Stany Zjednoczone Ameryki bankrutem

O kryzysie dotychczas mówiono częściej w kontekście technicznym – odpisy, dokapitalizowanie, itp.. Bankructwa mniejszych banków traktowano jako zło konieczne, ale dopuszczalne. Okazuje się, że rząd amerykański i FED są gotowi również na twardy scenariusz i to tuż przed wyborami prezydenckimi. Przyczyna jest prosta – taki zły scenariusz jest szansą dla amerykańskiej gospodarki na „wyeksportowanie” strat. Upadłość Lehman Brothers ma zdyscyplinować zarządy instytucji finansowych do intensywniejszej (i samodzielnej) pracy nad restrukturyzacją.

Kuczyński: Lehman Brothers padł

Na ostatnim posiedzeniu FOMC dał też sygnał (utrzymując stopy proc. na niezmienionym poziomie), że zaczyna dbać o dolara i że zakręca kurek z łatwymi pieniędzmi dla wszystkich. Amerykanie i tym razem wierzą w interwencję. Gorszą pozycję będzie miała niestety reszta świata. Europejski Bank Centralny i inne bank centralne świata tylko w ostatnim tygodniu pożyczyły równowartość 200 mld dolarów na podtrzymanie płynności rynków. Realny wpływ kryzysu na rynku kredytowym na obniżenie wartości aktywów finansowych szacowany jest już na ponad 850 mld dolarów. W praktyce będzie to dużo więcej, gdyby policzyć koszty pośrednie gospodarek.

Tabela. Ranking bankowych „ofiar” kryzysu finansowego, z wynikiem ponad 10 mld dolarów

Instytucja Odpisy lub straty Dokapitalizowanie
Citigroup Inc. 55,1 49,1
Merrill Lynch & Co. 51,8 29,9
UBS AG 44,2 27,9
HSBC Holdings Plc 27,4 3,9
Wachovia Corporation 22,7 11
Bank of America Corp, 21,2 20,7
IKB Deutsche Industriebank AG 15,1 12,4
Washington Mutual Inc, 14,8 12,1
Morgan Stanley 14,4 5,6
Royal Bank of Scotland Group Plc 14,3 23,4
JPMorgan Chase & Co. 14,3 9,5
Deutsche Bank AG 10,6 3,2
Credit Suisse Group AG 10,4 2,7
Wells Fargo & Company 10 4
Barclays Plc 9,9 18,1
Lehman Brothers Holdings Inc. 8,2 13,9

Źródło: Bloomberg.com

Jedną z przyczyn tak dużych strat było ślepe zaufanie, jakie inwestorzy, a przede wszystkim zarządzający aktywami, pokładali w ilościowych systemach zarządzania portfelami, z pominięciem lub marginalizacją przesłanek fundamentalnych. Stało się to przyczyną pogłębiania asymetrii informacji i błędów w prawidłowej wycenie aktywów. Zakres rzeczywistego ryzyka stał się w ten sposób w pewnym sensie nierealny i ignorowany w podejmowaniu decyzji finansowych. Dziś straty są jak najbardziej realne.

Czy 124 miliardy dolarów to za mało?

A co stałoby się gdyby zabrakło interwencji FED? Taki przypadek już był w historii pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku (pamiętny 1929 rok). W tamtym czasie kryzys opanował cały świat i był dotkliwy. Niektórzy wręcz w destabilizacji tamtego czasu widzą przyczyny Drugiej Wojny Światowej. Pomni tej nauczki decydenci FED „gaszą pożar benzyną”, czyli realnie ujemnymi stopami procentowymi wierząc, że gospodarka utrzyma wzrost. Okazuje się jednak, że na tani pieniądz już nie wszyscy mogą liczyć.

