Tam mieszkam: Turcja

Wszelkie sprawy (także zawodowe) załatwia się z Turkami wedle określonego schematu, który wyznaczają kolejno zamawiane herbaty podawane w szklaneczkach w kształcie tulipana – opowiada Agata Bromberek, mieszkająca w Alanyi współautorka książki „Turcja – półprzewodnik obyczajowy” i zarazem właścicielka polsko-tureckiego biura podróży.

Malwina Wrotniak, Bankier.pl: Dobrze byłoby porozmawiać o Turcji mniej znanej turystom, ale i dla Pani ten kraj kręci się wokół turystyki. Czy to, co za plecami hoteli, mocno różni się od codziennego świata?

Agata Bromberek*: Mówiąc o Turcji, zawsze odnosimy się do mocno zakorzenionych stereotypów. Z racji, że pracuję z turystami od początku mojej przygody z Turcją widzę, jak bardzo pobyt tutaj zwykle wiele z tych stereotypów obala. Szczególnie, kiedy odwiedza się rejony typowo turystyczne: Riwiera, Morze Egejskie, Stambuł. Turcja zaskakuje przyjezdnych swoją europejskością, nowoczesnością. Dobre hotele, przyjaźni mieszkańcy, świetna infrastruktura (drogi, lotniska, dworce). Takie widoki nie znikają zaraz po opuszczeniu turystycznych kurortów, co też dla wielu jest zaskoczeniem.

Agata Bromberek w 2008 roku przeprowadziła się do Turcji; na zdj. wschodnia Turcja, miasto Mardin

Oczywiście im dalej na wschód, tym bardziej kraj się zmienia. Jest tak rozległy (powierzchnia dwa i pół razy większa od Polski!), że nie powinno się tutaj uogólniać. Każdy region ma swoje tradycje, obyczaje, specyficzne krajobrazy – wszystkie warte są zobaczenia.

Znam takich, którzy obruszają się na samą myśl o wczasach w stylu last minute, ale jedynym krajem, do którego byliby w stanie udać się w tym trybie, jest Turcja. Z czego może to wynikać?

Turcja przyciąga tym niezwykłym połączeniem światów: Orientu i Europy. Jest tu jednocześnie „jak u nas”, swojsko, a jednak codziennie nawołujący z meczetu muezzin przypomina, że jesteśmy w kraju o zupełnie innej kulturze.


Jedna z turystycznych atrakcji: lot balonem nad Kapadocją, fot. A. Bromberek

Turcja otoczona jest czterema morzami; turecki odcinek Morza Śródziemnego uznawany jest za ten najczystszy. Kraj jest też wdzięcznym celem odwiedzin dla amatorów rozmaitych sportów: znajdują się tu jedne z lepszych na świecie warunków do uprawiania paralotniarstwa, parasailingu. Można ponurkować w turkusowej wodzie, spłynąć pontonem po rzekach górskich (tzw. rafting), a nawet polecieć balonem nad magiczną krainą – Kapadocją. Nie zapomnijmy także o wspaniałej kuchni: aromatycznych potrawach, świeżych warzywach i owocach, które dostępne są przez cały rok. A na koniec – już bardzo praktycznie – ceny w Turcji są dużo niższe, niż w Europie!

Turyści gonią za Turcją, a Turcja goni za Unią Europejską. W których obszarach nadal pozostaje w tyle za Zachodem?

Turecka gospodarka zajmuje 17. miejsce na świecie, a 7. w Europie, jest stosunkowo stabilna, szybko się rozwija i integruje z gospodarką międzynarodową. Pod wieloma względami kraj nie ustępuje największym europejskim państwom.

O przyjęcie do Unii Turcja stara się od 2005 roku. Wydaje się jednak, że jest to przede wszystkim dążenie do podwyższenia standardów i rozwiązania rozmaitych drażliwych kwestii polityczno-społecznych, np. kwestii mniejszości kurdyjskiej. W ciągu ostatnich kilku lat kraj zrobił dość znaczny postęp w tym temacie, nadając Kurdom (których w 75-milionowym kraju jest kilkanaście milionów) prawa do używania i nauczania swojego języka i kultywowania zwyczajów czy uruchamiając kurdyjskie media.

To, co pozostaje w tyle za Zachodem, to długo omijane przez reformy obszary wiejskie, zaniedbana edukacja, przemoc wobec kobiet. Bolesnym tematem, który w tej chwili budzi najwięcej emocji w Turcji jest stopniowe oddawanie „kontroli” nad państwem przez armię demokratycznie wybranym władzom. Nadal jeszcze wielu Turkom wydaje się, że na straży świeckości państwa musi stać armia, co powoduje określone skutki i swoiste rozumienie demokracji.

Tradycyjne tureckie śniadanie, fot. A. Bromberek

Czuje się tam Pani jak na krańcu Europy czy jednak już na progu Azji?

