Wczoraj złe nastroje dominowały od samego ranka. Na warszawskim parkiecie, podobnie jak i w Zachodniej Europie dominowały spadki. Publikacja danych o produkcji przemysłowej w Eurolandzie, która w grudniu spadła aż o 12 proc. w stosunku rocznym, tylko pogłębiła przecenę.
Inwestorów nie mogły pocieszyć również bardzo złe informacje z naszego rynku pracy. Otóż Ministerstwo Pracy szacuje, że stopa bezrobocia w styczniu wzrosła do 10,5 proc. z 9,5 proc. w grudniu. Nawet biorąc pod uwagę czynniki sezonowe to ogromny skok, który wyraźnie wskazuje na nasilające się zwolnienia. Trzeba podkreślić, że nowi bezrobotni niezmiernie obciążają tegoroczny i tak niezmiernie trudny budżet. Spadające dochody i rosnące wydatki państwa mogą mieć niekorzystne przełożenie na rynek obligacji, walutowy oraz znając obecnie wysoką korelację pomiędzy złotym a giełdą można się również spodziewać ciągłej presji sprzedających na GPW.
Byków nie wsparły nawet zaskakujące dane z USA, gdzie po raz pierwszy od siedmiu miesięcy wzrosła sprzedaż detaliczna. Wiele obserwatorów nie mogło wręcz uwierzyć, że w styczniu praktycznie wszystkie miary sprzedaży rosły. Nawet wyłączając samochody, czy wzrastającą w wartości benzynę. Skok o 1 proc. w skali miesiące był największy od ponad roku. Pozytywem był również spadek o 8 tys. liczby wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Niestety sama liczba wciąż grubo przekracza 600 tys., a liczba bezrobotnych kontynuujących pobieranie zasiłku ponownie wzrosła do rekordowo wysokiego poziomu. Tym niemniej wydźwięk mógł pozytywnie nastrajać, ale nie inwestorów giełdowych, którzy po fatalnym początku notowań na Wall Street spychali indeks WIG20 coraz bardziej na południe. Ostatecznie notowania zakończyły się ponad 3-procentowymi spadkami, a sam poziom zszedł poniżej 1500 punktów.
Za oceanem początkowa podaż została powstrzymana i indeksy powoli ruszyły na północ. Tendencja była niezmiernie słaba i w drugiej części sesji niedźwiedzie ponownie przejęły stery rynku. Wiele mówiło się o niepewności co do wyceny toksycznych aktywów. Aż wierzyć się nie chce, że ten fakt znany rynkowi od bardzo dawna mógł akurat wczoraj wzmagać podaż. Przyczyn bardziej można się dopatrywać w niezmiernej słabości rynku, który dzień wcześniej nie zechciał odrobić ogromnych strat wywołanych przedstawieniem pakietu pomocowego dla banków. Cierpiał szczególnie sektor finansowy, banki z indeksu S&P500 zeszły na siedemnastoletnie minimum! Na szerokim rynku spadki przekraczały już 2 proc., gdy nieoczekiwanie popyt wkroczył do akcji. Wszystko rozegrało się w ostatniej godzinie notowań, która charakteryzowała się ciągłymi wzrostami. Popyt był tak duży, że indeks S&P500 na zamknięciu wzrósł. Oznacza to, że styczniowe minima zostały wybronione, a byki na całym świecie dostały zielone światło do działania.
Łukasz Bugaj
Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi