Szał pożyczania

Banki dopiero zaczynają chwalić się swoimi osiągnięciami za pierwsze półrocze, ale już wiadomo, że rekordów będzie więcej. Największy na rynku PKO BP kilka dni temu podał, że udzielił kredytów hipotecznych na kwotę 3,5 mld zł. To dwie trzecie całego ubiegłorocznego „urobku” Jego główny rywal, krakowski bank BPH, wyniki poda dopiero dziś, ale i po nim można spodziewać się równie dobre wyniki. Według analityków Bankowego Domu Maklerskiego BPH udzielił w pierwszym półroczu kredytów przynajmniej na 2,1 mld zł. A za plecami dwóch gigantów kontrolujących blisko połowę rynku kredytów hipotecznych góra kredytów na mieszkania rośnie jeszcze szybciej. Bank Millennium pożyczył pięć razy więcej niż rok temu – ponad 900 mln zł – wypełniając do czerwca trzy czwarte planu na ten rok. Z naszych ustaleń wynika, że podobnymi osiągnięciami (nowe kredyty za 600-800 mln zł) pochwalą się wkrótce Bank Pekao oraz GE Money. Na gwiazdę rynku rośnie niewielki działający od roku DomBank – w sześć miesięcy udzielił kredytów za 560 mln zł – podaje „Gazeta Wyborcza”

Banki w pierwszym półroczu zarobiły na kredytach hipotecznych o ponad jedną trzecią więcej niż przed rokiem i przekroczył10 mld zł. Bankowcy nie kryją, że to zasługa wzmożonego zainteresowania kredytami na przełomie wiosny i lata. Niektóre banki w maju i czerwcu sprzedały więcej kredytów niż w pierwszych czterech miesiącach roku. Sam tylko PKO BP, największy gracz na rynku, w czerwcu pożyczył na mieszkania prawie 800 mln zł. Inna sprawa, że dane o sprzedaży nowych kredytów są nieco „zafałszowane”. Część pożyczanych pieniędzy nie idzie bowiem na finansowanie nowych inwestycji, ale na spłatę wcześniej zaciągniętych kredytów. Kredyt jest więc ten sam, ale przepływa między bankami – podaje „Gazeta Wyborcza”

Z danych NBP wynika, że na całym rynku relacje są podobne. Od stycznia do maja „hipoteczne” zadłużenie gospodarstw domowych wzrosło o rekordowe 5 mld zł. Gdy spłyną dane za czerwiec, zapewne przekroczy 6 mld zł. Chętnych na kredyty jest coraz więcej, bo są one tańsze niż kiedykolwiek. Rada Polityki Pieniężnej obniżyła w czerwcu stopy procentowe do najniższego poziomu w historii (główna wynosi obecnie tylko 5 proc). Jeszcze bardziej spadło oprocentowanie pieniędzy na rynku międzybankowym, od którego zależą raty kredytów złotowych. Tzw. stawka WIBOR pół roku temu wynosiła 6,6 proc, a dziś nie przekracza 4,6-4,7 proc. Większość banków skupia się na udzielaniu kredytów w walutach, głównie we frankach szwajcarskich. Ale i one tanieją.

Boom kredytowy podbija ceny na rynku nieruchomości. Według danych specjalistycznego serwisu internetowego Tabela Ofert średnia cena m kw. nowego mieszkania od początku 2004 r. do połowy 2005 r. wzrosła w największych miastach nawet o kilkanaście procent. Podobnie sytuacja wygląda na rynku wtórnym, choć tu ceny idą do góry wolniej i dotyczą głównie mieszkań wybudowanych po roku 90 – podaje „Gazeta”

Bankowcy twierdzą, że wartość udzielanych kredytów mogłaby rosnąć jeszcze szybciej, jednak na rynku brakuje nowych mieszkań. Od początku roku do końca czerwca oddano ich niecałe 48 tys. i w większości były to domy jednorodzinne. Z konieczności więc popyt koncentruje się na rynku wtórnym.

Banki nadal będą wychodzić ze skóry, by udzielać jak najwięcej kredytów pod hipotekę. Np. ostatnio BZ WBK zaoferował kredyt hipoteczny dla małych firm, dzięki któremu przedsiębiorcy mogą zastawić nieruchomość i taniej finansować swoje długoterminowe

inwestycje. Kredyty hipoteczne nie są co prawda równie dochodowe jak szybkie pożyczki (ich oprocentowanie sięga ok. 16 proc. w skali roku, nie licząc prowizji) czy karty kredytowe, ale dają bankom zarobek przez długie lata. I są bezpieczniejsze, bo zabezpieczone nieruchomością – podaje „Gazeta Wyborcza”

Hipotecznemu boomowi uważnie przygląda się Narodowy Bank Polski. Jeszcze rok temu szef nadzoru bankowego Wojciech Kwaśniak upominał bankowców, żeby nie przesadzali z luzowaniem zasad przydzielania kredytów. Zwłaszcza tych walutowych, związanych z ryzykiem kursowym. Teraz NBP ocenia sytuację lepiej, bo rośnie wartość kredytów złotowych, zaś sytuacja finansowa pożyczkobiorców się poprawia. Ale najbardziej ostrożne

banki same nałożyły sobie ograniczenia i nie zamierzają z nich rezygnować, nawet w czasach lepszej koniunktury.

Bank Pekao jako jedyny w ogóle nie oferuje hipotecznych kredytów walutowych, choć płaci za to mniejszym udziałem w rynku. Nie mogę narażać siebie i klientów na nadmierne ryzyko tylko po to, żeby zwiększyć bieżące zyski banku – mówi Jan Krzysztof Bielecki, prezes Pekao.

Do kredytów walutowych zniechęca też klientów Jacek Kseń, prezes BZ WBK, choć ten ostatni bank powoli wprowadza kredyty w euro.

Obaj menedżerowie są wyznawcami anglosaskiej szkoły bankowości. I przekonują, że szanujący się bank w Londynie nie udzieliłby klientowi kredytu pod zastaw nieruchomości w obcej walucie na 100 proc. inwestycji. W Polsce takich ofert nie brakuje – podaje „Gazeta”