Tam mieszkam: Toskania

Niedługo miną 4 lata, odkąd zaszyła się we włoskiej krainie uznawanej za jedno z najbardziej malowniczych miejsc na Ziemi. Rozmawiamy z Małgorzatą Matyjaszczyk, autorką książek „Mój pierwszy rok w Toskanii” i „Toskania dzień po dniu. Zapiski spełnionych marzeń”.

 

Malwina Wrotniak, Bankier.pl: Latem 2007 roku przenosiła się Pani z Wielkopolski do niewielkiej włoskiej parafii San Pantaleo. Czego się Pani wtedy spodziewała po Toskanii?

Małgorzata Matyjaszczyk: Trudno spodziewać się czegoś po krainie. U podłoża decyzji leżała chęć zmiany trybu życia, Toskania to była raczej okazja ułatwiająca decyzję. Samą Toskanię już znałam z wakacyjnych pobytów, ale oczywiście fakt zamieszkania weryfikuje wyobrażenia.

Typowa stop-klatka z Toskanii: posiadłość otoczona pagórkami z charakterystycznymi drzewami cyprysowymi na szczycie. Naprawdę jest tak beztrosko?

To jest jedno z większych zaskoczeń. Toskania nie jest jedynie sielskim regionem, ma bardzo zróżnicowany krajobraz i zagospodarowanie terenu.

Skoro jednak patrzymy na te wzgórza i na te domy powiedzmy – jak mieszkają w nich Włosi? Domy są wielopokoleniowe czy jednorodzinne?

Bywają i takie i takie. Mam wrażenie, że osoby bardziej wykształcone szybciej się usamodzielniają, natomiast przeciętna rodzina żyje tradycyjnie, więc mieszka wielopokoleniowo.

Pytam o Włochów, tymczasem o domu w Toskanii marzy niejeden cudzoziemiec. Posiadaniem nieruchomości w tym regionie szczyci się między innymi Sting. Tylu tam przyjezdnych, ilu rodzimych Włochów?

Tajemnicą nie jest, że domy w Toskanii są bardzo drogie. Kto ma pieniądze, a jest z tutejszych, raczej domu nie kupuje, po prostu go już ma. Więc kupują je cudzoziemcy. Opowiadało mi pewne małżeństwo, że wiele osób z jego pokolenia kiedyś wyprzedało rodzinne posiadłości i uciekło do miasta. Teraz z chęcią wróciliby, ale już ich nie stać na kupienie domów.

Wszystkie te malowniczo położone domy, zbliżone zresztą architektonicznie, wydają się tkwić tam dziesiątki lat. Jak często pojawiają się w okolicy nowe budynki?

Pojawiają się, pojawiają, ale jest to ściśle obwarowane przepisami związanymi między innymi z architekturą krajobrazu.

No to akurat prawdziwy toskański skarb. Proszę zatem o informację, jak Włosi strzegą go literą prawa.

Znam głównie przypadki związane z już istniejącymi budynkami i ich remontami. Z mojego punktu widzenia i zapewne wielu miłośników sztuki, to faktycznie skarb. Gorzej z właścicielami posiadłości. Ich reakcje są różne.

Można ich podzielić na kilka grup. Są tacy, co po prostu uznają, że takie jest prawo i trzeba budować, czy remontować zgodnie z nim. Wielu pilnuje przepisów, gdyż boją się kar, a nie z przekonania co do słuszności prawa. Tym bardziej, że wcześniejsze prawo było równe samowolce. Nikogo o nic nie pytali, a teraz zupełna zmiana. Inni czasami coś najpierw zrobią i liczą na zgodę konserwatorów zabytków. Narzekają, że nawet w nie zabytkowym domu muszą wymieniać drzwi pod dozorem, gdyż akurat ich domy są położone na linii wzroku autostrada – klasztor.

Pewni moi znajomi postawili piec do pizzy na swoim balkonie. Projekt pilotował pewien inżynier, który czegoś tam nie dopilnował i ktoś „uprzejmy” doniósł, że psują widok. No nijak ja tam nie widzę widoku na cokolwiek, a problemy z tego powodu mają straszne.

