Świat nie uwierzył Ameryce

Paczka z euforią, przesłana wczoraj przez wujka z Ameryki, starczyła zaledwie na jeden dzień. Dziś szaleńcze wzrosty w Europie nie były już kontynuowane. Skorzystała z niej jeszcze częściowo, spóźniona Azja.

Uspokojenie nastrojów powinno sprzyjać pozytywnemu rozwojowi sytuacji na rynkach finansowych. Wcześniejszy początek sesji w USA, związany ze zmianą czasu za oceanem na letni, zwiększył korelację między giełdami. Trudno ocenić, czy to dobrze, czy niekoniecznie.

Polska GPW

Sesję w Warszawie indeksy rozpoczęły od przyzwoitych wzrostów. WIG20 zyskiwał 1,7 proc., a WIG 1,4 proc. W ciągu dnia wahania nie były zbyt wielkie. W przypadku wskaźnika największych spółek sięgały 28 punktów, rozkładając się po równo po każdej stronie poziomu 1500 punktów. Spokojny handel ma swoje zalety. Zwyżka była kontynuowana i nasz parkiet należał do liderów w Europie. Najlepiej zachowywały się papiery Lotosu, CEZ i Telekomunikacji Polskiej. Banki nie zachwycały siłą, ale też nie ciążyły indeksom. 

Pod koniec dnie jednak coś się zepsuło i ze wzrostu sięgającego chwilami ponad 2,5 proc. zostało około 1 proc. (1,3 proc. zyskał WIG20, a WIG zaledwie 0,85 proc.). To trochę niepokojące zjawisko, bo występuje już drugi dzień z rzędu. Ale rynkowi krzywdy na razie specjalnej nie czyni. Ważne, że obroty utrzymują się na przyzwoitym poziomie i nieznacznie rosną. Dziś przekroczyły 1,1 mld zł.

Giełdy zagraniczne

Rynki azjatyckie skorzystały nieco z wczorajszej „poprawy nastrojów” w USA. Najbardziej widoczne było to w przypadku japońskiego Nikkei, który zyskał aż 4,6 proc. Ale ten indeks miał co nadrabiać, po testowaniu dołków sprzed kilku dziesięcioleci. Nieco mniej euforycznie było w Korei (zwyżka o ponad 3 proc.). Chińska giełda zajmowała się „lokalnymi” problemami i reagowała na nie spadkiem o niecałe 0,2 proc.

Europa zaczęła dzień spokojnie, od niewielkich …spadków. Coś jakby kac, po małym szaleństwie. W ciągu dnia nastroje zaczęły się poprawiać, ale znów było widać, że inwestorzy spoglądają z niepokojem za ocean. Odwagi nabrali dopiero po dodatnim otwarciu w Stanach Zjednoczonych. Nie było już ich stać na więcej niż około 2 proc. ponadto, co ugrali wczoraj. Dobre i to, ważne że nastoje zasadniczo się nie zmieniły. Nie wiedzieć czemu, prym wiodła giełda w Helsinkach, której indeks rośnie szaleńczo od poniedziałku, zyskując już w tym czasie ponad 12 proc. Koniec dnia był jeszcze bardziej stonowany i główne europejskie giełdy zamykały się o 1-1,5 proc. wyżej, niż we wtorek.

Waluty

Złoty kontynuuje śmiały marsz w górę, co aż może rodzić podejrzenia, że teraz międzynarodowi spekulanci grają w całkiem inną stronę, niż jeszcze w połowie lutego. Wypada powtórzyć za chórem analityków, że to efekt „zwiększenia apetytu na ryzyko” w związku z poprawą nastrojów na giełdach, ale mnie jakoś takie argumenty nie przekonują. Może to naiwne, ale chciałbym wierzyć, że zagraniczny kapitał zaczyna dostrzegać różnice między „Poland” a „Holand”, choć traderzy rozmawiając przez telefon łatwo mogą się pomylić. W każdym razie około 16.00 za dolara wystarczyło zapłacić 3,57 zł, czyli o 9 groszy mniej, niż we wtorek, za euro 4,57 zł, o 7 groszy mniej, a za ulubieńca naszych kredytobiorców, franka, 3,09 zł, z ośmiogroszową ulgą na koncie.

Na rynku międzynarodowym euro konsekwentnie stara się wspiąć do poziomu 1,3 dolara, ale jeszcze trochę do tego brakuje. Chociaż od dzisiejszego poziomu to tylko dwa centy, czyli dwie „figury”, a to przy obecnej zmienności nie wymaga tygodni i jest możliwe wciągu kilu dni.

Podsumowanie

Dobrze się chyba stało, że wtorkowa dynamika rynku amerykańskiego i głównych giełd europejskich, znacznie dziś wyhamowała. Tęsknota i gotowość inwestorów do wzrostów, a może raczej zmęczenie spadkami, zostały wczoraj dobitnie wyrażone. Spokój, rozwaga i konsekwencja są teraz bardziej potrzebne niż fajerwerki, bo jeśli ich blask szybko się skończy, może powrócić zniechęcenie i znów będziemy szukać dna.

Roman Przasnyski
Główny Analityk
Źródło: Gold Finance