletnią kadencję i byłby praktycznie nieusuwalny. Rząd zapewnia, ze umożliwi to lepsze pozyskiwanie informacji i lepszą ochronę klientów instytucji finansowych.

Projekt pojawił się w połowie stycznia i od razu wzbudził protesty w środowisku finansistów. Mówili oni o niepotrzebnej centralizacji, podporządkowaniu nadzoru rządowi, braku kolegialności UNF. Dużą część decyzji szef UNF mógłby podejmować jednoosobowo. Projekt skrytykował Europejski Bank Centralny, pomimo tego, że rzadko wtrąca się w sprawy dotyczące poszczególnych państw.

Wczoraj nad ustawą pracował tzw. komitet uzgodnieniowy przy resorcie finansów. To ostatni etap przed wprowadzeniem projektu pod obrady rządu. Według nieoficjalnych informacji „Gazety” komitet przyjął ważną poprawkę. – Zamiast jednej osoby, która nadzorowałaby cały rynek finansowy w Polsce, będzie to organ kolegialny – ujawnił „Gazecie” uczestnik spotkania w resorcie związany z rynkiem kapitałowym.

– W skład szefostwa UNF wejdzie prezes, trzech jego zastępców oraz przedstawiciele: Ministerstwa Finansów, Ministerstwa Pracy, prezydenta i szefa Narodowego Banku Polskiego – dodaje informator. Skorygowano też długość kadencji prezesa: z sześciu do pięciu lat. Prezesa UNF nadal ma powoływać premier.

„Gazecie” nie udało się potwierdzić jednak tych informacji ani w resorcie finansów, ani u rzecznika rządu.