Z konserwatorami też różnie bywa, prawo jest nieostre i dużo zależy od humoru i własnego gustu kogoś odpowiedzialnego za dany region. Sama się obawiam, co nas czeka, gdy na plebanii w końcu przystąpimy do remontu, bo już się nasłuchałam, oj nasłuchałam!

I co mówią o budowaniu domu w Toskanii?

Nie towarzyszyłam właściwie żadnej budowie. Mam znajomych, którzy stawiali dom zwany letnim, wcale nie w okolicy wielce zabytkowej. Nawet oni mieli obostrzenia, np. przy wyborze barwy budynku. O tym, między innymi, decyduje gmina.

Czy Pani sąsiedzi mieszkają i pracują w tym samym miejscu, czy mimo wszystko spora część zawodowo realizuje się w najbliższych dużych miastach?

Ja mieszkam na przedmieściach dużego miasta – Pistoi. Rzadko kto ze znanych mi osób dojeżdża np. do odległej o 30 km Florencji. Dość dużo kobiet nadal pozostaje w domu.

Ciągnące się kilometrami pola trochę podpowiadają, jakie jest podstawowe zajęcie tubylców. Na czym bazuje lokalna gospodarka?

Baaa. Sama byłam bardzo zaskoczona, bo też myślałam, że rolnictwo szeroko rozumiane, jest podstawowym zajęciem (i źródłem dochodu) Toskańczyków. Sięgnęłam więc do danych statystycznych i okazało się, że w 2006 roku niemal 25% produktu regionalnego brutto stanowiła bankowość, pośrednictwo w nieruchomościach i przedsiębiorczość. Potem niemal 22% to handel, hotele, restauracje, transport, 18,5% – przemysł w sensie ścisłym. Rolnictwo stanowi jedynie 1,7% produktu brutto.

Panią ominęła konieczność poszukiwania lokum w Toskanii. Gdyby jednak trzeba było to zrobić, w dodatku w bieżących realiach, jak i gdzie – z dzisiejszą wiedzą – szukałaby Pani sensownych informacji o podflorenckich nieruchomościach?

W agencjach nieruchomości, w wielu bezpłatnych gazetkach, w internecie.

Łatwo się naciąć? To znaczy… czym może zaskoczyć toskańska zabudowa?

W mojej okolicy jest dużo budynków, które w przybliżeniu można nazwać szeregowcami, choć nie są to identycznie, ciągnące się wzdłuż całej ulicy, domy. Ja nazywam tę architekturę spontaniczną, przyrostową, albo naroślową (zwłaszcza w górach), bo nowy dom dobudowuje się do już istniejącego, ale według innego projektu, a bywa że i bez projektu. Ziemi mało, więc domy są wąskie, a pomieszczenia w nich niewielkie, wręcz niewyobrażalnie małe. Nie mogę z kolei nie wspomnieć, że przed nowo zbudowanymi domami wielorodzinnymi widać ogłoszenie o metrażach tam powstałych mieszkań, np. 300 metrów kwadratowych! Często te mieszkania mają ścisły podział na część zwaną dzienną i nocną, i to także przy małym metrażu. Nie ma więc typowego dla Polski korytarza rozprowadzającego do innych pomieszczeń. Wchodzi się najczęściej do części dziennej (salon, kuchnia), potem jest mała sień wiodąca do sypialni.

Mieszka dziś Pani i pomaga na plebanii. Ksiądz to instytucja, do której wierni przychodzą ze swoimi problemami. Czy ostatni kryzys dał się we znaki Toskańczykom?

Nie powiem nic o problemach, z którymi przychodzą ludzie do księdza, ale mogę już trochę powiedzieć na podstawie własnych obserwacji i rozmów. To jest bardzo złożony temat, gdyż, zapewne jak i gdzie indziej w świecie, problem dotyczył głównie budownictwa. Niektóre małe firmy produkcyjne padły. Ale np. koleżanka pracująca w biurze podróży specjalizującym się głównie w organizowaniu wypoczynku na Malediwach absolutnie nie zauważyła kryzysu. Klientów im nie brakuje. Wielu moich znajomych parafian też nie zmieniło trybu życia. Większość z nich żyje ze szkółek ogrodniczych i nie słyszałam, by ktoś z nich zamknął działalność.

