Miejsce dla najbardziej dynamicznych, pracowitych, zdrowych, młodych ludzi, co widać m.in. po tłumie na ulicach. Rzadko wychodzą z biura wcześniej, niż po 10 godzinach pracy, często zostają w soboty. O kulturze pracy w Hongkongu opowiada mieszkający tam polski dyplomata Mariusz Boguszewski.
Malwina Wrotniak, Bankier.pl: O tak zurbanizowanym miejscu chyba jeszcze w „Tam mieszkam” nie mówiliśmy. Ale żeby nie uprzedzać faktów, zadam pytanie otwarte: po czym Hongkong powinien być najłatwiej rozpoznawalny?
Mariusz Boguszewski: Chyba właśnie po tym, co się na wstępie rzuca w oczy, czyli po krajobrazie. Dzielnice centralne wyspy Hong Kong są miejscem o największym zagęszczeniu drapaczy chmur na świecie, bijąc pod tym względem osławiony Manhattan. Poza tym Hongkong jest jedynym miejscem na świecie, gdzie spotkać można nie tylko piętrowe autobusy, ale i piętrowe tramwaje.
Przekraczając granice od razu zauważa się kontrast pomiędzy Hongkongiem a położoną na północy Specjalną Strefą Ekonomiczna Shenzhen. Po pierwsze – czystość i estetyka po drugiej stronie granicy pozostawia wiele do życzenia. Po drugie – ruch uliczny, w Hongkongu lewostronny, w Chinach prawostronny. Po trzecie – oznaczenie i napisy. O ile w Hongkongu właściwie bez problemu można porozumieć się w języku angielskim, o tyle po drugiej stronie granicy jest to niemal niemożliwe. Nie mówiąc o tym, że informacja i oznaczenia w mieście są fatalne.
Niemniej jednak Shenzhen, miasto powstałe w bezpośrednim sąsiedztwie HKSAR (Hong Kong Special Administrative Region) w ciągu zaledwie ostatnich 25 lat, imponuje rozmachem rozbudowywanej infrastruktury. W chwili obecnej funkcjonuje tam 5 linii metra, wielopasmowe, równiutkie i szerokie autostrady objazdowe, czwarty co do wielkości na świecie port przeładunkowy, a ponadto coraz więcej wielkomiejskich obiektów, centrum biznesowe z drapaczami chmur, nowoczesne obiekty sportowe przygotowane w dużej mierze z myślą o tegorocznej uniwersjadzie. Warto tu dodać, że Shenzhen rywalizację o przyznanie tej imprezy wygrało m.in. z naszym Poznaniem.
Wróćmy do Hongkongu. Tutejsze gigantyczne wieżowce, nowe technologie, pulsujący świat biznesu – jakie to wszystko odciska piętno na życiu mieszkańców?
Hongkong to miejsce doskonałe do prowadzenia biznesu, zarabiania pieniędzy. Tu ulokowane są filie największych światowych koncernów operujących w Azji. Konsekwencją jest oczywiście duża liczba miejsc pracy.
Przyglądając się technologiom, rekordy popularności biją produkty firmy Apple, które, jak wiemy do najtańszych nie należą. Bez względu na to, posiadanie iPhona to nie luksus, to raczej standard, a często jest to tylko jeden z dwóch lub kilku telefonów, jaki mieszkaniec Hongkongu nosi w kieszeni.
Jak się w miejscu takiego upowszechnienia nowych technologii pracuje? Bo co do tego, że w Hongkongu się nie osiada, a jedynie przystaje na „chwilę”, jest zgoda?
Hongkong jest miejscem zdecydowanie okresowym. Przynajmniej tak jest traktowany przez dużą liczbę pracujących tam ludzi. Jest miejscem dla najbardziej dynamicznych, pracowitych, zdrowych, młodych ludzi. Co zresztą wyraźnie widać patrząc na krajobraz społeczny na ulicach miasta. Tempo życia i pogoń za pieniądzem powodują w pewnym momencie zmęczenie materiału, nie każdy organizm wytrzymuje tak dużą presję, w związku z tym wymusza to zmianę trybu życia, a często i miejsca.
W Hongkongu pracuje się średnio od 10 do kilkunastu godzin dziennie. Wiele biur i instytucji pracuje również w soboty. Urlop wypoczynkowy to około 10 dni rocznie. Wielu pracowników jednak pracuje na kontraktach, bez stałych czy okresowych umów, co powoduje, że prawa do urlopu właściwie nie mają wcale.
Mimo to, niektórzy marzą, żeby właśnie tam robić interesy. Pan z boku przygląda się problemom, jakie z tego czasami powstają.
