Tego powinni zabronić

Jeśli chodzi o wskaźnik CPI, to po kwietniu w ujęciu rok do roku sięgnął poziomu 4 proc. Optymiści mogą wieszczyć, że to sezonowy wybryk i po maju CPI powinien z powrotem zawitać w okolice 3,25-3,5 proc., w co jednak ciężko uwierzyć. Sprzedaż detaliczna wzrosła w kwietniu 2009 r. o 5 proc. w ujęciu miesiąc do miesiąca oraz o 1 proc. w ujęciu rok do roku. Stopa bezrobocia na koniec kwietnia bieżącego roku wynosiła 11 proc. wobec 11,2 proc. miesiąc wcześniej. Rok temu o tej samej porze stopa bezrobocia wynosiła 10,3 proc. Polski złoty względem głównych walut zachowuje się dziwacznie dając do zrozumienia, że ma wielką ochotę na powtórkę specyficznego rajdu jaki wykonał niemal rok temu. I tylko brakuje do pełni szczęścia kolejnej „zagrywki” z opcjami walutowymi, gdy przedsiębiorcy będą się ponownie żalić, że zostali wprowadzeni w błąd, bo polski złoty zamiast zyskiwać na wartości nagle zaczął tracić. A zapewne wielu jest takich, którzy chcieliby zobaczyć kurs dolara amerykańskiego poniżej 3 zł polskich, tylko czy w tym półroczu dane im będzie zobaczyć coś podobnego? Sprawa wątpliwa.

Deficyt czy pieniądze

W pewnej gazecie („GW” Ludzie i Pieniądze, autor Agata Nowakowska, tytuł „Belka: Ja bym zwiększył deficyt”) były minister finansów, niejaki Marek Belka, opowiada o zwiększeniu deficytu. Co najbardziej mnie rozbawiło to określenie, że „Miliard złotych mniej w budżecie nie czyni znaczącej różnicy, a ten sam miliard zostawiony w PKO BP czy w PZU pozwoli im albo kontynuować akcję kredytową, albo uczestniczyć w przejmowaniu banków, które mogą być wystawione na sprzedaż”. A ja Pana Profesora zapewniam, że miliard złotych w budżecie to bardzo dużo. Niech Pan to powie pracownikom sfery budżetowej, że mogą zapomnieć o podwyżkach, ponieważ należy zwiększyć deficyt o miliard złotych. Oni będą zachwyceni.

Pan Profesor może proponować zwiększanie deficytu, a ja proponuję zniesienie podatku od dochodów kapitałowych. A dlaczego? Bo jak ludzie będą mieli więcej pieniędzy, to będzie zwiększała się konsumpcja, a to z kolei może podnieść wzrost gospodarczy. A dlaczego ludzie mieliby mieć więcej pieniędzy? Bo mogliby sobie obejrzeć wykresy firm notowanych na rynku kapitałowym, gdzie dywidendy nie są przedmiotem idiotycznych sporów, tylko wypłacane są w ujęciu kwartalnym, albo miesiąc do miesiąca. Ten ostatni aspekt pozostawię w spokoju, bo nie chciałbym, aby komuś w głowie zaświtał pomysł stworzenia sobie portfela inwestycyjnego opartego na 52 obiektach, gdzie dywidenda jest wypłacana co miesiąc, a więc dzięki znajomości kalendarza można otrzymywać dywidendę co tydzień. Takie rzeczy to powinny być zabronione, bo może się w głowach poprzewracać. Zatem można popatrzeć na spółki, które systematycznie wypłacają dywidendę w ujęciu kwartał do kwartału. Dodatkowym powodem niech będzie to, że już w czerwcu oraz lipcu bieżącego roku te spółki będą miały dzień prawa do dywidendy, a odpowiednio ustawiony portfel będzie przynosił wypłatę dywidendy w każdym tygodniu lipca. Na dodatek, w każdym z tych przypadków div yield, czyli dywidenda brutto do ceny płaconej za akcję wynosi ponad 6 proc. w skali roku. Oj, ci Amerykanie, jak już coś wymyślą, to w głowie się przewraca.

Jak to wyglądało

Zatem wystarczy popatrzeć jak to wyglądało na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy. Ceny akcji zachowywały się zmiennie. Były okresy, kiedy rosły, były okresy, kiedy spadały, ale w każdym z przypadków stopa zwrotu po przeliczeniu na złote polskie i przy uwzględnieniu standardowych prowizji oraz podatku dochodowego była na poziomie nie niższym niż 20 proc. Z kolei w okresie ostatnich 12 miesięcy (licząc według danych na 22.05.2009 r.) indeks DIJA zanotował –28 proc. stopy zwrotu, a polski WIG20 był niższy o 31 proc. Nie bez powodu wspomniałem o zachowaniu kursu złotego względem dolara USA. Każdy z 6 obiektów (oto ich symbole: SB, CFFI, PTNR, WSBC, RWT, FL) przy systematycznym inwestowaniu w taką samą ilość akcji na dzień, w którym nabywało się prawo do dywidendy, przynosił po 12 miesiącach po przeliczeniu na złote polskie dodatnią stopę zwrotu.

Czy dywidenda zubaża

W Polsce nadal obowiązuje jakiś dziwny przesąd, że jeśli spółka akcyjna notowana na giełdzie wypłaca dywidendę, to pozbawia się środków na inwestycje. Jeśli jest spółką odpowiednio zarządzaną, to może ogłosić nową emisję akcji, a nabywcy nie pożałują środków. Zatem niech w końcu ktoś zawiesi coś co przeszkadza obywatelom polskim się wzbogacać. Po co wzbogacać innych, skoro można wzbogacić własnych obywateli? Problem polega tylko na tym, że bogatszymi obywatelami trudniej jest rządzić niż obywatelami biednymi.

A co do wzrostu inflacji i dewaluacji złotego względem kursu dolara USA, to dzięki ostatnim danym (CPI wynoszący 4 proc. oraz prawie 50-proc. dewaluacji złotego względem dolara USA za okres 12 miesięcy) graniczny div yield dla spółek notowanych w Warszawie powinien wynosić nie mniej niż 6 proc. Jakby przejrzeć notowania tych obiektów w perspektywie szerszej niż 1-3 sesje a na przestrzeni 3-6 miesięcy to okaże się, że takie akcje gdzie div yield > inflacja netto annualizowana o dewaluację kursu złotego względem dolara USA za okres 12 miesięcy potrafi przynosić ponadprzeciętne stopy zwrotu. I gdyby jeszcze pozwolić obywatelom polskim nie płacić daniny w postaci podatku od dochodów kapitałowych to dopiero byłoby miło. A tak znowu trzeba pomyśleć i zastanowić się, czy nie zamienić polskiego złotego na dolara amerykańskiego i nie zainwestować w akcje, gdzie po 12 miesiącach najniższa stopa zwrotu wynosi ponad 20 procent.

Tak, zdecydowanie tego powinni zabronić.

ANDRZEJ FILIPEK

Treść powyższej analizy jest tylko i wyłącznie wyrazem osobistych poglądów jej autora i nie stanowi „rekomendacji” w rozumieniu przepisów rozporządzenia ministra finansów z 19 października 2005 r. w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych lub ich emitentów (DzU z 2005 r. nr 206, poz. 1715). Zgodnie z powyższym autor nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne podejmowane na podstawie niniejszego komentarza.