Tymczasem w Polsce nie ustaje dyskusja o kredytach, kursach walut, nie chcących tanieć mieszkaniach. Czy wysokie ceny nieruchomości, podatki, ograniczenia przy kredytach to problemy zajmujące głowę osób, z którymi ma Pani do czynienia?

Znam tylko dwie pary, które wzięły kredyt na zakup mieszkania, czy domu. Nie stanowi to jednak tematu naszych rozmów. Większość znanych mi osób od strony problemów finansowych to emigranci. Ale ci nawet nie myślą o kredytach, szukają raczej jałmużny, dobroczynnego wsparcia.

Nieszczerym byłoby mówienie o Toskanii wyłącznie przez pryzmat wiejskich domów pomiędzy cyprysami. Siena, Piza, czy wreszcie stołeczna Florencja to nadal ten sam region. Podział na życie wiejskie kontra miejskie jest w Toskanii wyraźny?

Trzeba by było ustalić, czym jest wieś w Toskanii. Taka z naszych polskich stereotypów właściwie nie istnieje. Tutaj ma strukturę albo rozległych posiadłości, albo miasteczek z rolniczymi przyległościami.

Mieszkańcy czują się bardzo związani z miejscem zamieszkania, a raczej urodzenia, bez względu na to, czy jest to okolica wiejska, czy miejska. Znam osoby z rozrzewnieniem wspominające swoje rodzinne okolice w moim mniemaniu wręcz brzydkie. Wiele osób rozpoznaje się tu po wymowie, bo różnice czasami pojawiają się już w odległości 10km.  

Czy taka lub nieco większa odległość przekłada się też na silne zróżnicowanie w poziomie cen? Innymi słowy – czy we Florencji znacznie drożej się żyje?

Tak, ale oczywiście to też zależy od miejsca we Florencji. Koleżanka za niewielkie mieszkanko płaciła kwotę równą wynajmowi dużo większego mieszkania z dostępem do basenu pod Pistoią. Ale tam we Florencji miała widok na całe stare miasto i była to bardzo nobliwa dzielnica olbrzymich willi.

W Polsce regiony konkurują, sięgają po dotacje, pracują nad innowacyjnością i atrakcyjnością, a Toskania od lat wydaje się jakby wycofana. Świadomie nie chce i nie bierze udziału w tym wyścigu o przychylność inwestorów?

Nie mam o tym pojęcia. Ale tak na zdrowy rozum, to chyba Toskania nie wymaga wcale udziału w takim wyścigu? Na forach turystycznych i tak narzeka się na nadmiar inwestycji burzących naturalność Toskanii, cokolwiek by te osoby miały na myśli.

W Pani opinii Toskania się nie zmienia?

Oj, tego bym nie powiedziała! Najczęściej zauważam zmiany na drogach, bo tych jestem użytkownikiem. Koło Florencji często daje się we znaki przebudowa autostrady na trzypasmową. Kilka razy byłam zaskoczona gdzieś nowym rondem, którego np. miesiąc wcześniej jeszcze w ogóle nie było. Ponoć w końcu ma być przebudowane florenckie lotnisko. Nowy pas to konieczność, by mogło tam lądować więcej samolotów. Gdy przyjechałam tu na stałe, we Florencji nie było tramwaju, teraz już jeździ regularnie.

W Pistoi ostatnio zaczęto budować nowy szpital, tempo jest niesamowite, choć przyznam, że czas oczekiwania na samo rozpoczęcie budowy był długi, ale gdy już zaczęli to budują, budują, budują.

To tylko moje osobiste obserwacje, a jak się one mają do statystyk? Nie mam pojęcia, to raczej nie mój krąg zainteresowań.

Rozmawiała Malwina Wrotniak, Bankier.pl

Źródło: Bankier.pl