Hongkong jest miejscem, gdzie można zarobić duże pieniądze, co kusi potencjalnych partnerów z Europy, w tym z Polski. Hongkong jest też miejscem, gdzie formalności związane z założeniem firmy są niewielkie. W rankingach światowych plasuje się zawsze w czołówce jako miejsce o najmniejszych ograniczeniach w tym zakresie, co powoduje również patologie.
Wiele firm działających po drugiej stronie granicy, czyli w prowincji Guangdong, jest zarejestrowana w Hongkongu. Są to często tzw. firmy „krzaki”, nastawione na polowanie na naiwnych, niedoświadczonych europejskich przedsiębiorców, zwabionych bajecznie niskimi kosztami produkcji. Podróż do Hongkongu czy Chin jest kosztowna i wiele małych przedsiębiorstw w Polsce na to nie stać. Narzędzia komunikacji, takie jak internet, pozwalają na nawiązanie kontaktu, a nawet zawarcie umowy. Niestety w ten sposób bardzo łatwo można ulec oszustwu. Wyegzekwowanie straconych pieniędzy od nieuczciwej firmy, która działa w uśpieniu, a jej właściciele to Chińczycy z kontynentu jest właściwie niemożliwe. Również placówka konsularna niewiele może w tym względzie zrobić.
Co jeszcze rodzi frustrację w Hongkongu?
Na pewno bardzo uciążliwy, szczególnie dla nie-Azjatów jest wszechobecny tłum, a co za tym idzie hałas, poza tym zanieczyszczenie powietrza. Do uciążliwości należy też zaliczyć bardzo wysokie ceny nieruchomości, zarówno mieszkaniowych, jak i biurowych.
Skoro zanieczyszczenie powietrza jest poważnym problemem, a jest, pewnie podejmuje się jakieś środki zaradcze?
Władze regionu starają się dbać o ochronę środowiska, ale w niektórych działaniach można zauważyć zaniedbania – np. przy zużyciu prądu. Otóż w Hongkongu z uwagi na gorący klimat w powszechnym użyciu są klimatyzatory. Jednak temperatura panująca w klimatyzowanych miejscach najczęściej jest bardzo niska. Do tego wiele budynków ma klimatyzację centralną, bez możliwości regulacji w poszczególnych pomieszczeniach. Efektem jest włączanie w zbyt schłodzonych pomieszczeniach przez pracujących tam ludzi, przenośnych kaloryferów. Proszę zauważyć, jaka jest to strata energii!
Jeszcze o jedno, w kontekście biznesu, muszę zapytać – o pogodę. Kiedy kontaktowaliśmy się ostatnio, mówił Pan o silnym tajfunie i zamkniętych biurach. Zagrożenie jest więc poważne?
Hongkong położony jest w strefie nawiedzanej przez tajfuny, tworzące się na Morzu Filipińskim. Są dwa okresy ich występowania: letni i jesienny, z tym że ten jesienny jest zwykle bardziej intensywny. W każdym cyklu należy się spodziewać około kilkunastu tajfunów, z czego kilka silnych i jeden bardzo silny.
Jakie są procedury?
W Hongkongu istnieje bardzo dobrze zorganizowany system ostrzegania. Stopnie alarmowe mają swoją klasyfikację, ogłaszane są w mediach, a także wywieszane są odpowiednie ogłoszenia w budynkach mieszkalnych, biurach, windach. Dostępne są również aplikacje automatycznie wysyłające zarejestrowanemu użytkownikowi maile czy SMS informujące o stanie pogodowym.
Przy najwyższym stopniu alarmowym panuje nakaz nie wychodzenia z domu. Biura nie pracują, notowanie giełdowe ustają, zamknięte są nawet najmniejsze sklepiki i punkty usługowe. Nie kursuje komunikacja miejska. O tym, jak świetnie zorganizowana jest prewencja świadczą choćby straty, jakie są notowane w Hongkongu po przejściu tajfunu i jak one się mają do strat, jakie wywołuje ten sam tajfun na Filipinach czy w Wietnamie. Mówiąc krótko, Hongkong wychodzi prawie „suchą stopą”.
Innym aspektem są oczywiście straty, jakie w skali całej gospodarki niesie taka przerwa w pracy, ale tych jeszcze nikt nie wyliczył.
Koniec części 1. Na cz. 2 wywiadu zapraszamy już za tydzień.
Rozmawiała Malwina Wrotniak, Bankier.pl
Kontakt: m.wrotniak@bankier.pl
Źródło: Bankier.pl