Tam mieszkam: Szkocja

Kluczem do ułożenia sobie życia na Wyspach jest cierpliwość, determinacja i znajomość języka. Reszta to kwestia szczęścia – Szkocję przybliża Izabela Klimorowska-Garb, od 4 lat pracująca w Glasgow, w firmie administrującej funduszami strukturalnymi.

Malwina Wrotniak, Bankier.pl: Emigracyjny boom na Wyspy dawno za nami, ale Szkocja wydaje się na tyle bajeczna, że kusi niezależnie od rynku pracy. Czemu warto szczególnie przyjrzeć się przed wyjazdem, żeby nie nabawić się niepotrzebnego stresu?

Izabela Klimorowska-Garb: Przede wszystkim polecam porozmawiać z kimś, kto tu jest lub był – to najlepsze źródło informacji. Pomoże to rozwiać wszelkie wątpliwości… albo spowoduje, że obaw przed wyjazdem będzie jeszcze więcej. Poza tym warto zajrzeć na fora internetowe z wątkami o Szkocji, można się również wiele dowiedzieć. Trzeba sobie jednak zdać sprawę z tego, że każda osoba, która tu przyjechała, to osobna historia i osobne doświadczenia.

Kluczem do ułożenia sobie życia na Wyspach jest cierpliwość, determinacja i znajomość języka. Reszta to kwestia szczęścia, umiejętności i bycia w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. To zresztą tak, jak wszędzie indziej.

Czym zaskoczyła Cię Szkocja, kiedy sama postawiłaś tam po raz pierwszy stopę?

Akcentem, z jakim mówią Szkoci! Nie brzmiał on jak angielski, którego uczyłam się w szkole…. bardziej jak skandynawski. Wsłuchiwałam się w rozmowy na ulicy i w autobusach i po jakimś czasie po prostu się do niego przyzwyczaiłam. Teraz nie pomyliłabym go z żadnym innym. To pamiętam doskonale z mojej pierwszej wizyty w Szkocji, jeszcze przed tym, kiedy zdecydowałam się tu przyjechać na dłużej.

Jak to się stało, że jednak zostałaś?

Nie wyjeżdżałam z zamiarem, że zostanę tu długo. Okazało się jednak, że po roku pobytu w Glasgow wszystko ułożyło się na tyle pomyślnie, że naturalnym krokiem było zostać na jakiś czas. Byłam ciekawa jak to się dalej potoczy.

Powiedzmy jeszcze od kiedy mieszkasz na Wyspach.

Do Szkocji przyjechałam wkrótce po skończeniu studiów. Mieszkał tu już wtedy mój mąż. W planach był wyjazd na rok, może dwa, żeby podszkolić język, usamodzielnić się i zdobyć trochę nowych doświadczeń. Jestem tu już prawie pięć lat. Póki co czujemy się tu na tyle dobrze, że decyzje o przeprowadzce gdzie indziej czy powrocie do Polski odkładamy na później. Mamy tu jeszcze kilka planów do zrealizowania i gór do zdobycia!

Przed Glasgow trafiłaś też w inne części Wysp Brytyjskich? Zastanawia mnie, na ile wyraźne są dla Ciebie różnice pomiędzy Szkocją, Anglią a Irlandią.

Nigdy nie byłam nigdzie indziej wystarczająco długo, żeby poznać wszystko na tyle dokładnie. Poza tym trzeba jeszcze dodać Walię, dopiero teraz jest komplet. Szkoci są bardzo przywiązani do swojego kraju i wszystkiego, co szkockie. Mają też genialne poczucie humoru. Potrafią się zresztą śmiać ze wszystkiego, także z samych siebie. Mają do wszystkiego taki zdrowy dystans. Poza tym spora grupa mieszkańców najchętniej widziałaby Szkocję jako osobne państwo, na to się jednak nie zanosi.

Póki co, jest częścią Zjednoczonego Królestwa. Glasgow to największe miasto Szkocji, budzi więc podejrzenia, że jest głośne i ciągle „w biegu”. A jednak wyspiarskie miasta wydają się mieć klimat daleki od zachodnioeuropejskich metropolii. Jak to naprawdę jest?


