Co to za państwo, w którym istnieje aż 13 ministerstw edukacji? – To jeden z ostatnich nieskomercjalizowanych zakątków Europy, wciąż nieodkryty i przypominający trochę tykającą bombę – odpowiada mieszkająca tam slawistka z Polski, Krystyna Żukowska.
Malwina Wrotniak, Bankier.pl: Pani Krystyno, w jakim punkcie historii znajduje się dziś Bośnia i Hercegowina?
Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że Bośnia ma jedną z najbardziej skomplikowanych struktur polityczno-administracyjnych w Europie. Nie dość że jest podzielona na tzw. entitety, czyli Federację Bośni i Hercegowiny, Republikę Serbską, to istnieje także Dystrykt Brčko, jako trzecia część administracyjna. Ponadto Federacja jest dodatkowo podzielona na kantony (a jest ich aż 10), które także mają sporą autonomię.
Władza jest sprawowana zatem na kilku poziomach, co sprawia, że maszyna biurokratyczna jest ogromna. Każdy z poziomów, począwszy od wspólnego, czyli państwowego, poprzez entitety, a skończywszy na kantonach, jest reprezentowany przez rząd z premierem na czele oraz rząd ministerstw. Dla przykładu: istnieje jedno państwowe ministerstwo obrony narodowej, ale już ministerstw edukacji jest więcej: Republika Serbska ma swoje, Federacja swoje, Brčko swoje, a oprócz tego każdy kanton swoje, czyli summa summarum istnieje 13 ministerstw edukacji w jednym, tak małym państwie!
Warto wiedzieć: Określenie Bośniacy odnosi się do mieszkańców Bośni, bez względu na narodowość, natomiast Boszniacy to bośniaccy muzułmanie.
Polityka wrze i z jednej strony można powiedzieć, że wszystkie „konstytucyjne narody”, czyli Boszniacy (tzw. bośniaccy muzułmanie), Chorwaci i Serbowie walczą ze sobą politycznie, ale tak naprawdę to dla elit rządzących taka sytuacja jest korzystna, ponieważ mogą one nadal żerować na nacjonalizmie i zbierać kolejne głosy od rozżalonych sfrustrowanych ludzi, którzy łatwiej obwinią o swoje niepowodzenia sąsiada, niż skomplikowane układy polityczne, w których przeciętnemu człowiekowi ciężko się połapać. Dokładając do tego wysokie bezrobocie i wciąż żywą wojenną traumą podsycaną przez polityków, obraz tego kraju maluje się niezbyt optymistycznie.
Spory polityczne są widoczne gołym okiem?
Absolutnie nie. Turysta przyjeżdżający do Sarajewa zobaczy głownie meczety stojące obok kościołów i cerkwi prawosławnych, co zresztą z pewnością go zachwyci. Spotka się także z wyjątkowo gościnnymi i przyjaźnie nastawionymi do turystów mieszkańcami.
„Bośnia i Hercegowina nadal pozostaje nieodkryta, choć są próby jej oficjalnej promocji, które bazują głównie na promocji mieszanki kultur i religii, a także pięknych górach i rzekach”; fot. z archiwum K. Żukowskiej
Osobiście nie mogę powiedzieć, że odczuwam te wszystkie komplikacje na własnej skórze, ale tylko do czasu, aż nie wspomnę niefortunnie niektórych tematów, nie wypowiem się otwarcie o pewnych sprawach czy nie wyjawię, jak nazywa się mój mąż. Bośnia to taka trochę tykająca bomba, trzeba się wsłuchać, żeby to tykanie usłyszeć.
Co wiedziała Pani o tym kraju, przyjeżdżając tam?
Do Bośni pojechałam z przekory i z ciekawości. Studiowałam slawistykę na Uniwersytecie Warszawskim i uczyłam się tam języka chorwackiego oraz kultury Chorwacji. O kulturze serbskiej i wielce pokrewnym języku serbskim sporo dowiadywałam się z zajęć dodatkowych. A Bośnia była pomiędzy. Nikt o niej specjalnie nie wspominał, nikt się nią nie zajmował. Przewijała się w kontekście wojny, ale nic poza tym. Postanowiłam więc się przekonać na własnej skórze, co to właściwie jest za kraj.