Jedno z pytań, na które trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Codzienne życie jest bardzo zbliżone do tego, które prowadzi się w Polsce. Egzotyka czy też atmosfera Orientu (szczególnie w Alanyi, w której mieszkam) nie jest właściwie w ogóle zauważalna. Największą różnicą kulturową jest zupełnie inne niż w Europie, elastyczne podejście do czasu – powolność, niespieszność, tendencja do spóźniania się. Właśnie ta cecha – mnie, typowej Poznaniance – zawsze przypomina, że jednak nie jesteśmy w Europie.

Ponadto nieco inna jest obyczajowość – wypływa z tradycji muzułmańskiej, a jednocześnie jest już mocno „przefiltrowana” przez europejskie zwyczaje. Wiele zachowań naszych, Europejczyków, Turcy odbierają zupełnie inaczej niż oczekujemy; ta konieczność tłumaczenia sobie naszych różnic nie pozostawia wątpliwości – to nie Europa, tylko taki właśnie kraj „pomiędzy”. Otwarty na inność, odmienność, a jednocześnie trzymający się własnych zasad.

Przez fakt wieloletniego ubiegania się o włączenie do UE, Turcja może się wydawać krajem gorszej kategorii. Tymczasem kraj się ceni.

Turcy jako społeczeństwo mają bardzo silne poczucie własnej wartości, którego my Europejczycy moglibyśmy im pozazdrościć. Są przywiązani do swojego państwa, jego założyciela – Ataturka (pierwszego prezydenta) i symbolu flagi czy hymnu. Z perspektywy Europejczyków, Turcja może i znajduje się „na zewnątrz”. Z perspektywy Turków, są oni na centralnym miejscu w regionie, stanowiąc wzór i inspirację dla sąsiednich państw z kręgu kultury muzułmańskiej, jako ci, którzy potrafią połączyć laickość państwa i intensywny rozwój gospodarki z przywiązaniem do tradycyjnych muzułmańskich wartości.

Jak zawsze pytam – co jest najtańsze, a co niespodziewanie drogie?

Z perspektywy cudzoziemskiego mieszkańca Riwiery Tureckiej, życie w Turcji nie należy do drogich. Koszty zarówno wynajmu, jak i utrzymania mieszkania (woda, prąd) są dużo niższe, niż w Polsce. Codzienne zakupy – przede wszystkim żywnościowe – to także dużo niższy wydatek, uwzględniając wyższą jakość kupowanych warzyw, owoców i innych produktów. W domowej „mikroskali” za to drogie są zagraniczne kosmetyki, produkty RTV (telefony, odtwarzacze, kamery i aparaty).


„Z perspektywy Turków, są oni na centralnym miejscu w regionie, stanowiąc wzór i inspirację dla sąsiednich państw z kręgu kultury muzułmańskiej”, fot. A. Bromberek

W skali „makro” – drogie są samochody. Z kolei tanie – mieszkania, uwzględniając fakt, że standard ich wykończenia jest dużo wyższy, niż w Polsce. W Turcji nie ma średniej ceny za metr – zależy ona przede wszystkim od lokalizacji czy widoku z okna… dlatego za stosunkowo niewysoką cenę można w Turcji nabyć mieszkanie ponad 100-metrowe, w którego powierzchnię nie są na dodatek wliczone przestrzenne balkony. W standardzie są również baseny, siłownie, sauny. Wszystko za cenę taką, za którą w Polsce kupilibyśmy ledwo maleńką kawalerkę z drugiej ręki…

Na rynku mieszkaniowym dominuje własność prywatna czy publiczna? Jak można się o taką nieruchomość ubiegać?

Dominuje własność prywatna. Coraz więcej mieszkań kupują cudzoziemcy – szczególnie w rejonach nadmorskich, nad Morzem Śródziemnym (Alanya) czy Egejskim (Bodrum, Marmaris). Formalności są stosunkowo proste – w ciągu trzech miesięcy od złożenia dokumentów uzyskuje się tzw. tapu, czyli dokument poświadczający posiadanie nieruchomości. Koszty należą do umiarkowanych, np. podatek od zakupu wynosi 3,3% wartości mieszkania. Zakupione apartamenty traktuje się często jako inwestycje -wynajmuje się je turystom podczas długiego sezonu urlopowego (na Riwierze trwa od kwietnia do października).

Dwóch moich znajomych przemierza właśnie Azję w ramach projektu Autostopem ku Wolności. Mijając Turcję żartowali, że najpopularniejszymi zawodami są policjant, ochroniarz i żołnierz – bo tych widać wszędzie – w mundurach, nierzadko z bronią, w kamizelkach kuloodpornych. Przy wejściach do centrów handlowych podobno stosuje się bramki i wykrywacze metali. Wygląda na to, że bezpieczeństwo jest tam rozumiane inaczej, niż w Europie.