To prawda, Glasgow nie jest stolicą, ale według jego mieszkańców jest miastem dużo lepszym i ciekawszym. I ja się z nimi zgadzam! Jest tu mnóstwo klubów, teatrów, galerii, parków – każdy znajdzie coś dla siebie, w zależności od tego jaki się ma pomysł na wieczór czy weekend. Poza tym Glasgow jest drugim po Londynie najpopularniejszym miejscem zakupów w Wielkiej Brytanii. Jest jeszcze jedna ważna rzecz – są tu świetne kluby muzyczne, chętnie odwiedzane przez muzyków. Czasami naprawdę ciężko jest zdecydować, który koncert wybrać, ale to są akurat całkiem miłe dylematy.

Miasto jest dosyć duże, ale jednocześnie wszędzie można się dostać w rozsądnym czasie, nie trzeba więc tracić dwóch godzin dziennie na dostanie się do pracy i z powrotem. Wyjątkiem jest przejechanie autostradą na drugą stronę rzeki w godzinach szczytu. To miejsce należy wtedy omijać, chyba, że nie ma wyjścia. Jedyne, co można zrobić, to włączyć radio i cierpliwie czekać tak, jak wszyscy dookoła.

O inne czekanie chcę przy okazji zapytać – na pierwsze mieszkanie. Wyspy Brytyjskie słyną z tego, że swoim obywatelom oferują wiele form wsparcia– od typowych mieszkań socjalnych, przez czynszowe, mieszkania z opcją wykupu, po zupełnie prywatne. Czy ten system naprawdę działa w praktyce?

Polityka socjalna jest w Wielkiej Brytanii dosyć dobrze rozwinięta. Sporo osób mieszka w mieszkaniach socjalnych, niestety coraz trudniej jest takie mieszkanie dostać. Listy oczekujących się wydłużają, a mieszkań albo nie przybywa, albo buduje się je zbyt wolno. Wnioski o przyznanie takiego mieszkania oceniane są na podstawie szczegółowych kryteriów. Ilość przyznanych punktów decyduje o tym, na którym miejscu na liście oczekujących się jest. Ponieważ potrzeby są bardzo duże, zdarza się, że na przyznanie mieszkania można czekać latami.

Z zakupem pierwszego mieszkania już nie jest tak łatwo, jak było jeszcze kilka lat temu. Co prawda ceny nieruchomości spadły w porównaniu do czasów sprzed kryzysu, ale jednocześnie banki mniej chętnie przyznają kredyty, zwłaszcza młodym osobom, które szukają swojego pierwszego własnego M. Koło się zamyka. Spowodowało to także wzrost popytu na rynku wynajmu lokali. Porównując jednak sytuację w Polsce i Szkocji, to tutaj, jeżeli już dostanie się kredyt, dużo łatwiej jest go wbudować w miesięczne domowe wydatki.

Na ile z tych rozwiązań korzystać mogą obcokrajowcy, a nie tylko obywatele kraju?

Polacy mogą się starać o mieszkanie socjalne na takich samych zasadach, jak obywatele. Nie ma jednak taryf ulgowych – wszystko odbywa się na zasadzie punktacji. Dobrym wyjściem w przypadku kupna mieszkania może być skorzystanie z jednego z rządowych programów. Opcji jest kilka, ale generalna zasada jest taka, że klient płaci część należności, np. 70%, a pozostałą część (w tym przypadku 30%) płaci państwo. Jeżeli za jakiś czas właściciel zdecyduje się sprzedać takie mieszkanie, to może zatrzymać jedynie 70% uzyskanej sumy. Ważne jest także to, że są ustalone górne granice tego ile może kosztować mieszkanie, które chcemy nabyć korzystając z owego programu.

Jeżeli żadna z powyższych opcji nie jest odpowiednia dla naszych potrzeb lub trwa to zbyt długo, zawsze można poszukać na rynku nieruchomości.

Na każdym systemie znajdzie się jednak rysa, o czym zresztą poniekąd już wspomniałaś. Co drażni na szkockim rynku nieruchomości?

