Dzięki lepszym od oczekiwań danym z rynku pracy czwartkowa sesja w Nowym Jorku przyniosła jednoprocentowe wzrosty głównych indeksów. W rezultacie S&P500 osiągnął najwyższy poziom od maja i do rekordu postrecesyjnej hossy brakuje mu tylko 1,2%.
Kluczową publikacją dnia okazał się raport ADP. Według tego źródła w czerwcu zatrudnienie w amerykańskim sektorze prywatnym wzrosło o 157 tysięcy. To wynik zdecydowanie lepszy od majowych 38 tysięcy i przeszło dwukrotnie wyższy od mediany prognoz ekonomistów.
Rynkowe oczekiwania spełniły także cotygodniowe dane z urzędów pracy – liczba noworejestrowanych bezrobotnych spadła z 432 tys. do 418 tys. Cieszono się także z doniesień o rosnącej sprzedaży w największych sieciach handlowych, na co w czerwcu Amerykanom pozwolił 10-procentowy spadek cen benzyny. Według ICSC czerwcowa sprzedaż była nominalnie o 6,9% większa niż przed rokiem.
Nic dziwnego, że takie dane poprawiły nastroje na Wall Street, gdzie wyraźnie wzrosły oczekiwania przed publikowanymi jutro oficjalnymi danymi Biura Statystyki Pracy. Sesja rozpoczęła się od jednoprocentowych wzrostów, w wyniku których indeks S&P 500 gładko dotarł do ważnej strefy oporu.
Dodatkowo giełdowym bykom sprzyjały spekulacje dotyczące polityki Ludowego Banku Chin. Zdaniem ekonomistów banku Goldman Sachs lipcowa podwyżka stóp procentowych mogła być ostatnią w tym roku i nie zagrozi kredytowo-budowlanemu boomowi napędzającego obecnie chińską i światową gospodarkę. Przy sięgającej 6% oficjalnej inflacji jest to teza dośc odważna, ale świetnie nadająca się na jednodniowy pretekst do podbicia cen akcji.
W czwartek zestaw spekulacji w połączeniu z dobrymi informacjami w USA wystarczył, aby podtrzymac imponującą dynamikę cen akcji z minionego tygodnia. Doprowadził także do silnego wzrostu cen surowców – ropa Brent podrożała aż o 4%. Nie jest to dobra wiadomośc ani dla gospodarki, ani dla rynków akcji.
Krzysztof Kolany
Źródło: Bankier.pl