Spread ważny dla polityków, kurs franka dla klientów

Ustawa antyspreadowa wymierzona przeciw bankom stała się doskonałym tematem dla mediów i sceną teatralną dla polityków, którzy mogą zabłysnąć przed wyborami. Wrogiem numer jeden stały się banki i ich spready, a o temacie mówi się tylko z perspektywy poszkodowanego kredytobiorcy. Nie należy usprawiedliwiać banków z dwucyfrowymi spreadami, ale prawda leży znacznie bliżej środka. Tymczasem kurs franka ma otwartą drogę w górę.

700 tys. kredytobiorców spłaca swoje zadłużenie w szwajcarskiej walucie. Jest ich tak wielu, ponieważ przez długie lata był to kredyt bardzo opłacalny, a miesięczna rata była znacznie lżejsza dla portfela kredytobiorcy niż zadłużenie w rodzimej walucie. Nikt też nie wspomina o praktycznie zerowych stopach procentowych. Wszyscy wiedzieli, że kurs może rosnąć i takie jest ryzyko gry walutą. Nie chcieli o tym słyszeć kredytobiorcy, którzy widzieli tysiące złotych oszczędności. Nad ryzykiem nie rozczulali się również doradcy finansowi, którzy sprzedawali kredyty jak świeże bułeczki. Wszyscy podpisywali również umowy, gdzie były zapisy o spreadach. Klientom nie przeszkadzało, że banki pełnią poniekąd funkcję kantorów. Zadowoleni mogli być nawet politycy, bo skoro ludzie biorą tak dużo kredytów to znaczy, że gospodarka się rozwija i to bez wątpienia też ich zasługa. Dzisiaj jednak trzeba znaleźć winnego.

Spread – wróg publiczny nr 1

Różnica w podejściu mediów ekonomicznych a tabloidów jest ogromna i nie trzeba jej nikomu przedstawiać. Jednak lepiej sprzedają się tabloidy, a od wydania wieczornych telewizyjnych porcji informacji zależy głównie poziom wiedzy opinii publicznej. Tym sposobem: kredytobiorcy przeżywają tragedię, banki są najgorsze, kurs franka szwajcarskiego dobija klientów banków, a spread przyczynia się do wzrostu rat.

„Zamróźcie kurs franka”, „Horror zadłużonych”, „Banki są zbyt chciwe”, „Rządzie zlikwiduj spready” – to tylko kilka tytułów z ostatnich tygodni, jakie ukazały się w Fakcie. W identycznym tonie działa Super Express, który doszukał się w lipcu „upadku złotego i finansowego upadku kredytobiorców” i „franka po 5 zł.” Przy takich publikacjach kto zdoła doczytać się w mediach ekonomicznych, że kredyty we frankach spłacają się najlepiej?

Rosnący kurs szwajcarskiej waluty dał oręż politykom. Mogą stanąć w obronie biednych posiadaczy kredytów. Zapomina się jednak o samej istocie spreadu. Pierwotny pomysł Waldemara Pawlaka zakładał, że kurs NBP będzie jedynym wyznacznik do spłaty kredytu. Jest to jednak tylko średnia kursu sprzedaży i kursu kupna waluty na rynku bankowym. Sam NBP nie skupuje tej waluty, wylicza jedynie średnią arytmetyczną. Ostatecznie wejdzie w życie łagodniejsza wersja ustawy antyspreadowej likwidująca możliwość dodatkowych aneksów do umów. Można jednak spodziewać się reakcji prawników z banków – jest to nadal ingerencja w wolny rynek i zgodne z prawem umowy.

Jeśli ustawa antyspreadowa faktycznie odniesie sukces i klienci zaczną szturmować kantory, to spowoduje to wzrost ceny waluty w kantorach. Pojawiły się już nawet teorie, że zabraknie franków. Podobne teorie słyszeliśmy jednak przed wprowadzeniem rekomendacji, która pozwalała spłacać kredyty w określonych walutach. Zainteresowanie było wtedy marginalne. W najgorszym wypadku wina spadnie na same kantory, które albo nieodpowiednio się przygotowały albo chcą bezdusznie zarabiać na klientach. Musi być winny. Przecież 700 tys. ludzi, którzy zgadzali się na ryzyko kursowe nie mogło się mylić.

Sky is the limit

Wprawdzie Barack Obama przekonał Republikanów do podniesienia limitów, a problemy Grecji zostały odłożone w czasie, to jednak spekulanci nie chcą wyjść ze szwajcarskiej waluty. Analiza techniczna też nie napawa optymizmem, frank szwajcarski jest w trendzie wzrostowym i nic nie skazuje na zmianę kierunku. Można spierać się jedynie do zasięgu wzrostów. Najwięksi pesymiści widzą 4 zł. Wracając do wcześniej wspominanej paniki wywoływanej przez duże media – Super Express pisał już na wszelki wypadek o możliwym kursie 5 zł. 

Kluczem do zmiany kursu franka szwajcarskiego jest poradzenie sobie z kryzysem zadłużenia w USA i Europie. Można doszukiwać się teorii spiskowych, sprawdzać wszystkie możliwe wskaźniki analizy technicznej, a i tak ludzkie emocje – w tym przypadku już właściwie panika – doprowadzają do wzrostów zarówno złota, jak i szwajcarskiej waluty. Oprócz Wielkiej Brytanii, która intensywnie reformuje finanse publiczne i nie potrzebuje ostrzeżeń od agencji ratingowych, Europa o potrzebie reform głównie mówi. Kongresmeni w USA postawili na cięcia wydatków z ominięciem wrażliwych politycznie części, takich jak np. służba zdrowia. Inwestorzy nie uwierzą dopóki nie zobaczą.

Istotne są również decyzje Szwajcarów. Środowa interwencja może dać odetchnąć na krótki czas, ale jedynie stabilizacja na rynkach finansowych może poważnie zmienić trend wzrostowy helweckiej waluty. Spłacającym hipoteki we franku nie grożą wyższe stopy procentowe, a teoretyczna granica bólu sięga jednak powyżej 4 zł. Spread jest nadal kwestią drugorzędną dla klientów, a najważniejszą głównie dla polityków.  Kredytobiorcy przerażeni są nie wtedy kiedy widzą wysokość spreadu, ale kiedy mają przed oczami saldo zadłużenia, które rośnie z tygodnia na tydzień.

Tomasz Jaroszek

Źródło: PR News