Tam mieszkam: Hongkong cz. 2

Miejsce, w którym oprócz korków na drogach, powstają zatory w przepływie pieszych. Kolejki ustawiające się do wind czy taksówek to codzienność. Niemal za wszystko zapłacisz tu pionierską kartą „ośmiornica” – opowiada Mariusz Boguszewski, polski dyplomata pracujący w Hongkongu.

Malwina Wrotniak, Bankier.pl: W Hongkongu wszędzie są tłumy. Na 1 km2 podobno przypada ponad 6,4 tys. osób. W których momentach doskwiera to najmocniej?


Mariusz Boguszewski: 6,4 tys. osób na km2 to liczba bardzo zaniżona, bo bierze pod uwagę ogromny obszar niezamieszkany, na Nowych Terytoriach i centralnej części wyspy Hong Kong. Na terenach zurbanizowanych, w dzielnicach centralnych, gęstość zaludnienia przekracza 40 tys. osób na km2, co jest absolutnym światowym rekordem. Przeciętnemu Polakowi czy nawet Europejczykowi trudno sobie to wyobrazić, porównując tę wartość z gęstością zaludnienia w Warszawie, która wynosi 3 tys. osób na km2.

W praktyce najmocniej jest to odczuwalne w godzinach szczytu, gdzie ludzie opuszczają swoje domy czy biura i przemieszczają się w inne rejony miasta, co powoduje korki, ale nie tylko drogowe, również zatory w przepływie pieszych. Nie będę tu wymieniał kolejek do wind, co jest właściwie regułą. W Hongkongu poruszamy się nie tylko w poziomie, ale w dużej mierze również w pionie, druga sprawa kolejki do metra, autobusów, taksówek.

Myślę, że można już spokojnie mówić o przeludnieniu dzielnic centralnych Hongkongu. Zagęszczenie to jest w dużej mierze regulowane przez rynek, stąd tak astronomiczne ceny za wynajem mieszkania czy powierzchni biurowej.

Odpowiedzią architektów są coraz wyższe drapacze chmur. Pewnie już dziś bywa trudno ze znalezieniem nieruchomości?

Rynek nieruchomości w Hongkongu jest niezwykle dynamiczny i rozwinięty. Funkcjonuje ogromna ilość biur pośredniczących w transakcjach. Właściwie szukanie na własną rękę mija się z celem. Funkcjonuje zasada pierwszeństwa, czyli jeśli inny klient oglądał dany lokal przede mną, to dopóki on nie zrezygnuje, jestem drugi w kolejce, nawet jeśli zaproponuję wyższą od niego cenę. Właściwie decyzję trzeba podjąć w ciągu kilku dni, a najlepiej natychmiast, bo od razu po pojawieniu się oferty, ustawia się kolejka chętnych.

Kiedy już się lokum dostanie, z tarasu widać często panoramę miasta… spowitą smogiem.

Tak, Hongkong, a właściwie jego zurbanizowana część jest niestety bardzo zanieczyszczona. Trzeba jednak pamiętać, że terytorium HKSAR, to nie tylko drapacze chmur i tłumy ludzi. Tak wygląda jedynie niecałe 10% Regionu. Cała reszta, to góry, parki narodowe, malownicze wysepki, gdzie zapomina się o zgiełku i zanieczyszczeniu, jakie panuje w dzielnicy Wan Chai czy Central.

Taka dzielnica biznesu każe spodziewać się po sobie wysokich stawek – właściwie za wszystko. Na co trudno sobie pozwolić mieszkając w Hongkongu po tym, jak wyrastało się w realiach Europy Środkowej?

Tak naprawdę, gdy porównać Hongkong z krajami Unii Europejskiej czy Australią, to okazuje się, że wcale nie jest drogi. Jedynym wyjątkiem są, jak wspomniałem, koszty mieszkania, ceny nieruchomości, wynajmu, opłaty za prąd itd.

Dla porównania – bilet tramwajowy kosztuje 2,3 dolara hongkońskiego, czyli niecałą złotówkę. Przejazd metrem i autobusem jest już droższy, ale nadal jest to w granicach 3-4 złotych. Taksówki są wszechobecne i tańsze niż w Polsce. Tu ciekawostka – płaci się nie tylko za dystans, jaki się przejechało, ale doliczona jest odpowiednia kwota, jeśli na trasie pokonywaliśmy most lub tunel, a także wnosi się dodatkową opłatę za liczbę bagaży włożonych do bagażnika.

Idąc dalej, cena benzyny jest zbliżona do tej w Polsce. Usługi gastronomiczne relatywnie tańsze. Tu kolejna ciekawostka, w tzw. Indeksie „Big Maca” (nieformalny wskaźnik m.in. parytetu siły nabywczej wprowadzony przez The Economist w 1986 r., gdzie punktem odniesienia jest cena kanapki Big Mac w barze McDonald’s, w uproszczeniu mówi m.in. o tym ile Big Maców można nabyć w danym kraju za przeciętną pensję) Hongkong jest liderem pod względem siły nabywczej społeczeństwa. Są też oczywiście usługi czy towary, które są droższe, a nawet bardzo drogie, do takich zaliczyłbym opłaty za przejazd tunelami i mostami, a z towarów- wszelkiego rodzaju nabiał, który importowany jest z Australii, Ameryki bądź Europy Zachodniej.

