Silne spadki w Azji zagrażają Europie

Silne spadki w Tokio i wzrost inflacji w Korei Płd. do 4,5 proc. mogą niepokoić rynki finansowe na równi z domniemanymi planami interwencji „humanitarnej” USA w Libii.

Amerykańskie indeksy odnotowały silne spadki we wtorek wymazując wzrosty z dwóch poprzednich sesji, pomimo rekordowego odczytu ISM dla sektora produkcji. Co prawda opublikowano też gorsze od oczekiwanych dane o nakładach w budownictwie, ale nie powinny one wystraszyć inwestorów przy tak mocnym sektorze produkcji. Są inne powody niepokoju inwestorów. Albo rynek doszedł do wniosku, że tak wysoki ISM musi w końcu zacząć spadać, albo inwestorom nie podoba się lekceważące podejście Fed do problemu inflacji.

Ben Bernanke powiedział wczoraj, że inflacja wynikająca ze wzrostu cen ropy może mieć chwilowy charakter. Tymczasem ropa, złoto i srebro ponownie wczoraj drożały, widać więc że rynek ma na ten temat inne zdanie. Zwłaszcza, że Pentagon potwierdził, że okręty wojenne USA zbliżają się do Libii, aby w razie potrzeby przeprowadzić interwencję humanitarną „lub inną”, jeśli będzie taka potrzeba. Libia odpowiada co prawda za 1,3 proc. światowych dostaw ropy, ale przy braku możliwości zwiększenia wydobycia, wzrost popytu na ropę o 1 proc., może przełożyć się na wzrost jej ceny nawet o 20 proc.

Bardziej świadomi tego problemu niż Bernanke wydają się inwestorzy w Azji. Nikkei spadł dziś o 2,4 proc. kasując zwyżki z dwóch poprzednich dni. Kospi stracił 0,6 proc. po informacji o wzroście inflacji do 4,5 proc. w lutym (z 4,1 proc. w styczniu). Od szczytu w styczniu Kospi stracił już 9 proc. Odnotujmy jednak, że minima sesji zostały zanotowane zaraz na początku notowań, później doszło do mniej lub bardziej udanych prób zmniejszenia skali spadku. Hang Seng stracił 1,9 proc., a Shanghai Composite 0,2 proc. (7:54).

Dla inwestorów w Europie, którzy już wczoraj musieli pogodzić się ze stratami (mimo niezłego początku), najważniejszym punktem obserwacyjnym będzie więc wykres notowań ropy, ponieważ to jej ceny na przemian podgrzewają i chłodzą obawy o inflację. Poznamy też inflację producentów w strefie euro za styczeń, co zapewne tylko utwierdzi rynek w przekonaniu, że problem wzrostu cen jest realny. Po południu (14:15) ADP przedstawi raport o stanie zatrudnienia w USA (oczekiwany jest wzrost liczby etatów w sektorze prywatnym o 180 tys.). Być może większe niż dotąd znaczenie będzie miał cotygodniowy raport o stanie zapasów ropy w USA (16:30).

Inwestorzy w Warszawie mają dodatkowe bodźce. O 10:00 GUS poda dynamikę PKB za IV kwartał, ale raczej nie wywrze ona większego wpływu na rynek, bez względu na zawartość publikacji. Już wcześniej poznaliśmy bowiem dynamikę PKB za cały 2010 r. Ponadto poznamy decyzję RPP i tu oczekiwany jest brak podwyżki stóp, ale i jastrzębi komunikat. Rynek bardziej będzie ciekaw czwartkowego efektu posiedzenia ECB i projekcji inflacyjnej NBP niż dzisiejszej decyzji RPP.

Do tego dochodzą jeszcze wyniki finansowe. Wczoraj widać było, że rynek nie premiuje specjalnie dobrych raportów, za to surowo karze za rozczarowania (vide CEDC czy Stalprodukt). Dziś rano lepsze wyniki od oczekiwań opublikował BZ WBK, który zadeklarował też wypłatę wysokiej dywidendy, co niekoniecznie musi mieć wpływ na kurs, ponieważ ten trzymany jest ceną wezwania. Wpływ na pozostałe banki – jeśli w ogóle będzie – nie powinien być duży. Prasa podgrzewa atmosferę wokół sprzedaży Polkomtela, ale ponieważ temat jest znany od dłuższego czasu, posiadacze jego akcji (KGHM, PKN, PGE) niekoniecznie muszą zyskać na tym rozgłosie. Być może poznamy też nazwisko nowego prezesa PKO BP.

Mimo słabych nastrojów początek sesji nie musi przynieść spadków. Cena ropy jest rano stabilna, a wczorajsza przecena rozegrała się przy niskich obrotach. Zdarzyć się może dziś wiele, albo nic. W obecnych okolicznościach ta druga opcja jest bardziej kusząca.

Emil Szweda, Noble Securities

Źródło: Noble Securities SA