Rosja: Nie słabnie panika na giełdach, obrót akcjami znów wstrzymany

A co byłoby, gdyby administracja amerykańska zastosowała dziś podejście z 1929 roku? Czy mechanizm rynkowy zadziałałby eliminując w ten sposób wszystkich bankrutów? Sęk w tym, że najprawdopodobniej najbardziej spektakularnym bankrutem byłyby, a właśnie państwo amerykańskie. Upadek Freddie Mac i Fannie Mae pociągnąłby gospodarkę amerykańską do największego kryzysu w historii. Instytucje te skupiają kredyty o wartości ponad 5 bilionów dolarów, co stanowi jedną trzecią amerykańskiego PKB (dług publiczny to kolejne 8 bilionów dolarów). Co prawda wcześniej budżet federalny formalnie nie gwarantował zobowiązań agencji, to jednak ich upadłość mogłaby pociągnąć za sobą falę pozwów wierzycieli Freddie Mac i Fannie Mae wobec państwa amerykańskiego. Zniknięcie z rynku kredytowego instytucji generujących około połowy portfela kredytów hipotecznych spowodowałoby dopiero prawdziwy krach na rynku nieruchomości oraz brak środków na podtrzymanie płynności finansowej amerykańskich gospodarstw domowych. Pamiętać należy bowiem, że Amerykanie refinansują, konsolidują większość swojego zadłużenia krótkoterminowego właśnie kredytami hipotecznymi. Zabranie tej możliwości dotknęłoby przeciętnych ludzi brakiem środków finansowych. Można sobie wyobrazić powtórkę scen z kryzysu argentyńskiego, ale w znacznie większej skali. Taki finansowy Armagedon szybko mógłby przerodzić się w destabilizację funkcjonowania całego kraju.

Amerykański bankrut Lehman Brothers handlował w Polsce kontraktami walutowymi

Opcja destabilizacji gospodarczej, politycznej i społecznej w dominującym mocarstwie świata kusi w filmach katastroficznych, ale realnie stanowiłaby problem również dla innych krajów. Patrząc na Chiny jako partnera handlowego i kraje dostawców ropy, to one pierwsze odczułyby skutki bankructwa USA. Dziś państwa te (totalitarne) utrzymują się dzięki sukcesowi ekonomicznemu, brak spowodować mógłby doprowadzić do rewolucji i dalszej destabilizacji na świecie. A co ze staruszką Europą? Ta oczywiście zajmuje niezależność, ale przecież jednocześnie korzysta z chińskich komponentów, arabskiej ropy czy rosyjskiego gazu. Destabilizacja uderzyłaby więc i w tę ostoję złudnej stabilności. Świat stał się niejako zakładnikiem finansowym Ameryki. Dodajmy rozrzutnej Ameryki, która parafrazując zasady bankowe jest po prostu „za duża żeby upaść”, więc trzeba ją ratować. Upadłość największego dłużnika rzadko leży w interesie wierzycieli. Jest to tylko możliwe, gdy są szanse na odzyskanie majątku. Czy w przypadku USA możemy sobie wyobrazić wyprzedaż arsenałów militarnych? Raczej nie, więc wybrano rozwiązanie drugie po najlepszym. Metodę drobnych kroków i interwencji.

Pracownicy banku Lehman Brothers opróżnili biurka

Wizja bankructwa Stanów Zjednoczonych dzięki temu wcale się jednak nie oddala, raczej przekłada się w czasie. Ujemne oszczędności społeczeństwa amerykańskiego, olbrzymi nawis długu publicznego powiększany przez przejęcie zobowiązań hipotecznych budzą obawy na przyszłość. A kredyty niestety kiedyś trzeba spłacać, ale Amerykanie widać do tego ciągle nie przywykli. FED dopuszczając do bankructwa Lehman Brothers chciał pokazać, że rynek jeszcze działa, ale czy ten kubeł zimnej wody nie jest spóźniony, czy nie mogła być to „szklanka zimnej wody” kilka lat temu, gdzie sięgają źródła obecnego kryzysu? Zabrakło stanowczego regulatora i interwencji w drugą stronę. Gdzie wtedy był FED? Podsycał tanim pieniądzem gospodarkę, a dziś koło się po prostu zamknęło.

Bogusław Półtorak
Główny Ekonomista Bankier.pl