Tak jak na całym świecie, ceny mieszkań spadły w porównaniu z czasami sprzed kryzysu. Ale przez to część osób postanowiła poczekać ze sprzedażą i zmniejszyła się liczba ofert. No i problemem pozostaje kredyt hipoteczny, który nie jest tak łatwo dostać, zwłaszcza, że wzrosły wymagania co do wysokości wkładu własnego. Młodych ludzi po prostu na kupno lokalu w wielu przypadkach nie stać. A to oni przede wszystkim napędzali rynek nieruchomości, kupując swoje pierwsze mieszkania. Sytuacja powoli się zmienia, powstają też liczne lokalne programy mające na celu pomoc w zakupie wymarzonych czterech kątów, ale ten sektor gospodarki czeka jeszcze długa rekonwalescencja.

Pozostaje więc wynajem. Czym ten szkocki różni się od polskiego?

Wynajem mieszkania jest łatwiejszym i szybszym rozwiązaniem, niż staranie się o lokum socjalne czy kupno własnego. Jest także przeważnie troszkę droższe. Ceny w ogłoszeniach podawane są albo za tydzień, albo za miesiąc, ale płatności pobierane są zwykle raz na miesiąc. Są oczywiście wyjątki, jak wszędzie. Jeśli na przykład wynajmujemy u kogoś pokój, to zdarza się, że płacimy tygodniowo. Ma to też związek z tym, że wiele osób w dalszym ciągu dostaje wypłaty co tydzień i łatwiej jest zarówno porównać cenę wynajmu do zarobków, jak i zapłacić należność właścicielowi czy agencji wynajmującej mieszkania.

Jakie są różnice między Polską a Szkocją w tej kwestii? Z mojego punktu widzenia tutaj te sprawy są bardziej sformalizowane i przejrzyste. Oczywiście tylko wtedy, kiedy wynajmujemy mieszkanie od zarejestrowanego właściciela lub przez agencję pośredniczącą.

W poradnikach dla przyjezdnych czytamy: „Jeden pokój mogą zamieszkiwać najwyżej dwie osoby. Jeżeli w domu są trzy pokoje, może w nim mieszkać najwyżej sześć osób. Zatłoczenie stanowi zagrożenie bezpieczeństwa i może być przyczyną konfliktów sąsiedzkich.” Reguły mieszkaniowe są w Szkocji faktycznie aż tak zasadnicze?

Tak. W umowie wynajmu jest zawsze zaznaczone ile osób może mieszkać w mieszkaniu. Jest to określane ze względów bezpieczeństwa, ale także od tego zależy wysokość ubezpieczenia, które zobowiązany jest zapłacić właściciel mieszkania.

Temat powinien być dobrze znany emigrantom. Swoją drogą – podobno, idąc na rękę pracownikom tymczasowym, tamtejsza bankowość uproszcza procedury np. zakładania konta. Jak oceniasz tamtejszą ofertę?

Ja założyłam konto już kilka dni po przyjeździe i nie miałam z tym żadnego problemu. Niestety nie wiem, czy dzisiaj wygląda to tak samo. Główną różnicą między kontami osobistymi w Polsce i w Szkocji jest to, że tu w wersji podstawowej są one bezpłatne. Każdy bank oferuje ponadto różne płatne pakiety z dodatkowymi opcjami, na przykład z ubezpieczeniem samochodu czy turystycznym. Ważne jest także to, że bezpłatnie mogę używać większości bankomatów w kraju, to duża wygoda.

Zostańmy jeszcze na moment przy temacie migracji. Niemcy obawiają się zalewu Polaków, przed którymi otwierają swój rynek pracy. Pamiętasz, jak reagowali Szkoci na taką skalą imigrantów tych kilka lat temu?

Oczywiście była obawa o to, że imigranci zabiorą miejsca pracy. Kryzys ekonomiczny spowodował, że dyskusje na ten temat wróciły i opinie Szkotów są na ten temat ciągle podzielone. Co jakiś czas pojawiają się także nieprzychylne informacje w mediach, oparte często na jednostkowych przypadkach. To na pewno nie pomaga w integracji. We wszystkich sektorach gospodarki są cięcia, zwolnienia dotykają osób na wszystkich stanowiskach i nie ma się co dziwić rozgoryczeniu ludzi. Nie zmienia to jednak faktu, że Szkocja jest otwarta na osoby, które chcą tu zamieszkać i pracować, choć niewątpliwie znalezienie pracy jest teraz dużo trudniejsze, niż jeszcze dwa czy trzy lata temu.

