Świńska eurogrypa przechodzi w pandemię

Do niedawna sądzono, że kryzys zadłużenia ograniczy się do krajów grupy PIIGS. Widać jednak, że na tym nie poprzestaje. Atakuje coraz szerzej i wkrótce może przenieść się za ocean.

Indeks naszych największych spółek ze środowych zawirowań wyszedł obronną ręką. Ze zwyżką sięgającą prawie 1,3 proc. został europejskim liderem, najlepiej wykorzystując chwilową poprawę nastrojów na Wall Street. Przydało się to do poprawy obrazu naszego rynku, który nie wyglądał już najlepiej. W ciągu kilku ostatnich dni WIG20 dwukrotnie w trakcie sesji docierał do 2265 punktów i dwukrotnie się od tego poziomu odbijał. Wczoraj zdołał oddalić się od niego na nieco większą odległość. Bykom pomogłoby teraz bardzo udowodnienie, że potrafią utrzymać indeks powyżej 2300 punktów. Sądząc po zakończeniu sesji na giełdzie w Nowym Jorku, taki scenariusz jest mało realny, a optymizm naszych graczy zdecydowanie przedwczesny.

Dow Jones spadł wczoraj o 1,6 proc., a S&P500 o 1,7 proc. Pierwsza część sesji była nerwowa i wskazywała na przewagę niedźwiedzi, ale nie aż tak dużą. Już w ciągu dnia pojawiły się informacje, że najbardziej znane amerykańskie banki JP Morgan i Goldman Sachs nie ujawniają wszystkich informacji na temat swego zaangażowania w instrumenty związane z europejskimi papierami dłużnymi. Gracze zza oceanu w popłoch wpadli jednak dopiero, gdy agencja Fitch poinformowała, że perspektywa ratingu amerykańskich banków może zostać obniżona, jeśli kryzys w strefie euro nie zostanie szybko zażegnany.

W mniejszym lub większym stopniu w ostatnich dniach skoczyły rentowności papierów skarbowych większości państw europejskich. Po Hiszpanii i Francji tendencja ta pojawiała się także w Austrii, Belgii czy Holandii. Wyjątkiem były niemieckie obligacje, które potraktowano jak ostatnią deskę ratunku dla kapitału. Dziś uważnie obserwowane będą aukcje obligacji Francji i Hiszpanii.

W Stanach Zjednoczonych z zadłużeniem wcale nie jest lepiej. Po pierwsze, dług przekroczył właśnie kwotę 15 bln dolarów, co zostało skwapliwie dostrzeżone przez przedstawicieli partii republikańskiej. Po drugie, pojawiały się doniesienia, że wspólna komisja, złożona z przedstawicieli obu amerykańskich partii, powołana w czasie niedawnych sporów o podwyższenie limitu zadłużenia USA, nie może dojść do porozumienia w kwestii sposobów ograniczenia deficytu budżetowego. A termin wyznaczony na zakończenie jej prac mija już za kilka dni.

W takich warunkach trudno spodziewać się dziś dobrej atmosfery na rynkach, choć pewne nadzieje na spokojniejszy początek notowań daje obserwacja tego co działo się na giełdach azjatyckich i na rynku instrumentów pochodnych. W Azji zmiany wartości indeksów były niewielkie, z lekką przewagą spadków. Nikkei rósł jednak o 0,2 proc., a w Szanghaju na godzinę przed końcem handlu notowano jedynie symboliczne zniżki. Kontrakty terminowe indeksy amerykańskie rosły po 0,5-0,6 proc., a na europejskie po około 1 proc. Trudno jednak na tej podstawie wnioskować, że nastroje inwestorów ulegną trwałej poprawie.

Źródło: Open Finance