W miejscach o rozbuchanej konsumpcji, kompanem wielu staje się kredyt. Na ile jego instytucja jest popularna w Hongkongu?

W przypadku Hongkongu nie da się udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Mieszka tu bowiem dość różnorodna mieszanka, pod względem zamożności i stylu życia. Hongkong jest specyficznym miejscem, przyciągającym pieniądze, a co za tym idzie ludzi, którzy je posiadają i przeważnie zaspokajają swoje potrzeby konsumpcyjne bez potrzeby zaciągania kredytu. Jest to dość spora grupa.

Druga to tak zwana klasa średnia, której nie stać na pokrywanie rosnących potrzeb z bieżących zarobków i to ona korzysta chętnie z instytucji kredytu. Jest jeszcze trzecia grupa, również dosyć liczna, której niskie zarobki lub brak stałego adresu uniemożliwiają w ogóle posiadanie konta w banku.

Niemniej jednak, jeśli karty kredytowe zaliczyć do kategorii kredytu, to jest to atrybut bardzo popularny i łatwo osiągalny, pod warunkiem, że posiada się konto w banku.

Skoro już mowa o bankowości – jak Pan ocenia jej jakość w Hongkongu?

Usługi finansowe są na najwyższym światowym poziomie. Niemniej jednak założenia konta wcale nie należy do prostych zabiegów. System jest zbliżony do brytyjskiego, zauważam wiele podobieństw, jeśli chodzi o procedury i przepisy.

Jakieś nietypowe rozwiązania, produkty finansowe przychodzą Panu do głowy?

Na pewno jednym z nietypowych produktów finansowych, pierwszym tego rodzaju na świecie jest karta „Octopus”, czyli ośmiornica. Nazwa jest bardzo trafiona, gdyż za pomocą tej karty można dokonywać płatności w wielu miejscach, począwszy od wszelkiego rodzaju komunikacji miejskiej (metro, autobusy, tramwaje, minibusy, promy), poprzez automaty uliczne z napojami lub drobnymi przekąskami, po sklepy, zwłaszcza te sieciowe jak „7 Eleven”, czy „Wellcome”. Kartę można doładowywać płacąc gotówką na stacjach metra, na lotnisku, a nawet w sklepach. Pomysł bardzo prosty i niesłychanie praktyczny. Należy również dodać, iż na owej karcie możemy sobie zakodować elektroniczny klucz wstępu np. do biura czy do siłowni.

Przybywa tam wielu, zwabionych zakupowymi okazjami. Zjawisko musi mieć chyba niemałą skalę, skoro na internetowej stronie konsulatu radzi się… jak kupować sprzęt elektroniczny.

Zjawisko jest można powiedzieć masowe, co oznacza, iż zaopatrują się tu głównie hurtownicy, a detaliście trudniej jest uzyskać dobrą cenę. Trzeba pamiętać, iż cena, jaką usłyszy się na wstępie jest obłożona czasami kilkusetprocentową marżą, co oznacza, że sprzedający ma ogromny margines do negocjacji. Mówiąc krótko trzeba się targować.

Posłużę się przykładem. Niedawno odwiedzali mnie znajomi, którzy byli zainteresowani zakupem dotykowych telefonów komórkowych. Po wizycie w jednym z centrów handlu sprzętem byli rozczarowani, gdyż po przeliczeniu ceny w HKD na PLN okazało się, że są one mniej więcej równe. Teraz uwaga, sprzęt który oglądali przeznaczony był wyłącznie na rynek polski, całe menu, instrukcja, a także napisy na pudełku były wyłącznie po polsku. Trzeba dodać, że wyprodukowany był oczywiście w Chinach, a przez Hongkong trafi na rynek docelowy. Reasumując uważam, że narzut, jaki naliczył sobie sprzedawca, był bardzo duży i swobodnie można było wynegocjować cenę dużo niższą, tym bardziej, że potencjalni nabywcy tego sprzętu to przede wszystkim Polacy.

Informacja o zakupach znalazła się na stronie internetowej Placówki, aby ułatwić pracę jej pracownikom. Wpływało bardzo dużo zapytań dotyczących ww. kwestii, więc aby nie odpowiadać każdemu z osobna, odsyła się zainteresowanych na stronę internetową. Przy okazji proszę zauważyć, jakie są oczekiwania naszych rodaków w stosunku do służb konsularnych.

Polecamy uwadze część pierwszą wywiadu.

Rozmawiała Malwina Wrotniak, Bankier.pl
Kontakt: m.wrotniak@bankier.pl

Źródło: Bankier.pl