Bez różnicy, czy rozmawiamy o pracy fizycznej, czy nie?

Wśród moich znajomych są osoby pracujące fizycznie, nierzadko wykonujące pracę poniżej swoich kwalifikacji, ale są także osoby pracujące w branży IT, inżynierowie, pracownicy biurowi, studenci. Część z nich ciągle szuka tu swojego właściwego miejsca, ale spora grupa jest naprawdę zadowolona z możliwości, jakie zostały im zaoferowane.

Jeżeli chodzi o mnie, to gdybym nie czuła się dobrze w mojej pracy i w Szkocji w ogóle, to już dawno przeprowadziłabym się gdzieś indziej. Na dzień dzisiejszy czuję, że tu jest moje miejsce. Przynajmniej jeszcze na jakiś czas.

Nie dziwię się zwłaszcza, gdy myślę o szkockich, zielonych krajobrazach, zamkach i jeziorach. Dla takich miejsc trzeba solidnie oddalić się od Glasgow czy Edynburga?

Trzeba zacząć od tego, że Glasgow i Edynburg same w sobie są niesamowite i można spędzić godziny szwędając się po uliczkach jednego czy drugiego. Oba miasta są też od siebie bardzo różne, przede wszystkim architektonicznie, na co miała wpływ ich historia.

Stolica Szkocji zachwyca od pierwszego wejrzenia, to fakt. Jednak pod względem klimatu, Glasgow jest dla mnie bezkonkurencyjne. Glasgow trzeba dać troszkę więcej czasu i naprawdę można się tym miastem oczarować. Dla mnie ważne jest także to, że z Glasgow można się szybciej dostać na górskie szlaki i do tych ,,zielonych krajobrazów’’ i jezior, o których wspomniałaś. A to jest właśnie to, co zauroczyło mnie w Szkocji najbardziej. Trzeba tylko wiedzieć ile ma się wolnego czasu: pół dnia, dwa dni? Na każdą ewentualność można znaleźć nowe miejsce do zwiedzenia czy górę do zdobycia. I wszystko jest tak blisko!

Ciekawą trasę na trzygodzinny spacer można znaleźć już 15-30 minut jazdy od Glasgow. Najpiękniejszym miejscem w Szkocji, w którym byłam jest wyspa Skye, ze swoimi powcinanymi w ląd zatokami, półwyspami i magicznymi wręcz górami. Podróżowanie po Szkocji i górskie wędrówki są dla mnie najlepszym sposobem na odpoczynek i zdystansowanie się od codzienności.

To miejsca niemal wyłącznie turystyczne czy daje się zauważyć mieszkańców kraju, którzy budują domy i z rozmysłem uciekają właśnie w takie okoliczności przyrody, co najwyżej powracając codziennie do pracy w dużych miastach?

W Szkocji nietrudno jest znaleźć dom, który będzie w rozsądnej odległości od miasta, a zarazem będzie położony w pięknym miejscu. Większość kraju jest przepiękna! Trzeba się jednak liczyć z codziennymi dojazdami, co po pewnym czasie daje się we znaki. Wyjściem byłoby znalezienie pracy, którą można wykonywać z domu. Ale to nie jest łatwe, choć coraz popularniejsze. Co prawda kryzys spowolnił budowę nowych domów, ale i tak w ciągu tych prawie pięciu lat pobytu tutaj zauważyłam, jak szybko rozrastają się miejscowości położone blisko Glasgow, zwłaszcza te w bezpośrednim sąsiedztwie.

No to na koniec, chwila prawdy: co Cię drażni w Szkocji? Poza pogodą.

Nie ma czegoś, co jakoś szczególnie by mnie drażniło. Przyzwyczaiłam się do życia w Szkocji. Nawet pogoda już mnie nie drażni! Zawsze mam parasolkę w torebce, niezależnie od tego, co widzę za oknem i jaka jest prognoza pogody na dany dzień. Tylko kiedy jest naprawdę deszczowo, zmieniam weekendowe plany. Czasami można tu doświadczyć czterech pór roku w jeden dzień! Najlepiej jest po prostu zabrać do plecaka dodatkowy sweter i w drogę…

Rozmawiała Malwina Wrotniak

Źródło: Bankier.pl