W 2004 roku po raz pierwszy spakowałam plecak i pojechałam do Sarajewa nie znając tam nikogo, wydawało mi się, że wiem sporo z książek i internetu, ale kiedy teraz na to patrzę, miałam o Bośni raczej blade pojęcie. A więc pojechałam do Sarajewa i wpadłam po uszy. Bośni poświęciłam pracę licencjacką i magisterską oraz ostatnie trzy lata swojego zawodowego i prywatnego życia. Jest to fascynacja, która czasem oscyluje między nienawiścią i miłością, ale która wciąż nie pozwala mi z Bośni zrezygnować.
Sąsiednie kraje – Chorwacja czy Czarnogóra zdobywają serca zagranicznych, idąc w turystykę. W czym pokłada się nadzieje w Bośni i Hercegowinie?
Fot. powyżej: Stare miasto stolicy Bośni i Hercegowiny, fot. z archiwum K. Żukowskiej
Bośnia i Hercegowina nadal pozostaje nieodkryta, choć są próby jej oficjalnej promocji, które bazują głównie na promocji mieszanki kultur i religii, a także pięknych górach i rzekach, na których uprawia się rafting oraz na olimpijskiej przeszłości Sarajewa. Czy to wystarczy, aby na większą skalę rozwinąć turystykę? Nie sądzę, ale może to i lepiej, bo Bośnia, a szczególnie jej przyroda, jest jednym z ostatnich nieskomercjalizowanych zakątków Europy.
Atrybutem rozwiniętych gospodarek jest m.in. sprawna i powszechna bankowość. Ta islamska różni się zasadami od znanej nam w Polsce. Czy ta odmienność widoczna jest również dla Pani, jako klientki sektora bankowego?
Bankowość islamska jest obecna w Bośni, ale nie można powiedzieć, że większość banków jest islamska, a nawet wręcz odwrotnie, bo istnieje tylko jeden taki bank. W Bośni dominują mimo wszystko banki zachodnie: Unicredit oraz Raiffaisen. Bosnia Bank International (BBI), założony przez banki z Emiratów Arabskich oraz Arabii Saudyjskiej, jako pierwszy i na razie jedyny bank islamski w Bośni staje się coraz bardziej popularny, ale raczej wśród praktykujących muzułmanów. Z tego co wiem, to podstawą bankowości islamskiej jest zakaz pobierania procentu od klientów za trzymanie przez nich środków finansowych na kontach i lokatach oraz, co szczególnie ciekawe, oferta nieoprocentowanych kredytów. Z własnych obserwacji wiem, że klienci banków islamskich są zadowoleni z ich usług, a te, przynajmniej gołym okiem, stoją na wysokim poziomie.
Czy tym, którym nie podoba się bośniacki klimat, trudno jest emigrować za pracą?
Do grudnia zeszłego roku obywatele Bośni i Hercegowiny musieli mieć wizy do wszystkich państw Unii Europejskiej i wielu innych krajów poza wspólnotą. Ale to się zmieniło, przynajmniej w części, i teraz mogą swobodnie wjeżdżać do strefy Schengen na zasadach turystycznych, czyli pobytu do 90 dni. Warunkiem jest posiadanie nowego typu paszportu tzw. biometrycznego ze specjalnym zdjęciem i odciskiem palca. Żaden kraj nie otworzył rynku pracy dla Bośni i nie stanie się to z pewnością przez jej wejściem do Unii, które z kolei, nie wiadomo kiedy się wydarzy. Dlatego emigracja za pracą, mimo iż obecna na całych Bałkanach od stuleci i zanana jako „gastarbaiterstwo” jest obecna, to nie jest szczególnie pociągającą alternatywą dla młodych ludzi, którzy zazwyczaj mało podróżują, nie studiują zagranicą i rzadko kiedy mają plany wyjazdu z kraju. Jeśli już, jest to zazwyczaj praca fizyczna najczęściej w Niemczech, Słowenii lub w sąsiedniej Chorwacji.
Rozmawiała Malwina Wrotniak, Bankier.pl
Kontakt: m.wrotniak@bankier.pl
W kolejnym odcinku „Tam mieszkam” więcej o tym jak i za ile żyje się w stolicy Bośni i Hercegowiny – Sarajewie. Zapraszamy!
Źródło: Bankier.pl