Faktycznie, w miejscach zatłoczonych, w galeriach handlowych, na dworcach autobusowych często widać partole policji, ochronę czy straż miejską. Ta obecność nie wzięła się znikąd; Turcy są boleśnie doświadczeni. Wielu z nich pamięta sprzed kilku – kilkunastu lat zamachy, których dokonywała terrorystyczna partia kurdyjska PKK w centrach dużych miast.


Największy w regionie Riwiery Tureckiej meczet miejski w Manavgat; fot. A. Bromberek

W tej chwili Turcja jest krajem bezpiecznym, po pierwsze z powodu wspomnianych zaostrzonych środków ostrożności, po drugie – dzięki tureckiej mentalności. Turcy nie przechodzą obojętnie, zawsze potrafią podejść i zaproponować pomoc, są żywo zainteresowani drugim człowiekiem. To dlatego ja osobiście czuję się na wielu tureckich ulicach dużo bezpieczniej niż… w Polsce.

Często skarży się Pani na wysoką temperaturę, która przy dużej wilgotności jest w Turcji trudna do zniesienia. Co jeszcze uprzykrza codzienne funkcjonowanie?

Faktycznie w regionie Riwiery wilgotność jest bardzo wysoka, ale wystarczy wyjechać nieco dalej od morza, na przykład w pobliskie góry Taurus – by móc odetchnąć rześkim powietrzem. A co najważniejsze – upały trwają dwa miesiące; w pozostałych da się przyjemnie funkcjonować.

Poza wilgotnością, żyjąc w Turcji narzekać można by było na wspomnianą wyżej powolność, takie tureckie rozleniwienie i „wyluzowanie”, które osoby zorganizowane i zdyscyplinowane potrafi doprowadzić do białej gorączki. Wszelkie sprawy (także zawodowe) załatwia się z Turkami wedle określonego schematu, który wyznaczają kolejno zamawiane herbaty podawane w szklaneczkach w kształcie tulipana.

Grubiaństwem jest zaczynanie rozmowy od przechodzenia od razu do sedna; najpierw należy wymienić szereg uprzejmości, do których, wydawałoby się, język turecki jest stworzony. Potem porozmawiać chwilę o tak zwanej „pogodzie”, a to z czym przyszliśmy zostawić na zupełny koniec. Pozostaje się tylko przyzwyczaić… Przyznam, że przytoczone zasady zmieniły zupełnie moje podejście do czasu. Jestem dużo bardziej zrelaksowana i rzadziej padam ofiarą stresu. A jeśli nawet – Turcy nie omieszkają przypomnieć, że wszystko jest „no problem”.

Na koniec wróćmy do początków, bo chciałabym dopytać jak znalazła się Pani w kraju Ataturka.

Dotarłam tutaj po raz pierwszy zupełnie „przypadkowo” – do pracy; najpierw udzielałam gościom hotelowym informacji o łaźni tureckiej i zapisywałam na zabiegi, a więc zetknęłam się z jedną z najsłynniejszych wielowiekowych tradycji. Później zostałam rezydentką i pilotką, stopniowo poszerzając wiedzę o Turcji także w ramach samodzielnych podróży… a w końcu, w 2008 roku, postanowiłam tu zamieszkać.

Czy z biegiem czasu wspomniane uciążliwości zaczynają ustępować czy przeciwnie – doskwierają coraz bardziej?

Na samym początku Turcja była dla mnie ciągiem wielkich pozytywnych zaskoczeń. Podobało mi się dosłownie wszystko: życzliwość mieszkańców, przepyszne smakołyki tradycyjnej kuchni, muzyka, pogoda, no i egzotyczne brzmienie języka tureckiego… Z czasem zaczęłam dostrzegać wiele kulturowych różnic, które trzeba było zaakceptować. Trochę inny styl pracy, skłonność do spóźniania się, nadmierną gadatliwość i zamiłowanie do plotkowania. Osobno drażnił mnie także nieuleczalny optymizm i pewność siebie, która w niektórych sytuacjach stawała się wręcz nie do zniesienia! Na szczęście i ten etap udało się przejść zwycięsko i teraz moje uczucia do Turcji to taka słodko-gorzka mieszanka.

Kiedy za dużo narzekam – co jest typowe w szczycie sezonu, gdy ciężko pracujemy i nietrudno o kulturowo-obyczajowe konflikty, zaczynam natychmiast planować jakiś turecki wypad w nowe miejsce. W zeszłym roku była to południowo-wschodnia część Turcji, w tym roku pora na region Morza Czarnego… Kraj jest na tyle ogromny i tak bardzo bogaty w rozmaitego rodzaju atrakcje, że nowych miejsc do odkrycia nie zabraknie mi jeszcze przez długi czas.

Rozmawiała Malwina Wrotniak, Bankier.pl
Kontakt: m.wrotniak@bankier.pl

* Agata Bromberek prowadzi w Turcji biuro podróży Alanya Online. Jest też autorką bloga o Turcji (tur-tur.blogspot.com) i współautorką książki „Turcja – półprzewodnik obyczajowy”.

Źródło: Bankier.pl